Wspólna modlitwa, wspólne życie, wspólny portfel i prostota codzienności. „Podejmujemy pracę na pół etatu. Chcemy zmagać się tak jak mieszkańcy miast i swoją obecnością pomóc ludziom odkryć, że Bóg ich kocha, jest z nimi w mieście, i że ich nie opuścił”.Założyciel Wspólnot Jerozolimskich Pierre-Marie Delfieux podczas pobytu na pustyni zrozumiał, że chce być mnichem w Paryżu. O tym skąd się wzięły, jak funkcjonują na co dzień i dlaczego są „Jerozolimskie” opowiada nam s. Joanna Hertling MWJ z warszawskiego klasztoru.
Dorota Szumotalska: Co kryje się pod nazwą Monastyczne Wspólnoty Jerozolimskie?
S. Joanna Hertling MWJ: Określenie „monastyczne” odnosi do korzeni, z których czerpie nasz charyzmat, czyli do początków tradycji życia pustelniczego, które rozpoczęło się na pustyni w IV w. Chcemy także wzorować się na tych, którzy żyli we wspólnotach w Jerozolimie zaraz po Chrystusie. W tym słowie wyraża się nasze pragnienie radykalnego życia w modlitwie, w poszukiwaniu Boga i w zmaganiu się ze złem.
Czytaj także:
Jak prowadzić głębokie życie duchowe w mieście? Mniszka, która żyje w centrum stolicy
Przyjęta przez nas forma życia ma charakter wspólnotowy, prawie rodzinny, na czym zależało założycielowi o. Pierre-Marie Delfieux. Chciał stworzyć mniejsze, kilkunastoosobowe fraternie, które pozwalają na uproszczony sposób życia, jak między braćmi i siostrami.
W nazwie posługujemy się określeniem „Jerozolimskie” ze względu na nasz charyzmat, czyli życie w wielkich miastach, które są duchowymi pustyniami. Odwołujemy się do Jeruzalem, które jest miastem-matką. Jest ono szczególne dla trzech religii monoteistycznych, a w Biblii stanowi miejsce ważnych wydarzeń oraz jest symbolem opisanym w Apokalipsie. W Jerozolimie Jezus nauczał, umarł i zmartwychwstał. Tam został dany uczniom Duch Święty.
Jak zaczęła się historia Wspólnot?
Zacznę od historii o. Pierre-Marie. Kiedy był księdzem diecezjalnym, nosił w sercu pragnienia, których nie mógł zrealizować w życiu kapłańskim. Nie widział siebie także w tradycyjnej strukturze zakonnej, takiej jak na przykład u benedyktynów, gdzie na czele wspólnoty stoi opat, a klasztor może liczyć bardzo wielu braci. Chciał wspólnej modlitwy, wspólnego życia, wspólnego portfela. Jednocześnie prostoty życia w braterstwie.
Z tymi pragnieniami pojechał na pustynię, gdzie spędził dwa lata, czytając Słowo Boże, trwając na adoracji i odprawiając Eucharystię. Co niedzielę spotykał się z Małym Bratem Jezusa, który mieszkał w pustelni oddalonej o 30 minut drogi. Wspólnie odprawiali mszę świętą, a następnie świętowali, co w warunkach pustyni polegało na otwarciu puszki konserw.
Zrodziła się między nimi przyjaźń. Pewnego dnia brat pokazał mu artykuł, w którym kardynał François Marty wołał o mnichów dla Paryża. Wtedy dla Pierre-Marie wszystko stało się jasne. Zrozumiał, że chce być mnichem w Paryżu.
Zobaczcie na naszych zdjęciach, jak żyją Wspólnoty Jerozolimskie:
Wydaje się, że monastyczne życie mnicha w mieście jest niesamowicie utrudnione. Dlaczego wspólnoty powstają w miejscach pełnych hałasu, pośpiechu, krzykliwej reklamy?
Kiedy byłam w nowicjacie, zapytałam Pierre-Marie, po co pojechał na pustynię. Odpowiedział mi: „Pojechałem, żeby doświadczyć, kiedy już nie ma nic, że Bóg jest. Kiedy byłem na pustyni, zrozumiałem, że pustynia geograficzna jest piękna i równocześnie straszna – można na niej stracić życie. Jednak zrozumiałem, że najstraszniejszą pustynią są wielkie miasta, gdzie ludzie, którzy są powołani do życia w przyjaźni, do wspólnoty, do braterstwa umierają z osamotnienia, pośród obojętności, że miasto jest miejscem, gdzie jest dużo przemocy, okrucieństwa”.
Pierre-Marie chciał być pośród ludzi, aby na pustyni miast szukać Boga i walczyć z diabłem, który jest wokół, i który przede wszystkim jest w sercu każdego człowieka.
Chcemy być pośród ludzi. Dlatego na przykład podejmujemy pracę na pół etatu. Chcemy zmagać się tak jak mieszkańcy miast i swoją obecnością pomóc ludziom odkryć, że Bóg ich kocha, jest z nimi w mieście, i że ich nie opuścił.
Wyjątkowe jest też to, że spotykacie się na modlitwie razem, siostry i bracia.
Mieszkamy obok siebie, w dwóch wspólnotach. Dla wielu osób jest to świadectwo, że mężczyzna i kobieta mogą tworzyć czyste relacje.
Stajemy razem przed Panem na liturgii. Jednak nasza codzienność także naznaczona jest trudnościami, bo jesteśmy tylko ludźmi. I wtedy chcemy dawać świadectwo wierności i wytrwałości w świecie, w którym ludzie łatwo się poddają i rozstają.
Czy wasze klasztory są otwarte na ludzi żyjących w miastach?
Istnieje możliwość zobaczenia naszego życia z bliska, odbycia indywidualnych rekolekcji. Mogą do nas przyjechać siostry zakonne, panie i dziewczyny, a do braci zapraszamy księży, mężczyzn i chłopców.
Czytaj także:
„Widząc uśmiech dzieci, wiem, dla kogo to wszystko robię i że warto” [wywiad]