Miała 82 lata, gdy odeszła. Dolores Sala Carrio, matka słynnego piłkarza i trenera Pepa Guardioli, zmarła w Barcelonie z powodu zakażenia koronawirusem. Stało się to w kilka dni po tym, gdy uśmiechnięty Hiszpan zagrzewał kibiców do walki z chorobą, a media obiegła informacja, że przeznaczył milion euro na walkę z wirusem dla hiszpańskiej służby zdrowia. Tragedia Pepa dotknęła niemal cały futbolowy świat.Od Barcelony poprzez Monachium aż po Londyn i Manchester – kondolencje dla Pepa Guardioli spływały od największych klubów w Europie. Nic dziwnego, Guardiola to wielki trener, wizjoner i pasjonat. To dzięki Dolores i jej mężowi Vincentowi świat futbolu może podziwiać warsztat tego szkoleniowca.
Była zwykłą kobietą – pracowała w katalońskiej fabryce tekstyliów. Wychowała czworo dzieci, w tym właśnie tego najsłynniejszego: Josepa Guardiola. Najpierw zasłynął jako pomocnik FC Barcelony, a później szkoleniowiec Dumy Katalonii, Bayernu Monachium i wreszcie Manchesteru City. W każdym z tych klubów Pep przeprowadził rewolucję. Wymagający, nieco neurotyczny, ale jednak sympatyczny, a wreszcie uwielbiany przez kibiców i futbolowy świat – taki jest Guardiola. Odejście Dolores sprawi, że na zawsze zapamięta on te dramatyczne tygodnie, w trakcie których walczymy z koronawirusem i agresywną chorobą COVID-19.
Walka z wirusem to specyficzna wojna. Biorą w niej udział, owszem, policjanci i żołnierze, ale przede wszystkim ci najbardziej narażeni: pracownicy służby zdrowia, urzędnicy, sprzedawcy w sklepach, kurierzy, pracownicy Poczty Polskiej. Nareszcie możemy docenić ich pracę, bo oni naprawdę narażają swoje życie. Z tego punktu widzenia życie sportowca nie wydaje się specjalnie trudne: czas spędza w domu, a ćwicząc, czeka na wznowienie zawodów. Jednak sportowcy, oprócz domowych zajęć, mają coś jeszcze: wielkie serce. Wielkie nie tylko na arenach, ale także w codziennym życiu. Faktem jest, że śmierć matki Pepa wstrząsnęła światem sportu. Ale nie była sygnałem do walki. Bo sportowcy znacznie wcześniej rzucili wyzwanie chorobie. I zrobili to na sto różnych sposobów.
Miliony to nie wszystko
Zaczęli niewinnie, tak jak my, sądząc, że to potrwa chwilę, czyli dwa, maksymalnie trzy tygodnie. Dotąd wielkie imperia Zachodu radziły sobie z podobnymi problemami bardzo szybko. Ale koronawirus okazał się inny. Sportowcy rzetelnie prześcigali się w apelach do nas o pozostanie w domach, motywowali do tego, byśmy nie zapominali o codziennym zastrzyku dopaminy i regularnie ćwiczyli.
Gdy jednak świat zaczęły obiegać przerażające zdjęcia z Włoch, Hiszpanii i Francji, a później Stanów Zjednoczonych, postanowili działać. W Polsce wrażenie zrobili Robert Lewandowski i Kuba Błaszczykowski, którzy przekazali pieniądze na walkę koronawirusem. A przecież służba zdrowia żadnego kraju nie była gotowa na taką falę zachorowań w jednym czasie. A zatem zastrzyk finansowy i wsparcie to jeden z najważniejszych gestów. Choć nie kojarzy się z wielkim poświęceniem.
