Czytałem gdzieś, że zaciskając po raz pierwszy piąstkę na palcu taty, noworodek chwyta go na całe życie. To nieprawda, że ojciec jest surowym strażnikiem: jest też szczerym uśmiechem, który pozwala się zaskoczyć radością pieszczoty.
Byłem prostym, młodym cieślą. Dni upływały mi na ciężkiej pracy w ciemnym warsztacie. Ale nigdy nie przestałem marzyć. Kiedy za dnia życie daje się we znaki, nie pozostaje nic innego, jak marzyć nocą. Nie po to, by uciec od rzeczywistości, lecz po to, by mieć jakiś cel i codziennie budzić się z nadzieją. Marzyłem o życiu z Miriam.
Ale nie przeszło mi przez myśl to, co Bóg wymarzył sobie dla nas. Kiedy Miriam ze łzami w oczach opowiedziała mi o aniele, zastygłem z heblem w dłoniach, a po plecach przeszedł mi dreszcz.
Zawsze kochałem drewno, bo drewno jest prawie jak dziecko: na początku wydaje się bezkształtne, ale jeśli ma się cierpliwość, żeby je wygładzić, zaokrąglić kanty, oheblować nierówności, wypolerować, możesz je przemienić. Czy nie na tym polega rola ojca: łagodnie wygładzać, by ukształtować dojrzałego człowieka?
Ale Bóg żądał ode mnie czegoś niemożliwego: mogłem być ojcem drewna, ale dziecka Miriam nie! Mimo to zaufałem Mu, a On od razu przemówił i do mnie. Nie bój się – powiedział. I wtedy zrozumiałem, że ojcem jest nie tylko ten, kto cię począł, ale także ten, kto jest obok ciebie i codziennie powtarza ci: nie bój się, ja jestem z tobą.
Kochany Jezu, kochałem cię sercem ojca, choć zawsze wiedziałem, że nigdy nie będę miał cię dla siebie, nie przytrzymam cię jak kawałka drewna. Patrzyłem na ciebie, kiedy pomagałeś mi w warsztacie i widziałem, jak dorastasz. Ileż to razy miałem ochotę odłożyć narzędzia, żeby pogłaskać cię po głowie i powiedzieć, żebyś się nie bał.
Ale ty patrzyłeś na mnie tak przenikliwie! Wiedziałeś, jak bardzo cię kocham. Uczyłeś się życia, ale także czegoś o swoim Ojcu w niebie. I potem mówiłeś, że jest Ojcem, który wygląda syna z daleka, wybiega mu na spotkanie i przytula do serca. Niezależnie od tego, jaka jest twoja sytuacja, Bóg zawsze na ciebie czeka. Z otwartymi ramionami.
Kolejne Boże Narodzenie. Twoim współczesnym braciom chciałbym powiedzieć, żeby od nas, rzemieślników, uczyli się cierpliwości. Bóg przychodzi, wchodzi w nasze życie, zmienia je, ale to nie dzieje się z dnia na dzień. To droga, która wymaga czasu i wytrwałości.
Boże Narodzenie jest wtedy, gdy uczycie się być ojcami, gdy uczycie się troszczyć o bliskich, kochać ich i chronić, akceptując całe ryzyko związane z ich życiową drogą: ich upadki, marzenia i rozwój. Bądźcie ojcami, którzy przyjmują z otwartymi ramionami, a nie bezlitosnymi sędziami, wytykającymi najmniejszy błąd.
Boże Narodzenie jest wtedy, kiedy nie skupiacie się na tym, co złe, czy nie po waszej myśli, lecz wytrwale wracacie do warsztatu życia i po prostu bierzecie się do roboty. Wygładzacie i heblujecie kanty, zdumiewając się wydobywanym pięknem, a nie drżąc ze strachu przed nadchodzącą burzą.
Boże Narodzenie jest wtedy, gdy uczymy się prawości w każdym aspekcie naszego życia: w społeczeństwie, w polityce i w pracy. Mówią o mnie, że byłem prawy, ale każdy człowiek powinien być prawy. Bez prawości nie ma człowieczeństwa, lecz nierówności, wyzysk i przemoc, za które ostatecznie płacą ubodzy.
Musiałem ochraniać Miriam i Dzieciątko, wiele ryzykując. Boże Narodzenie powinno przypomnieć także o tym, że Bóg jest wszędzie tam, gdzie jest miłość, która sprawia, że stajemy się okryciem dla zmarzniętych, przyjaciółmi dla samotnych, słowami pociechy dla przygnębionych i przede wszystkim tarczą dla bezbronnych i najsłabszych. W świecie, w którym arogancja i siła depczą maluczkich, nie ma sensu stawiać szopek.
By utrzymać rodzinę, musiałem ciężko pracować. Ale cieszyłem się każdą chwilą z Miriam i Jezusem. Nie zapominajcie o tym, drodzy ojcowie. Zwolnijcie, nie pozwólcie się przygnieść troskom. Znajdźcie czas dla żony i dzieci. Nie trzeba wiele: wystarczy słuchać, być, okazać czułość.
I ostatnia rada: nie rezygnujcie z marzeń. Nawet w trudzie codzienności, wobec zerwanych więzi, udręki, gasnącej nadziei, wciąż można patrzeć w niebo, ponieważ Bóg, który przyszedł na świat w Jezusie, wciąż przychodzi, by tchnąć w nas życie. Marzcie i zachęcajcie innych do marzeń, bo tylko wtedy będzie możliwy inny świat. I każdy dzień będzie Bożym Narodzeniem.
Ks. Francesco Cosentino – włoski kapłan, profesor teologii fundamentalnej na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim i pracownik watykańskiej Kongregacji ds. Duchowieństwa.