Człowiek z rękami rozpostartymi na niewidzialnym krzyżu wryje się w pamięć, tak samo jak wiersze. Poezja to „Ja wobec Boga” – powtarzał za Krasińskim. Dziś pogrzeb Andrzeja Strumiłły.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Najpierw dostrzegasz pogodną twarz. Oczy duże, przenikliwe, uważne. Po chwili zachwycisz się pamięcią, bystrością umysłu, pogodą ducha. „Jestem w środku świata. Mam świat zewnętrzny i wewnętrzny, i to one stanowią niepodzielną całość”. Tę całość, której na imię Człowiek.
Andrzej Strumiłło: Jeszcze bym sobie pożył…
„Jeszcze bym sobie pożył” – mówi dziennikarce w wywiadzie, podkreślając jednak, że „jest już w dziewiątym krzyżyku”. Niemal trzy lata od tamtej rozmowy, 9 kwietnia 2020 r., swoją „podróż przez życie i sztukę” zakończył Andrzej Strumiłło, malarz, rzeźbiarz, scenograf, poeta, wykładowca akademicki.
Apetyt na życie miał ogromny. W młodości zapalony podróżnik; zwiedził wschód i zachód, poznał cywilizacje starej Azji i nowej Ameryki. „Żaden upał, żadne zmęczenie, ból kręgosłupa, przepuklina, leje po bombach czy nawet obecność min nie były w stanie powstrzymać mnie od wędrowania” – wspominał.
„Jestem pielgrzymem” – mówił innym razem. Jedenaście podróży do Indii, kilkukrotne wyjazdy do Chin i Nepalu, wyprawy na Mount Everest, polowanie na tygrysy na Dalekim Wschodzie Syberii, dwuletni pobyt na Manhattanie – to tylko kilka z długiej listy wędrówek.
Kiedy zaproponowano mu prowadzenie pracowni graficznej Sekretariatu Generalnego ONZ, przeniósł się na Manhattan. Energia miasta okazała się fascynująca, ale i nużąca. Jedenaście tysięcy zdjęć z tamtego pobytu to niewątpliwa chluba dla artysty, w przeciwieństwie do przejawów amerykańskiego konsumpcjonizmu. Któregoś razu w sklepach doliczył się 120 modeli szczoteczek do zębów i… przestał liczyć. „Wyczerpał się limit podróży na życie”.
Kamienie – cisi świadkowie wędrówek Strumiłły
„Jestem troszkę utrudzony, ale może nie tak strasznie. Cały czas pracowałem, zmieniając tylko rodzaj pracy z umysłowej na fizyczną” – wspominał, kiedy powrócił do swojej wsi, Maćkowej Rudy na Suwalszczyźnie. Tam czekały ukochane psy – Atena i Snopek oraz kilkanaście koni krwi arabskiej, szlachetnych, które nie idą na rzeź.
I urokliwe siedlisko – stary drewniany dom nad Czarną Hańczą, wpływającą prosto do Niemna. Stąd przecież bliżej do korzeni – na Litwę i Białoruś. A może to miejsce wybrało jego? Zachwyciło urokiem drzew znad Amuru, krzewami z Chin i z Japonii, skusiło słodkimi winogronami wijącymi się wokół altany. Zaintrygowało ogromnymi kamieniami, które rozpanoszyły się po ogrodzie, niczym potężne rzeźby, skrywające w sobie cząstkę duszy artysty.
Trzymam w ręku kamień, czarne jajo bramy.
Milczącą energię, czasu spełnienie.
Widzę lawy umarłej skamieniałe życie,
progi i schody świątyń.
Ołtarze ofiarne.
Kamienie to cisi świadkowie wędrówek. Ten z Litwy pochodzi z resztek fundamentu starego domu Piłsudskiego. Ten z wyprawy na Mount Everest jest ostry, nieoszlifowany, a ten z przedsionka pustyni – łagodny, wypolerowanej przez wiatr.
Poezja to „Ja wobec Boga” – mówił za Krasińskim
W Maćkowej Rudzie krzyżują się losy artysty z wielkimi tego świata. Dębowy stół pamięta odwiedziny poety Miłosza, wizyty prezydenta Kaczorowskiego i biskupa Zięby, aktora Łomnickiego i księżnej Czartoryskiej. Skrzypiąca podłoga strychu nie ujawni tajemnic Wajdy i Geremka. Dom solidny; z modrzewia i sosny, pachnie pieczonym chlebem i grzeje płomieniami z kominka. W rogu majestatyczna lampa, jakby od niechcenia rzucająca cień na gospodarza. On zaś przebiera kolejne karty swych wierszy, niczym paciorki różańca. Podróżuje w wyobraźni, bo „bardzo ważne jest być człowiekiem aktywnym – pracować, działać, służyć”.
W posłudze maluje cykl 18 obrazów „Psalmy”, które zawisną w odbudowanej z ruin synagodze sejneńskiej. Kolejny cykl „Apokalipsa” to już zaduma nad skutkami grzechu, sądu i zagłady. I dopiero „Nowe Jeruzalem” otworzy przed utrudzonym rodzajem ludzkim Bramy Zbawienia. Człowiek z rękami rozpostartymi na niewidzialnym krzyżu wryje się w pamięć, tak samo jak wiersze. Poezja to „Ja wobec Boga” – powtarza za Krasińskim.
Umrę w fotelu z porządnej skóry.
Dobrego byka, który umarł wcześniej.
„Wszystko jest dość ulotne; śmierć byka i śmierć moja stanowią pewną jedność, ten mój fotel i ja umieramy razem”. A jednak non omnis moriar! Stary dom z sosny i modrzewia i drzewo znad Amuru, i krzewy z Chin i Japonii wciąż żyją. Potężne kamienie wryły się w ziemię, zaświadczając o swoim majestacie. Została w nich cząstka duszy, ślad odciśnięty ręką doskonałego zamysłu artysty…
„Jestem pielgrzymem”…
W młodości często latałem.
Startowałem zwykle ze szczytu katedry,
zanurzając ramiona w przestrzeń.
Im bliżej byłem siedziby Pana,
malały świątynie i ołtarze.
Kwiaty ziemskie stawały się prochem bezwonnym…
#zostanwdomu, film dostępny jest niżej:
Można także obejrzeć film “Summa” o ostatnich latach życia Strumiłły TUTAJ
*W tekście wykorzystano fragmenty wywiadu Justyny Dąbrowskiej z 2017 r. dla Tygodnika Powszechnego, „Jeszcze bym sobie pożył”, wierszy Andrzeja Strumiłły z cyklu „Powidoki. Wiersze i zapiski z lat 1947-2019” oraz filmu w reżyserii Bożeny Bednarek „Andrzej Strumiłło. Podróż przez życie i sztukę”
Czytaj także:
Współczesne kościoły w Polsce? Zobacz 7, naszym zdaniem, najciekawszych!
Czytaj także:
Najpiękniejsze malarskie przedstawienia Maryi [galeria]
Czytaj także:
Religijne obrazy Vincenta van Gogha? Poznaj te dzieła! [galeria]