Tyfus. Samo to słowo miało moc przerażania tych, którzy cokolwiek wiedzieli o tej strasznej chorobie. Rudolf Weigl – zawsze uważający się za Polaka, choć urodzony w austriackiej rodzinie – dzięki opracowaniu szczepionki uratował życie być może milionów osób.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
„Walka z tyfusem plamistym nie wyglądała bardzo korzystnie tak długo, aż na widownię wstąpił znakomity badacz polski, profesor Rudolf Weigl ze Lwowa” – powiedział o nim francuski biolog Charles Nicolle, laureat Nagrody Nobla z 1928 r. Kim był Weigl i dlaczego sam nie otrzymał tej nagrody, choć niewątpliwie na nią zasłużył?
Adoptowana ojczyzna
Po polsku nauczył się mówić dopiero jako kilkulatek. Po śmierci ojca jego mama wyszła powtórnie za mąż za polskiego nauczyciela i przeniosła się do Galicji. Poznając polską kulturę, Rudolf podjął wtedy decyzję, że to Polskę będzie zawsze uważał za swoją ojczyznę. Zdania nie zmienił nigdy, chociaż ten upór wiele go kosztował.
Po maturze podjął studia na Uniwersytecie Lwowskim – nie studiował jednak medycyny, ale nauki przyrodnicze. Szło mu tak świetnie, że zamierzał rozpocząć też kierunek lekarski, ale plany pokrzyżował wybuch I wojny światowej. Został skierowany do wojskowego laboratorium, w którym miał badać wszy – to one przenosiły tyfus plamisty.
Tyfus i jego skutki
Według różnych szacunków na tę chorobę umierało nawet 50-60 procent zakażonych. Nie istniał żaden skuteczny sposób na uodpornienie się czy zwalczenie infekcji. Chorzy cierpieli na silny ból brzucha, wysoką gorączkę, biegunkę i majaczenie. Mówi się, że w czasie I wojny światowej z jej powodu zmarło nawet 3 miliony ludzi.
Weigl był pracoholikiem i kiedy zaczynał już jakieś badania, nie mógł się od nich oderwać. Nie odchodził od próbówek, bo wiedział, że jeśli uda mu się wynaleźć szczepionkę, uratuje rzesze ludzkich istnień. Pierwsze eksperymenty przeprowadzał na samym sobie.
Został poproszony o realizację swoich szczepień na terenie katolickich misji belgijskich w Chinach, a ogromny sukces tej akcji przyniósł mu międzynarodowy rozgłos. W 1939 roku wyjechał do Abisynii, aby tam pomóc w opanowaniu epidemii. Wrócił do kraju wcześniej niż planował, bo w obliczu niespokojnej sytuacji wiedział, że będzie tu bardzo potrzebny.
Pozostał Polakiem
W 1941 roku Niemcy dokonali słynnego mordu profesorów lwowskich. Weigla nie było jednak na liście ofiar – dla hitlerowców okazał się zbyt cenny, aby mogli sobie pozwolić na zabicie go. Zgodził się na produkcję szczepionek na potrzeby Wermachtu, ale w zamian zażądał prawa do samodzielnego wyboru współpracowników. Dzięki temu udało mu się uratować wielu wybitnych naukowców.
Odmówił jednak podpisania Volkslisty, mimo że „z krwi” nie był Polakiem. „Ojczyznę wybiera się jeden raz. Ja dokonałem wyboru w roku 1918” – stwierdził w odpowiedzi na taką propozycję. Choć w 1942 roku został nominowany do Nagrody Nobla to, z powodu prezentowanej postawy, III Rzesza skutecznie zablokowała jego kandydaturę.
Możecie mnie zabić. Ale jako polskiego profesora
Za zgodą Weigla potajemnie przemycono na teren warszawskiego getta około 30 tysięcy szczepionek na tyfus. Oficjalnym powodem było testowanie ich na Żydach i pozyskiwanie nowych zarazków od chorych.
W międzyczasie Himmler kolejny raz proponował mu przyjęcie niemieckiego obywatelstwa, zawierając w swoim liście niezbyt dobrze maskowane groźby. W odpowiedzi Weigl stwierdził, że zaakceptowanie takiej oferty byłoby dla niego hańbą.
Jako biolog znam zjawisko śmierci i często myślę o śmierci, bo życie stało się takie smutne i beznadziejne. Więc możecie mi zrobić przysługę i mnie zabić, albo musicie mnie akceptować jako polskiego profesora narodowości polskiej – odpisał.
„Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”
Po wojnie nadal był szykanowany – tym razem przez nową władzę. Kontynuował wprawdzie swoje prace naukowe, ale nie mógł liczyć na żadne zewnętrzne wsparcie czy uznanie. Wyjątkowo bolesne były też dla niego oskarżenia o rzekomą kolaborację z Niemcami. Miał jednak świadomość wygrania walki, którą toczył całe życie – walki z tyfusem.
Zmarł nagle, w 1957 roku. Został uhonorowany dopiero w roku 2003 – medalem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”.
Czytaj także:
Jak polscy lekarze przechytrzyli nazistów i wywołali epidemię na niby
Czytaj także:
Abp Józef Bilczewski. Święty, który zmarł z… przepracowania [Wszyscy Świetni]