„Ludzie byli zbyt zajęci, by iść na mszę. Wychodzili z kimś coś zjeść i gapili się w telefony. Jeśli ta cała sytuacja sprawi, że będziemy mniej zajęci, zwolnimy i zobaczymy, co jest najważniejsze w perspektywie wielkiego planu, Bóg może pozwolić, byśmy znów byli bliżej Niego”.
Pandemia zmusiła nas do zwolnienia tempa i spędzania większej ilości czasu w domach. Jak wykorzystać go w maksymalny sposób? Z poradami spieszą nam mnisi i mniszki, a więc ludzie, którzy rzadko opuszczają swój dom, kierując się odwieczną tradycją wycofywania się ze świata i życia modlitwą.
Być bliżej
– Staramy się żyć w powszednim towarzystwie Boga, które niektórzy nazywają „medytacją” czy też „praktyką obecności Boga” – mówi Aletei mnich, który pragnie pozostać anonimowy. – I ta praktyka rzeczywiście zbliża nas do siebie nawzajem, nawet jeśli nasze ciała są od siebie oddalone. Ponieważ Bóg jest źródłem i końcem każdego z nas, możemy zbliżyć się do siebie tylko poprzez zbliżanie się do Niego.
Wyjaśniając tę koncepcję, mnich sugeruje: – Pomyślcie o liniach emanujących z jakiegoś punktu. Mogą się zbliżyć do siebie wyłącznie blisko tego punktu.
S. Zofia Maria ze Zgromadzenia Sióstr Maryi Gwiazdy Porannej w Mononie (Wisconsin) podtrzymuje ten obraz, mówiąc, że ktoś kiedyś wyjaśnił jej to przy pomocy promieni słonecznych. Kiedy te są najbliżej słońca, są również najbliżej siebie nawzajem.
Nie wegetuj – zrób użytek z inteligencji!
Siostra Zofia Maria udziela praktycznej rady, jak rodziny, które mają teraz więcej czasu i żyją fizycznie bliżej siebie, mogą bardziej przylgnąć do Boga.
– Nie ulegaj pokusie, żeby po prostu się obijać – przed komputerem, telefonem czy telewizorem. Święty Tomasz z Akwinu mówi, że nasza inteligencja jest tym, co się Bogu najbardziej podoba. To naprawdę największy dar, jaki dostaliśmy od Niego na naturalnym poziomie – mówi w jednym z wywiadów. – To jest taki czas, że jeśli ludzie po prostu usiądą przed telewizorami i telefonami, próbując wypełnić pustkę przez bierne przyjmowanie tego, co zdecydują się im podać media, będzie to bardzo niefortunne. Nasza inteligencja jest jak niezapisana karta… Większość Amerykanów mówi, że są na co dzień zbyt zajęci, że nie mają wystarczająco dużo czasu, ale w tej sytuacji, kiedy odpadło wiele dodatkowych aktywności – jak np. zajęcia sportowe dzieci – mamy więcej tego cennego daru. Może to być więc okazja do tego, żeby ludzie połączyli dwa najcenniejsze dary – inteligencji i większej ilości czasu – i wykorzystali je, by pogłębić swoją wiedzę o Bogu.
Cisza, czyli dowiedz się więcej o sobie
Anonimowy mnich zgadza się z tym: – Wydaje mi się, że znaczna część niepokoju w dzisiejszym społeczeństwie jest wynikiem ciągłego zagrożenia hałasem (tzw. „newsów”) i przeciążenia mediów społecznościowych, które nie pozwalają na żadną ciszę ani refleksję. A one są przecież tak bardzo potrzebne modlitwie… i po prostu zwyczajnej świętości – mówi. – Obecne okoliczności są doskonałą okazją, zapewnioną przez wielkie miłosierdzie Boże, byśmy mogli dowiedzieć się więcej o sobie jako obrazie Boga – o czymś, co jest bardziej w nas niż na zewnątrz.
W tym celu s. Zofia Maria zachęca do sięgania po Pismo Święte, a zwłaszcza Ewangelię. –W Ewangelii według św. Jana czytamy, że Słowo jest prawdziwym światłem, które oświeca każdego człowieka – stwierdza.
Różaniec z rodziną
Podobnie jak inni kontemplatorzy, s. Zofia Maria zachęca rodziny do podjęcia wspólnej modlitwy różańcowej, „zwłaszcza teraz, kiedy żyjemy w kryzysie”. Aby docenić jej niezwykłą siłę, poleca czytanie „Przedziwnego sekretu Różańca Świętego” św. Ludwika Marii Grignion de Montfort.
– Tak wiele rzeczy w historii Kościoła zostało wygranych lub uzdrowionych przez modlitwę różańcową – tłumaczy, przywołując plagi, wojny czy najazdy. Sama wychowała się w pobliżu Sanktuarium Matki Bożej Dobrej Pomocy w Wisconsin, gdzie w XIX wieku Matka Boża ukazała się kobiecie. S. Zofia zna też historię niszczycielskiego pożaru w Peshtigo, kiedy to miejscowa ludność schroniła się w sanktuarium, spędzając noc na kolanach i modląc się na różańcu. – Ogarnął ich ogień – opowiada. – Następnego dnia zewnętrzna strona drewnianego ogrodzenia była zwęglona, a wnętrze… nadal pomalowane.
– Znajdźcie więc czas, żeby się spotkać jako rodzina – radzi. – A jeśli jeszcze tego nie robiliście, może rozpocznijcie nową tradycję. Nie macie teraz treningów karate, więc macie czas na różaniec.
