Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Niespodzianka: spotykam tutaj także dominikanina, ojca Adama Szustaka, który prowadzi w tym niezwykłym miejscu rekolekcje!
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
W noworoczny poranek popijając na „dzień dobry” kakao, czytam życzenia, najczęściej przesłane z różnych miejsc „on the world” i do tego na Messenger. Odpisuję na każdą wiadomość, ale żałuję, że nie są to zwyczajne kartki włożone w białą kopertę z dołączonym opłatkiem w środku.
Rozmyślając o tym wszystkim, czytam wiadomość, którą właśnie otrzymałam. To skan z księgi intencji, z kaplicy na lotnisku w Warszawie: “Dziękuję za miniony rok, proszę o dobre owoce pielgrzymki do Rwandy. R.”. A obok namalowane wielkie serducho.
Czytaj także:
Roman Zięba: Nawrócony przemytnik, który z różańcem w ręku przeszedł pieszo Amerykę [rozmowa i zdjęcia]
Odpisuję od razu z lekkim niedowierzaniem, bo przecież tak dawno jeszcze wszyscy trzymaliśmy kciuki i wspieraliśmy Romana Ziębę i Wojtka Jakowca w czasie pieszej pielgrzymki do Stanów Zjednoczonych. Czytam odpowiedź: Zaraz wsiadam do samolotu. Ups.
Pozostaje szybka reakcja w postaci natychmiastowego połączenia telefonicznego: Dzięki za noworoczną wiadomość, ale co się dzieje? Rwanda. Dlaczego? Roman mówi, że przesłał mi wiadomość, przesiadając się już na lotnisku w Amsterdamie i dodaje, że porozmawiamy, gdy już dotrze, oby szczęśliwie, do Rwandy.
Trzej Wędrowcy w drodze do Gikongoro
Po kilku dniach podróżnik dociera bezpiecznie na miejsce. Rozmawiamy, a Roman w charakterystycznym dla siebie pełnym pasji stylu opowiada:
– Na początku lipca odebrałem telefon od siostry Weroniki, która przedstawiła mi się jako misjonarka z Rwandy. Szukała ikonografa, który podjąłby się wykonania nietypowej, bo aż 3-metrowej wysokości ikony Trójcy Świętej według wzoru Andrzeja Rublowa, w kaplicy domu zakonnego Sióstr Świętej Rodziny… w Rwandzie.
Niesamowite i niezwykłe wyzwanie! Charyzmatem zakonu, który dokładnie w tym roku obchodzi 200-lecie założenia, jest misja krzewienia pojednania w świecie przez pojednanie w rodzinie. Siostry mają szczególne nabożeństwo właśnie do ikony Trójcy Świętej autorstwa Rublowa, bo według ich założyciela ta ikona oddaje w bardzo obrazowy sposób miłość między osobami, która jest fundamentem każdej wspólnoty, zwłaszcza rodzinnej.
Tutaj też można przypomnieć sobie opowieść z kart Biblii, kiedy to do Abrahama przychodzą Trzej Wędrowcy i przepowiadają, że za rok o tej porze podeszli już w latach Abraham i Sara zostaną rodzicami. Dla Boga bowiem nie ma rzeczy niemożliwych – aby pochylić się nad każdym małżeństwem i rodziną, aby jej pomóc.
Misjonarki mają kilka placówek w Rwandzie. Siostra Weronika pracuje w małym szpitalu na północy kraju, a ikona, którą teraz piszę znajduje się w miejscowości Gikongoro. Niezwykłe: ok. 35 kilometrów od miejsca objawień Matki Bożej w Kibeho!
Zobaczcie zdjęcia z Rwandy:
Spotkanie z o. Adamem Szustakiem OP
– W postulacie i nowicjacie jest 20 sióstr z Rwandy, Konga i Ugandy. Klasztor znajduje się w pięknym miejscu, w górach. Klimat jest tu chłodny jak na Afrykę. Dobre warunki do uprawy herbaty. Rosną tu awokado, papaje, mango, pomarańcze, orzeszki ziemne i wiele innych egzotycznych dla nas owoców.
Mam swój domek na wzgórzu nad klasztorem, z którego rozciąga się niezwykły widok na wulkaniczne stożki otaczające dolinę. Dwa kilometry od klasztoru znajduje się wielkie mauzoleum upamiętniające ofiary ludobójstwa z początku lat 90. Tutaj przypominam sobie niezwykle okrutne, bratobójcze walki między plemionami Tutsi i Hutu, w których zginęło około 800 tysięcy ludzi!
Pokonując drogę samochodem z Gikongoro do Kibeho, miejsca objawień Matki Bożej, poznałem księdza Andrzeja Jakackiego, który od wielu lat jest kierownikiem duchowym jednej z kobiet widzących Maryję, Natalie. Bada on teologię objawień z Kibeho i ich znaczenie dla współczesnego świata. Niespodzianka: spotykam tutaj także dominikanina, ojca Adama Szustaka, który prowadzi w tym niezwykłym miejscu rekolekcje!
Musiałem zabrać ze sobą całą pracownię ikonograficzną, bo klasztor mieści się w górach, a do najbliższego większego miasta to kilka godzin jazdy samochodem. Każdego dnia towarzyszą mi uśmiechnięte buzie dzieci, mieszkańców Gikongoro, które jeszcze bardziej mobilizują mnie do pracy! Mam nadzieję, że w ciągu 1,5 miesiąca uda mi się napisać ikonę!
Czytaj także:
Pielgrzymują pieszo po kontynentach, bo wierzą, że modlitwa ma moc zmieniać świat
Uważaj na to, co się będzie działo!
Roman pisze ikony już od ponad 10 lat i jest to dla niego jeszcze jedna droga, którą podąża z wielkim zaangażowaniem i pasją. Przed pieszą podróżą z Jerozolimy do Asyżu podarował mi swoją ikonę z wizerunkiem archanioła Gabriela, opowiadając mi historię jej powstania:
– Iwona, to jest pierwsza ikona jaką napisałem w życiu. Deska pochodzi z drzewa wiśniowego i to z skąd? Z Wadowic. A na dokładkę jest to deska sprzed II wojny światowej, która opatrznościowo wręcz znalazła się w moich rękach”.
Dlaczego akurat wybrałeś postać Gabriela? – dopytywałam się, próbując znaleźć jakiś klucz i konkretną odpowiedź, ponieważ byłam przekonana, że to nie jest przypadkowy wybór. – Gabriel to ten, który przynosi dobrą nowinę: Maryi, że zostanie matką Jezusa, czy też Józefowi podpowiada, co ma zrobić i jak bronić swoją rodzinę. Dlatego uważaj na to, co się będzie teraz działo w twoim życiu, w twojej rodzinie! – dodał z uśmiechem Roman.
Ikona „przywędrowała” do mnie pod koniec czerwca 2011 roku, a w miesiąc po zakończonej pielgrzymce do Asyżu, na przełomie listopada i grudnia, gdzie pielgrzymi modlili się w „tysiącach intencji”, również i mojej, okazało się, że w naszej rodzinie pojawi się długo wyczekiwana bratanica Marysia – rok po tym, jak otrzymałam w podarunku ikonę archanioła Gabriela.
Czytaj także:
Leszek Podolecki: Boży ratownik i ojciec, który czeka na wszelkich marnotrawnych synów