Jednak wielu nie wystarczyły wykonane przelewy. Liczyła się jeszcze motywacja. Szwedzki piłkarz i jeden z najwybitniejszych napastników globu Zlatan Ibrahimovic zaledwie kilka tygodni przed wybuchem pandemii przeniósł się z amerykańskiej ligi do włoskiego AC Milan, by strzelić zaledwie kilka goli dla pogrążonego w kryzysie giganta. Nawet nie zdążył się dobrze rozkręcić, gdy koronawirus zawitał na Półwysep Apeniński. Zawitał do miejsca, w którym Szwed wyrósł niegdyś na wielką gwiazdę światowego formatu: najpierw w Juventusie Turyn, a później Interze Mediolan. Zlatan nie tylko przelał odpowiednią kwotę na walkę z wirusem, ale nagrał też film w mediach społecznościowych, w którym w swoim buńczucznym stylu powiedział: „Jeśli wirus nie przyjdzie do Zlatana, to Zlatan przyjdzie do wirusa. Czas wykopać go z tego kraju”.
Te słowa, choć pozornie brzmią nieco absurdalnie, musiały trafić do serc wielu Włochów, dla których Ibrahimovic, ze swoim wielkogabarytowym ego i niebanalną osobowością, jest po prostu idolem.
Prosty, choć nieco bardziej subtelny sposób na motywację wymyślili z kolei piłkarze FC Liverpool. Oni – wraz ze sztabem szkoleniowym – nagrali proste video, które szybko stało się viralem. Twórcy potęgi angielskiego klubu dziękowali w nim pracownikom służby zdrowia, zagrzewając lekarzy i ratowników medycznych do dalszej walki.
Ramię w ramię – i to dosłownie! – z lekarzami stanęła z kolei szwajcarska kolarka Elise Chabbey, która odłożyła rower w kąt, zdjęła kask i kostium, by założyć kombinezon. Jako świeżo upieczona lekarka zakasała rękawy – albo raczej naciągnęła na dłonie rękawice – i postanowiła pomóc kolegom i koleżankom po fachu. – W tym tygodniu miałam już czterech pacjentów, a sytuacja stale się pogarsza – raportowała olimpijka. Wiemy doskonale, że w tym przypadku przyda się każda pomoc, nawet jeśli ochotniczka ostatnie tygodnie poświęcała głównie pedałowaniu.
Puste stadiony też potrzebne
Kiedy kilka tygodni temu kibice musieli wynieść się ze stadionów, zgodnie psioczyli na wirusa oraz zaskakujące obostrzenia i z nadzieją wyglądali poluzowania restrykcji. Oczywiście niewiele z tej nadziei wyszło, ale przecież także puste stadiony zamiast być symbolami wielkiego smutku, stały się praktyczną przestrzenią, na którą służby medyczne znalazły sposób. Legendarny stadion Santiago Bernabeu w Madrycie, gdzie zwykle gra potężny Real, okazał się znakomitym magazynem dla środków medycznych (maseczek, kombinezonów i leków). Z kolei Tottenham Londyn przeznaczył swój imponujący i nowiutki stadion na… szpital. A konkretnie miejsce, gdzie stanęły łóżka gotowe na przyjęcie kolejnych chorych.
Czyż to, jaki użytek z pustych aren zrobiły kluby, nie sprawiło, że kibicowska absencja nabrała znaczenia i wartości?
Formuła na walkę
Ale to jeszcze nie wszystko. Imponującą aktywnością wykazali się uczestnicy Formuły E, czyli wyścigów bolidów na prąd. Do ścigającego się w bolidach Alexandra Simsa dotarła smutna informacja o niedostatkach w służbie zdrowia. Informatorem okazała się jego siostra, na co dzień pracująca jako pielęgniarką. Andrea nie zastanawiał się długo – zorganizował magazyn podstawowych rzeczy nieodzownych w pracy lekarzy, pielęgniarek czy ratowników medycznych, takich jak maseczki czy rękawiczki. Zmobilizował do tego swoich przyjaciół nie tylko Formuły E, ale także Formuły 1.
Sportowcy dowodzą w najtrudniejszych sytuacjach, że ich żywiołem jest walka. Gdy wielu załamuje ręce, śledząc kolejne statystyki związane z rozprzestrzenianiem się koronawirusa – oni walczą. Istotą sportu jest przecież pokonywanie własnych słabości i dawanie radości innymi. Jak się okazuje, także wtedy, gdy wszystkie widowiska zostają odwołane, a stadiony zamknięte na wszystkie spusty.
Read more:
Zostań w domu! – apelują gwiazdy ze świata sportu i mediów
Read more:
Piłka nożna: sport, biznes czy machlojka?