Trochę luzu
Ale czy istnieje sposób na uniknięcie wegetowania bez konieczności poświęcania całego czasu na aktywność intelektualną i duchową? S. Zofia Maria mówi, że jest pewien złoty środek: rodziny mogą znaleźć przyjemne rzeczy do zrobienia, wspólnie lub osobno, które są jednocześnie relaksujące i budujące.
Przypomina sobie jeszcze niedawne spacery z tatą i siostrą. – Kiedy przychodzą w odwiedziny, robimy to, co nazywamy kardynalnymi spacerami. Chodzimy po okolicy, słuchamy kardynałów (gatunek ptaka) i próbujemy znaleźć, gdzie są. To naprawdę proste, ale wielkie źródło radości. Po prostu znajdźcie teraz sposób, by cieszyć się prostymi rzeczami.
Jak podkreśla, dobrze jest wykształcać w sobie świadomość elementów Bożego stworzenia, na które często nie zwracamy uwagi.
– To bardzo ważne dla nas jako ludzi, szczególnie w walce z lękiem, by wykorzystywać nasze pięć zmysłów – stwierdza s. Zofia Marie. – Dobrze jest smakować, wąchać, słuchać, patrzeć, dotykać. Jeśli masz podwórko, możesz wziąć się za jakieś prace na zewnątrz.
Wspólne gotowanie to kolejna alternatywa, zwłaszcza teraz, kiedy wiele restauracji jest zamkniętych. To także może być okazja, by wykorzystać zmysły i „spróbować ponownie prawdziwego jedzenia”.
Bądź kreatywny
Karmelitanka s. Maria Grace z Teksasu mówi: – Na zmianę z siostrami planujemy, co będziemy robić. To także może sprawdzić się w rodzinach. Może po dniu pracy i nauki w domu poszczególni członkowie rodziny zaplanują jakąś zabawę na każdy wieczór?
– Obejrzenie dobrego filmu, np. Jezusa z Nazaretu, może być dobre – sugeruje s. Maria Grace.
Nie bój się konfliktów!
Jest jeden z elementów wspólnego życia, którego nie da się uniknąć. Czyli konflikt.
– Rodziny, które nagle muszą pozostać w domach, mogą się zastanawiać: co będziemy robić przez cały dzień? Przez całe tygodnie? – mówi s. Aleydis Johnson, cysterka z Wisconsin. Przyznaje, że rodzice mogą mieć pokusę, by znajdować dzieciom nieustanne zajęcie, unikając w ten sposób bójek. Ale, jak stwierdza, konflikt może być sposobem na odkrycie podstawowych problemów i nie musi być powodem do obaw.
– Być może ten konflikt powie nam coś o nas samych i o naszej rodzinie – coś, czego nie chcemy wiedzieć – mówi. – Życie monastyczne, z jego naciskiem na oddzielenie od świata, ciszę, spokój i prostotę wciąż i wciąż zmusza nas do mierzenia się z naszymi grzechami, słabościami, ranami, a także z tymi, z którymi żyjemy przez cały dzień, codziennie… Myślę, że członkowie naszych rodzin, a zwłaszcza rodzice, mogą odczuwać pokusę, by za pomocą burzy aktywności zapobiegać hałasom i wybuchom konfliktów. Zachęcamy ich, by stawili temu opór. Konflikt, zewnętrzny czy wewnętrzny, jest przekaźnikiem wiadomości, który ignorujesz lub uciszasz kosztem samego siebie i swojej rodziny. Jednym z przekazów konfliktu jest: „nie umiecie kochać. Miłość jest trudna, a wy jesteście słabi. Jesteście marni w tym, co najważniejsze”.
Ta wiadomość może być „oczyszczeniem i odkupieniem – mówi s. Aleydis – ponieważ Chrystus przyszedł uzdrowić i przemienić chorych, niewidomych, chromych, ubogich; tych, którzy nie mogą sami tego naprawić ani uporządkować; którzy nie mogą zbawić siebie ani innych. Konflikt oferuje nieporównywalną szansę do nauki, uzdrowienia, kochania. Kiedy wychodzimy z konfliktu, wychodzimy z naszej własnej biedy i mamy możliwość wzbogacenia się w Chrystusie”.
– Zamiast więc skupiać nasze wysiłki na utrzymywaniu go na dystans poprzez szereg neutralizujących działań lub też wycofywanie się, proponujemy skupienie uwagi na sobie nawzajem, proste bycie razem, w towarzystwie drugiego, bez list rzeczy do zrobienia, poznając siebie jako osoby, które mogą być wypełnione pełnią Bożą.
Czas dla siebie
S. Zofia Marie zaleca jeszcze posiadanie „balansu w byciu razem i spędzaniu czasu w pojedynkę”.
– Musimy być ostrożni, aby nie spędzać razem czasu 24/7, wiedzieć, jak dać sobie samemu przestrzeń na oddech. To podstawowa ludzka rzecz.
– Tak wiele dobra może wyniknąć z tej sytuacji. Ludzie byli zbyt zajęci, by iść na mszę. Wychodzili z kimś coś zjeść i… gapili się w telefony. Jeśli ta cała sytuacja sprawi, że będziemy mniej zajęci, zwolnimy i zobaczymy, co jest najważniejsze w perspektywie wielkiego planu, Bóg może pozwolić, by to wszystko znów przyciągnęło nas bardziej do Niego – dopowiada.