Utarte i nieprzydatne przekonania na temat terapii małżeńskiej często sprawiają, że wiele małżeństw nie decyduje się na pomoc. Poniżej znajdziesz kilka mitów, które jako systemowa terapeutka par postaram się obalić, a przynajmniej objaśnić.
MIT 1TERAPEUTA OPOWIE SIĘ PO JEDNEJ ZE STRON
Tę obawę najczęściej mają mężczyźni. Wynika to z faktu, że większą część psychoterapeutów stanowią kobiety i czasami trudno jest znaleźć terapeutę małżeńskiego – mężczyznę. Mężowie prorokują, że żona na pewno tak przedstawi problem w gabinecie, że terapeutka na pewno stanie po jej stronie i we dwie będą na niego naskakiwać i naciskać na zmianę, której on nie chce.
Nic bardziej mylnego. Płeć terapeuty nie ma w terapii żadnego znaczenia. Oczywiście, że terapeuta jest narażony na utratę neutralności, ale nie tylko względem płci (a kto powiedział, że tę neutralność musi tracić na rzecz swojej płci?), ale i każdego innego tematu, czynnika, który pojawia się w procesie terapeutycznym. Wiesz, że neutralność można stracić nie tylko na rzecz osoby, ale i idei, hipotezy, interwencji terapeutycznej?
Psychoterapeuci są szkoleni w tym zakresie, aby neutralności tracić jak najmniej. Podlegają też obowiązkowi superwizowania swojej pracy, zatem mają odpowiednie wsparcie “mistrzów”.
MIT 2TERAPIA SPRAWIA, ŻE MAŁŻEŃSTWA SIĘ ROZPADAJĄ
“Trwał kryzys, ale trwało i małżeństwo. Było, jak miało być. Poszli na terapię i się rozwiedli. To ja dziękuję za taką terapię”. Już wiele razy słyszałam o tej obawie.
Decyzja o rozwodzie nie jest decyzją terapeuty małżeńskiego. To nie terapeuta składa pozew rozwodowy.
Co robi się podczas terapii małżeńskiej? Zadaniem terapeuty jest rozpoznać wzorzec, w jakim funkcjonuje małżeństwo i zadawać takie pytania, wypowiadać takie zdania, które ten nieprzydatny wzorzec mają rozbić. Terapeuta zadaje parze eksperymenty do przeprowadzenia poza sesją. Dzięki tym wszystkim działaniom małżeństwo rozpoznaje wzorce komunikacyjne, w których funkcjonuje i zaczyna zauważać, co rozbija ich małżeństwo, a co sprawia, że jest im ze sobą lepiej.
Nie każda para jest gotowa na zmiany, które prowadzą do utrzymania małżeństwa. Nie każdy człowiek jest w stanie wybaczyć temu drugiemu krzywdy, jakich doznał. Zdarza się tak, że w trakcie terapii małżeńskiej para decyduje się na rozwód. Myślisz, że to już koniec terapii? Nic bardziej mylnego. Pamiętasz, że wyżej napisałam o tym, że terapeuta nie powinien tracić neutralności na rzecz (również) idei i pomysłów.
Jeśli małżeństwo postanawia ze sobą pozostać lub się rozwieść, to zadaniem terapeuty jest podać parze takie pytania, dzięki którym klienci zyskają wiedzę o tym, czy na pewno w ich przypadku jest to dobra decyzja.
MIT 3TERAPIA JEST PRZEKONYWANIEM DWÓCH STRON DO SWOICH RACJI, A TERAPEUTA OSĄDZA, KTO TĘ RACJĘ MA
Powiem krótko: tak nie wygląda ani terapia małżeństw, ani terapia rodzin. Tak nie jest nawet podczas psychoterapii indywidualnej.
Jako psychoterapeutka lubię patrzeć, jak podczas pierwszej konsultacji ludzie się odprężają, gdy zadaję im kolejne pytania, które mają na celu poznanie ich, ich kłopotów, perspektyw, myślenia. Sądzę, że klienci to wyczuwają, że terapeuta chciałby ich zrozumieć po to, aby jak najlepiej pomóc.
Okazuje się, że nikt nikogo do niczego nie musi przekonywać, nikt nie rozsądza o niczyich racjach. Sesje psychoterapeutyczne mają poszerzać perspektywę klientów i dawać im pole do eksperymentowania między sesjami. To wszystko.
W porządku. Skoro już wiesz, jakie są mity na temat terapii małżeńskiej, to mam nadzieję, że jeśli będziesz potrzebować takich spotkań, to nie znajdziesz już wymówek!
Czytaj także:
Jak przekonać męża do terapii par?
Czytaj także:
Eksperymentalna terapia autyzmu w Polsce. Przyjeżdżają po nią pacjenci z Europy