Około trzydziestu weekendów rocznie poświęca na pracę warsztatową z parami, które przyjeżdżają do Zakroczymia, prowadzi kurs online, webinary i terapie dla małżonków, dopracowuje stronę internetową, dokształca się i rozwija. W internecie znany jako kapucyn od małżeństw – br. Piotr Zajączkowski, inicjator Weekendów Małżeńskich, który dzięki szkolnej katechezie rozeznał, że aby młodym przekazać wartości, dotrzeć trzeba do ich rodziców, czyli do małżeństw.
„Kościół jest dobry” to adwentowa akcja portalu Aleteia.pl. W czasie, gdy w naszej wspólnocie braci i sióstr wierzących doświadczamy tak wielu trudności, skandali i zgorszenia, chcemy pozostać przestrzenią, która nie zapomina o tym, co dobre i piękne w Kościele. To tu – mimo wszystko – płynie Źródło życia i nadziei. Na naszych stronach znajdziecie więc artykuły i historie o akcjach, wspólnotach, organizacjach i osobach świeckich lub duchownych, które – jak światła w świątyni – rozświetlają przestrzeń Kościoła.
Marlena Bessman-Paliwoda: Jest brat kapucynem od małżeństw, tak o bracie słychać w internecie i nie tylko. Jak brat patrzy na kondycję małżeństw i ich podejście do małżeństwa?
Br. dr Piotr Zajączkowski OFMCap.*: Na moje warsztaty przyjeżdżają różne pary. Rzadko kiedy przyjeżdża para, która chce się rozwijać i to jest ich cel główny. Co jest piękne, są pary, które mówią, że nie mają kryzysu, ale chcą się rozwijać.
To małżeństwa dwa miesiące, pięć miesięcy, rok po ślubie. Fajnie, że ich jest coraz więcej. Jak patrzę z perspektywy dziewięciu lat warsztatów, które robię, to jest tych par coraz więcej. Ludzie młodzi stawiają na relacje i miłość od początku. Chcą coś robić. Ale też nie wszyscy, bo są tacy, którzy inwestują w pieniądze, sukces, zarabianie wręcz na ślepo.
Nadal nie wdrażamy „małżeńskiej profilaktyki”?
Spora cześć par przyjeżdża już w kryzysach. Oczywiście, część z nich robi terapie albo są po terapii, po rekolekcjach. Część par doświadczyła jakiejś pracy nad małżeństwem i wiedzą, że to jest dobre i jeżdżą, ale początki były w kryzysie. Małżeńska profilaktyka? To raczej nowość i to u młodych małżeństw. Póki jakoś się to małżeństwo kręci, to nie zajmujemy się małżeństwem. Są inne sprawy, które wydają się pilniejsze, ważniejsze: studia, egzaminy, kursy, prace, delegacje…
Płaszczyzny komunikacji według płci
Jest coś jeszcze?
Przebiega też granica między płciami. Mężczyźni przeważnie nie chcą jeździć na takie rzeczy. Uważają, że jest dobrze, jak jest. Nie widzą pewnych problemów. Nie widzą tego, że się oddalamy od siebie, albo np., że nasz dialog jest oschły, nie ma tam emocji, uczuć, nie dzielimy się przeżyciami, że nie schodzimy w komunikacji na głębsze poziomy.
Mężczyźni dobrze czują się na pierwszych trzech płaszczyznach komunikacji, czyli banały, fakty i opinia. Poziom czwarty, czyli ujawnianie uczuć, własnych przeżyć oraz poziom piąty, czyli całkowita przezroczystość, wręcz „bratnia dusza” naturalnie u mężczyzny nie występuje. Oczywiście tu uogólniam, bo są różni panowie. Przeciętnie mężczyzna nie schodzi w rozmowie do poziomu czwartego i piątego, zwłaszcza nie robi tego w środowisku kolegów.
Kobiety zaczynają komunikację od poziomu trzeciego, od tego, co sądzą na dany temat. Potrzebują jednak iść głębiej w sferę uczuć, zwierzania się z tego, co czuje, co się przeżywa. Wtedy mają dostęp do partnera i czują się ważne dla niego. Pragną, by mężczyzna mówił, co czuje i co przeżywa. Kiedy nie mówi… to czuje się wykluczona z relacji bliskiej, odepchnięta, nieważna.
On z kolei nie chce mówić, co przeżywa, bo nie chce obarczać jej swoimi problemami, bo jak jej powie, to się będzie smucić, przeżywać, będzie się bać. On podświadomie chce tu kobietę chronić, ona chce mieć do niego dostęp… I to jest moment, by wyjaśnić sobie swoje potrzeby.
