Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Aniela Salawa otworzyła sobie niebo za pomocą szczotki… Tak. I trzymając szczotkę w ręku, zaglądała tam już za życia doczesnego! Raz po raz oglądała nieznane nikomu panoramy nieba: Co tam widziałam i czułam, co za chwała i co za szczęście jest w niebie, to ani słowem, ani piórem nie da się wyrazić.
Pewnie niewiele albo raczej nic o niej nie wiemy, bo przecież niczym szczególnym się nie zasłużyła – nie czytamy o niej w podręcznikach do historii. Ale pewnie niejeden z nas słyszał powiedzenie: „Żyję, bo chcesz, umrę, kiedy każesz, zbaw mnie, bo możesz”. Bardzo je lubił Karol Wojtyła, potem św. Jan Paweł II. Tyle że on, w odróżnieniu od nas, znał źródło tego cytatu. A jest nim serce Anieli Salawy.
U niej wszystko jest proste. Nawet trzy etapy życia zdają się zupełnie logiczne. Najpierw jest dzieciństwo w wiosce położnej osiemnaście kilometrów od Krakowa. Potem jest praca służącej w Krakowie, a w wolnym czasie zwykłe rozrywki, oczywiście godziwe i przez nikogo nie potępiane. Trochę zabawy, trochę tańca i śpiewów.
Wreszcie jest oddanie wszystkiego Bogu i odkrycie, że praca „na służbie” jest jej powołaniem. Nie opuści tej placówki mimo wielu propozycji małżeństwa, z których przynajmniej kilka postawiłoby ją wyżej od ludzi, u których pracowała.
Urodziła się, gdy kończyło się lato 1881 r., jako dziewiąte dziecko Knilomieja i Ewy z Bochenków. Właściwie jest dzieckiem jedenastym, bo ojciec po śmierci pierwszej żony, z którą miał dwójkę synów, ożenił się powtórnie. Salawowie żyją ubogo, ale nie zagląda do nich bieda. Potem Aniela wspomina, że „mama uczyła nas mało jeść, dużo pracować i modlić się”. Ojciec jest bardzo pracowity, ale i pobożny: umie znaleźć chwilę na modlitwę i lekturę.
Ciekawą postacią jest matka Anieli. Wyszła za mąż wbrew woli rodziców i choć pochodziła z bogatego domu, nie wniosła nic w małżeństwo – rodzina się jej wyrzekła. To miłość daje szczęście, nie bogactwo; miłość jest ważniejsza od pieniędzy – oto prosta matczyna lekcja, którą Aniela będzie niosła przez całe życie. Niedługie, bo wystarczy jej czterdzieści jeden lat, by chorobą przywołać śmierć…
Właśnie matka odcisnęła na niej najsilniejsze piętno. I jeszcze starsza siostra Teresa. Ewa Salawa umie czytać i pisać, co w owych czasach nie było częstym zjawiskiem. Czyta dzieciom książki, uczy prawd wiary, budzi ciekawość świata, wszczepia poczucie osobistej wartości niezależnej od tego, co się robi i od tego, co inni o nas myślą. Przekonuje: „Dość robić wszystko dla Boga i dbać o to, by On patrzył na nas z miłością…”.
Dzięki matce wszystkie dzieci Salawów nauczyły się czytać i pisać. Aniela przez dwa lata chodzi nawet do szkoły. Od dzieciństwa pomaga – jak wszystkie dzieci – w pracach domowych. Najpierw pasie gęsi, potem krowy. Jeden rok pracuje u sąsiadów jako służąca.
Gdy kończy szesnaście lat, ojciec zaczyna myśleć o wydaniu jej za mąż. Dziewczyna nie chce… Nie teraz… Nie tutaj… Nie z tymi kawalerami… Chyba marzy się jej coś więcej, wyżej… Znajduje sposób na wymknięcie się spod kontroli ojca: śladem starszej siostry Teresy i trzech innych sióstr wyrusza do Krakowa „na służbę”.
Dzięki pomocy ukochanej siostry znajduje pierwszą pracę. I od razu porażka: niebawem musi szukać nowego zajęcia, bowiem jej pierwsza chlebodawczyni ma małe dzieci, a Aniela okazuje się nieprzyzwyczajona do zajmowania się maluchami. W końcu to ona była najmłodsza w domu…
Od tego czasu wielokrotnie zmienia służbę. Czasem dzieje się tak z powodu zainteresowania nią chlebodawców w sposób niewłaściwy. W takich sytuacjach od razu odchodzi, nigdy jednak nie mówi zdziwionym żonom („Przecież ci tu dobrze”, „Jesteś nam potrzebna”, „Gdzie znajdziemy kogoś takiego jak ty?”), jaki jest prawdziwy powód jej decyzji. Szybko uczy się nowych rzeczy, także tego, jak znosić upokorzenia.
Kraków… Życie jest tu łatwiejsze niż w rodzinnym Sieprawiu… Z pewnością oferuje więcej możliwości… Daje szansę na wyrwanie się z chłopskiego stanu. Aniela zarabia niewiele, ale zaczyna dbać o wygląd i ubiór. Chce zwracać na siebie uwagę. Wie, że jest ładna, że jej uroda przyciąga wzrok wielu mężczyzn. Może któryś z nich okaże się jej „księciem z bajki” i zmieni jej życie na wielkopańskie?
Kiedy później ów „książę” pojawi się w osobie austriackiego oficera, już odmówi. Ale gdyby stało się to wcześniej, nie nazywałaby się Salawa i nie byłaby świętą. Ot, żyłaby gdzieś kolejna dobra i bogata kobieta… Czas zdążył jednak wszystko zmienić. Ale jeszcze nie teraz, nie jutro.
Wolne chwile są dla Anieli okazją do zabawy i rozrywki. Żyje krakowskim światem, ale choć nie zaniedbuje spraw religijnych, jej pobożność staje się coraz bardziej zewnętrzna. Nie ma w niej miejsca na coś głębszego – na szukanie Boga, na pragnienie oddawania Mu czci, na modlitwę, która przyzywa Jego łaskę. Aniela ma Kraków. A to znaczy, że Bóg nie jest jej potrzebny.
Jest tak do chwili, kiedy nieoczekiwanie cały jej świat wali się w gruzy. W drugim roku jej pobytu w Krakowie umiera ukochana siostra Teresa. Nim zgaśnie, cierpi bardzo, chorując na gruźlicę. Aniela, przerażona, że traci najbliższą osobę na świecie – Teresa ma zaledwie dwadzieścia pięć lat! – w każdej wolnej chwili siedzi przy jej szpitalnym łóżku.
Mówi: „Zdaje mi się, jakby Pan Jezus włożył koronę cierniową na moją głowę”. Słyszy z ust Teresy słowa, które zmienią jej życie: „Ty pracujesz dla siebie, nie dla Boga”. Aniela rozumie to zdanie jako testament. Wkracza w nowy etap życia. Odtąd będzie pracować dla Boga, nie dla siebie.
*Fragment książki W. Łaszewskiego, "Boży szaleńcy. Niezwykłe losy polskich mistyków", wyd. Fronda
**Tytuł, lead, śródtytuły pochodzą od redakcji Aleteia.pl