– Każdy się boi. Trzeba uszanować, że ma się przeciwnika, który jest niewidoczny i się czai. Razem z siostrami jesteśmy świadomi, co się może wydarzyć…Kilka dni temu internet obiegło zdjęcie księdza w kombinezonie ochronnym, z przyłbicą na twarzy i stułą na ramionach. To ksiądz Piotr Dydo-Różniecki z diecezji tarnowskiej, który na ochotnika zgłosił się do pomocy w DPS-ie w Bochni. W związku z zakażeniem personelu koronawirusem podopieczni z dnia na dzień zostali zupełnie bez opieki. W rozmowie z naszym portalem opowiedział, jak wygląda jego posługa w takim miejscu i jak tłumaczy Pana Boga z tej całej pandemii koronawirusa…
Ania Salawa: Ostatnio internet obiegło księdza zdjęcie, w kombinezonie ochronnym, z przyłbicą na twarzy i stułą. Wyglądał ksiądz, jakby się wybierał z misją na Księżyc. A to praca w DPS-ie. Jak to się stało, że ksiądz tu w ogóle trafił?
Ks. Piotr Dydo-Różniecki: Na co dzień pracuję w Kazachstanie w Atyrał. Byłem akurat w Polsce na urlopie, kiedy zamknęli granice i nie mogłem wrócić do swojej parafii. Kłóciłem się z Panem Bogiem: co ja tutaj robię? Zbliżają się święta, w Polsce mnóstwo księży, a w mojej parafii w Kazachstanie wierni nie mają pasterza… I wtedy w Wielką Sobotę trafiłem w internecie na ogłoszenie, że poszukiwana jest pomoc dla DPS-u w Bochni. Personel zaraził się koronawirusem i teraz siostry dominikanki ruszają tam z pomocą. Odezwałem się do sióstr i zdecydowałem się stawić do pomocy. Czułem, że była to odpowiedź na moją kłótnię z Panem Bogiem.
Po ludzku nie bał się ksiądz? Słyszymy, że niektórzy z DPS-ów uciekają ze zmęczenia i w trosce o swoje zdrowie. A ksiądz dobrowolnie się stawił w takie miejsce…
Każdy się boi. Trzeba uszanować, że ma się przeciwnika, który jest niewidoczny i się czai. Razem z siostrami jesteśmy świadomi, co się może wydarzyć…
W Wielką Sobotę przyjeżdża ksiądz do DPS-u i co ksiądz widzi?
Dotarłem około 18.00 i zobaczyłem przed domem wielki namiot i mieszkańców domu, którzy którąś godzinę już byli na zewnątrz, bo akurat straż pożarna dezynfekowała ich dom. Czekaliśmy na moment, kiedy będziemy mogli wrócić do środka. I jak tak staliśmy na dworze, z kaplicy, która była obok domu, słychać było śpiew Gorzkich żali. I tak to we mnie rezonowało… Ten śpiew i ta sytuacja, w której się znalazłem.
Jak aktualnie wygląda sytuacja w DPS-ie?
Mamy 37 mieszkańców. Odseparowane są osoby zarażone od niezarażonych. Ale na dniach wszyscy będą mieli powtarzane testy. Nasz ośrodek jest miejscem, gdzie żyją również osoby z chorobami psychicznymi. I tak naprawdę ciężko im jest wytłumaczyć, żeby siedziały w swoim pokoju, bo mogą się zarazić.
Jak wasi podopieczni reagują na sytuację?
Oni są przede wszystkim bardzo wdzięczni. Jestem tu już prawie tydzień od Wielkiej Soboty i słyszałam już setki razy słowo dziękuję… Nikt w moim dotychczasowym życiu tyle razy mi nie dziękował, co oni teraz. Oni nie znali nas, my ich. Więc na początku była taka bariera. Ale przez to, że tu pracujemy, myjemy, sprzątamy, opiekujemy się nimi, budujemy relację z tymi ludźmi.
Ostatnio dołączyły do nas również młode dziewczyny, studentki pielęgniarstwa. Mamy też lekarza. I my wszyscy uczymy się tych naszych pacjentów, bo wiele z nich wymaga opieki specjalistycznej, lekarskiej. Musimy się nauczyć, jak się nimi opiekować. Też jesteśmy ogromnie wdzięczni dotychczasowemu personelowi, który tu pracował, a teraz się rozchorował. Do końca służył i pomagał swoim pacjentom.
Miał ksiądz wcześniej jakieś medyczne, pielęgniarskie przygotowanie? Umówmy się, że przewijanie to mało męskie zajęcie… Nie było oporów przed taką codzienną opieką nad podopiecznymi?
Nie, na szczęście z tym nie miałem problemów. Jako kleryk po trzecim roku miałem staż jako salowy, pielęgniarz na oddziale paliatywnym. To mi bardzo pomogło. Nauczyło pewnych technik opieki nad chorymi. U nas w seminarium takie praktyki są obowiązkiem. Teraz wiem, że to bardzo cenne doświadczenie.
Jak ksiądz sobie tę sytuację tłumaczy? W obliczu tej pandemii łatwo “pokłócić” się z Panem Bogiem. Stracić wiarę…
Na początku byłem trochę zły na Pana Boga, że nie mogę wrócić do mojej pracy do Kazachstanu. Kiedy jednak trafiłem już tutaj, poczułem że jest to moje miejsce. Choć z jednej strony miałem mieszane uczucia, np. w Wielką Sobotę nie mogłem odprawiać mszy Wigilii Paschalnej. Ale potem, kiedy w Niedzielę Zmartwychwstania zaśpiewaliśmy “Zwycięzca śmierci, piekła i szatana”, nastąpiła u nas wielka radość. Siostry, które tu jechały, też żyły w niepokoju, że może przyjdzie im przeżyć Wielkanoc bez sakramentów, jeszcze nie wiedziały, że jakiś kapłan pojawi się w ośrodku… A tu taka miła niespodzianka.
Jak na kapłana reagują podopieczni?
Na tym zdjęciu co obiegło internet mam stułę, bo chciałem, żeby podopieczni widzieli, że jest ksiądz wśród nich. Teraz już jej nie noszę, ze względów epidemicznych. Ale dla mieszkańców domu obecność księdza jest bardzo ważna. Zaczepił mnie ostatnio jeden z pensjonariuszy, który przez pół ogródka krzyczał: “Ojcze! Dziękuję ci za tę spowiedź!”. To są takie momenty, kiedy wiem, że moja obecność tu ma sens. Takie chwile dodają skrzydeł.
A druga historia była taka, że w tych pierwszych dniach, kiedy jeszcze czułem takie zmęczenie, kiedy dopiero organizowaliśmy naszą pracę, szedłem korytarzem zastanawiając się, za co się zabrać. I wtedy usłyszałam, że jedna podopieczna idzie za mną, i śpiewa: „Wystarczyła ci sutanna, uboga…”. Dla mnie to był taki uśmiech pana Boga.
Czegoś wam potrzeba?
Co chwilę dostajemy różne dary od dobrych ludzi. Jesteśmy za to bardzo wdzięczni. Modlitwy nam trzeba!
Read more:
Dominikanki do zadań specjalnych. „Jak widzę te siostry, to chciałbym takiego Kościoła” [wywiad]
Read more:
Kapelani szpitalni na froncie. „Bardziej boję się tego, że będę źródłem zakażenia” [reportaż]
Read more:
Maluje obrazy ustami, gra na scenie o kulach… Niepełnosprawni artyści z DPS-u brata Alberta