Samowychowanie, praca warsztatowa, terapia – co może pomóc mężczyźnie ujawniać uczucia i wejść na poziom całkowitej przezroczystości, o której brat wspomina?
Najpierw mężczyzna musi mieć świadomość, że jest coś głębiej i że to jest normalne. Że każdy ma emocje i uczucia. Po drugie, musi być świadomy potrzeb żony jako kobiety. Musi wiedzieć, że ona nie może się poruszać tylko na płaszczyźnie faktów i wydarzeń, bo to nie daje zbyt wiele. Ona potrzebuje wiedzy o tym, co ja jako mężczyzna przeżywam. „Głębszy kontakt” dla kobiety jest wtedy, kiedy wie, co mężczyzna czuje, a nie co on danego zrobił. Ta trudność w przeżywaniu, ujawnianiu i tłumienie emocji to często spadek po dzieciństwie.
Młodym mężczyznom nie pozwala się przeżywać pewnych emocji.
Emocjonalny zimny chów w domach – to powód. Ale to dotyczy nie tylko chłopców. Płacze dziewczynka – jaką odpowiedź rodziców usłyszy? „Nic się nie stało”. Chłopiec usłyszy: „Nie maż się jak baba”, „Bądź silny”. Nie ma uczenia przyjmowania emocji.
To częste przeświadczenie: silny mężczyzna nie okazuje emocji.
Tak, bo emocje dla faceta kojarzą się ze zmiennością, chwiejnością. On nie chce taki być. On chce być postrzegany jako silny. A jak już powie, że czuje lęk, to będzie odbierany jako słaby. Cała siła i odwaga mężczyzny polega na tym, że potrafi mówić o tym, co czuje. To jest siła wewnętrzna! Nie siłą i odwagą jest to, że tłumię emocje, wypieram, odcinam się od nich. To jest stereotypowe myślenie.
Przekłada się to negatywnie także na życie duchowe. Przed Bogiem mamy stanąć w prawdzie, ale jak to zrobić, kiedy wypieram i tłumię emocje?
Wiele jest takich zależności. Czasami jest tak, że ktoś idzie w religijność, uciekając przed emocjami, bliskością, relacjami. Tu już potrzeba pracy terapeutycznej. Warto z niej korzystać, by się rozwijać. Bóg pragnie naszego rozwoju.
Weekendy Małżeńskie
Brat pragnie szczególnie towarzyszyć w rozwoju małżonkom. Zaczęło się jednak nietypowo, bo na szkolnej katechezie, zaraz po święceniach brata. Dlaczego tam?
Zobaczyłem wtedy, że dla młodzieży nie ma większego znaczenia, to co się robi na katechezie, bo oni i tak wracają do domu, do środowiska, gdzie są ich autorytety. Jakie są, takie są, ale rodzice zawsze są autorytetami, więc tam jest największy przekaz wartości. Stwierdziłem, że szkoda mojej energii i czasu na katechezę w szkole, że trzeba zacząć od rodziny, od małżonków. Napisałem podanie o studia doktoranckie na KUL-u i o dziwo dostałem zgodę. I tak się to zaczęło.
Na studiach zacząłem pracę jako opiekun grup małżeńskich Equipe Notre Dame w Lublinie. Pisałem doktorat z dziedziny naturalnego planowania rodziny, dokładniej o otwartości na płodność w korelacji do więzi małżeńskiej. W międzyczasie zorganizowałem warsztaty dla zakochanych, narzeczonych. W treści merytoryczne wkładałem metody aktywizujące. Młodzi treści kursu nie tylko słyszeli, ale przeżyli jakby na sobie. Kiedy zostałem wychowawcą braci zakonnych, nie mogłem zajmować się warsztatami, ale dzięki temu skończyłem pisanie doktoratu (śmiech).
Przyszedł jednak czas, że wrócił brat do warsztatów dla par.
Kiedy zostałem przełożonym w Białej Podlaskiej, faktycznie mogłem sobie pozwolić na wiele rzeczy i tak w 2010 roku ruszyły warsztaty dla zakochanych. Ale zaraz przyszły do mnie małżeństwa z pretensją: Bracie, dlaczego nie robisz niczego dla małżeństw? A dlaczego nie? Robimy! Spróbujmy!
I tak powstały słynne już „Weekendy Małżeńskie” brata Piotra?
To był początek. Nie chciałem inicjatywy dla małżonków nazywać „rekolekcjami”. Część ludzi to może odstraszyć. Szukałem nazwy i kiedy byłem we Włoszech na kursie dla przełożonych, zainspirował mnie plakat w jednym z kapucyńskich klasztorów. Było tam zaproszenie na weekend małżeński. W grudniu 2010 roku zorganizowałem pierwszy Weekend Małżeński w Polsce. Tak to się zaczęło. Było osiem par w Białej Podlaskiej. Potem w styczniu i lutym były kolejne.
Dziś to ok. 30 weekendów rocznie.
Weekendy Małżeńskie się rozwijały. W miarę pracy z małżonkami widziałem, jakie kłopoty mają. To inspiruje bardzo, przynagla do pracy. Tak powstawały kolejne tematy weekendów: temperament, komunikacja, stawianie granic. Szukałem metod warsztatowych i aktywizujących. Okazało się, że ta forma się sprawdza, bo małżonkowie spędzają ze sobą dużo czasu na dialogu, byciu razem, wyczuwaniu siebie. Sama forma im się podoba, bo w teorii wiedzą, jak być powinno, a nie potrafią nic z tym zrobić. A tu jest warsztat. Mogą to skonfrontować z własnym życiem. Dziś faktycznie to ok. 30 weekendów rocznie. Obecnie odbywają się w Zakroczymiu k. Warszawy, gdzie zostałem przeniesiony.
Jak wygląda Weekend Małżeński?
Podstawą Weekendu Małżeńskiego jest to, żeby małżonkowie byli bliżej siebie i mieli czas dla siebie, żeby się skoncentrowali na relacji ze sobą. Dlatego nie siedzą w rzędach, jak na sali konferencyjnej, tylko każda para ma swój stolik. Jest on pięknie przystrojony, przygotowany odświętnie, z różnymi elementami romantycznymi, zachęcającymi do takiego ciepła, bliskości. Przy stoliku dostają (w zależności od tematu) konkretne zadania. Najpierw jest wprowadzenie, potem daje ćwiczenie do zrobienia: formularz, test, zadanie. Ćwiczenia na dotyk, spojrzenie w oczy. Małżonkowie to przeżywają, wymieniają się kartkami, więc współmałżonek widzi, co drugi napisał, jak to widzi, mogą o tym porozmawiać.
Mówi brat ujmująco o tym, że każde małżeństwo ma swoje mniejsze lub większe krwotoki, jak ewangeliczna kobieta cierpiąca na krwotok. Ona została uzdrowiona, bo dotknęła się z wiarą płaszcza Jezusa. Brat zachęca małżonków do podobnego kroku.
Dokładnie. W sobotę wieczorem przed Najświętszym Sakramentem mamy adorację. Monstrancja jest owinięta welonem, małżonkowie mogą podejść do Pana Jezusa i się Go dotknąć. W relacji małżeńskiej są takie większe lub mniejsze krwotoki w takim znaczeniu, że po ludzku nie umiemy ich rozwiązać, uleczyć. Wtedy właśnie przychodzimy do Jezusa z tą bezsilnością. Jestem bezsilny, ale nie jestem bezradny. Mogę przyjść do Niego. To jest piękne. To jest adoracja połączona z modlitwą o uzdrowienie relacji. Na końcu tej adoracji jest zaproszenie do decyzji o przebaczeniu i do tego, by nie wracać więcej do tego, co było w przeszłości i nie wypominać. W niedzielę już jest możliwość odnowienia przyrzeczeń małżeńskich.
Co jest według brata najważniejsze w pracy z małżeństwami?
Małżonkowie najbardziej potrzebują towarzyszenia i akceptacji. Jak się ich przyjmie, zaakceptuje, jakimi są, nie będzie się ich oceniać, to poczują się bezpiecznie, to wtedy otwierają się bardziej i więcej rzeczy potrafią przyjąć. Wtedy nie trzeba mówić mocno o tym, co jest dobre, co złe. Wierzę, że my jako ludzie wiemy, że coś złego robimy, ale nam jest wygodnie tak robić. I ci małżonkowie sami zaczynają mówić o tym, że coś zepsuli, że zawalili małżeństwo, a to już krok od zmiany. Towarzyszyć, rozmawiać, słuchać – to najbardziej chcę robić.
*Br. dr Piotr Zajączkowski OFMCap .– kapucyn, doradca psychologiczny (counsellor) i terapeuta małżeństw, wcześniej wychowawca braci zakonnych i przełożony domu w Białej Podlaskiej. Obecnie prowadzi działalność na rzecz małżeństw w postaci stacjonarnych Weekendów Małżeńskich w Zakroczymiu oraz kursów online i webinarów dla par. Pomysłodawca fundacji „Kurs na Miłość”.
Read more:
Myślisz, że nie uda ci się podnieść po porażce? Posłuchaj o. Anselma Grüna