„Nieplanowane” jest jak kubeł zimnej wody dla obrońców życia. Film o historii Abby Johnson, byłej szefowej kliniki aborcyjnej, pokazuje, że wyzwiska, pogarda, zdjęcia zakrwawionych szczątków niewiele dają.Na film „Nieplanowane”, opowiadający historię nawróconej szefowej kliniki Planned Parenthood, szłam nie bez obaw. Historia kobiety, która współodpowiadała za setki aborcji i pewnego dnia przypadkowo uczestniczyła w zabiegu, co całkowicie odmieniło nie tylko jej poglądy, ale i życie, sama w sobie jest poruszająca. Obawiałam się jednak, jak to zostanie pokazane w filmie, czy sam obraz nie będzie zbyt nachalny, kawa na ławę, bez przestrzeni na refleksje widza.
Choć w filmie w reż. Chucka Konzelmana i Cary Solomon jest kilka scen, co do których można mieć wątpliwości czy uznać za przesadne, to całość robi wrażenie. Nie dziwię się, że do polskich kin „Nieplanowane” wchodzi jako „film, który zmienia życie”.
Historia Abby Johnson, nawróconej szefowej kliniki aborcyjnej
Abby Johnson trafia do kliniki aborcyjnej przypadkiem. Jest młodą studentką, zaczepia ją wolontariuszka podczas imprezy. Pyta, czy chciałaby pomagać kobietom. To szczytny cel. Tak Abby zostaje wolontariuszką, pomaga kobietom, które przyjeżdżają na aborcje, by bez gnębienia przez koczujących pro-liferów trafiły do placówki. Wkrótce sama zostaje szefową jednej z klinik sieci Planned Parethood.
Czy nie ma wątpliwości? Nic jej nie zgrzyta? Trudno w to uwierzyć, bo rodzina – wierzący rodzice i mąż – nie kryją niezadowolenia z powodu pracy Abby. Co więcej, kobieta sama przeszła aborcje, wie, jak to wygląda, z jakim cierpieniem się wiąże. Okazuje się, że mimo wcześniejszych doświadczeń i dosadnych (ale nienachalnych) napominań ze strony najbliższych, Abby potrafi znaleźć rozsądnie brzmiące argumenty, dla których pracuje tam, gdzie pracuje. Ona naprawdę szczerze wierzy, że w ten sposób pomaga kobietom.
Planned Parenthood i target na aborcje
Z czasem zaczyna zgrzytać. Ludzie z ruchu pro-life stojący przed kliniką sięgają po inne środki. Zamiast atakowania kobiet, nieprzebierania w wyzwiskach i zdjęć zakrwawionych szczątków sięgają po… różańce. Modlą się, próbują rozmawiać z kobietami, pytają, jak pomóc. To sprawia, że Abby zaczyna się zastanawiać. Szczególnie przejmująca jest scena, kiedy do kliniki przyjeżdża młoda dziewczyna, a pod płotem stoi jej zrozpaczona matka. Szlocha i błaga, by córka przemyślała decyzję.
Największe wątpliwości przychodzą, kiedy Johnson otrzymuje z góry polecenie… zwiększenia liczby zabiegów. Target na aborcje. Ma być ich tyle i tyle. Jak to? Nie chodzi o pomaganie kobietom, które w sytuacji życiowego dramatu nie widzą innego rozwiązania, tylko o to, by wykonywać konkretną liczbę zabiegów? Wykres ma rosnąć, a kasa się zgadzać.
Punktem kulminacyjnym w przemianie Abby jest asystowanie przy zabiegu. Choć pracowała w klinice od lat, nigdy nie uczestniczyła w aborcji. Tamtego dnia dzieje się to przypadkiem, jakby poza nią. Na monitorze wyraźnie widzi dziecko, które ucieka przed narzędziami lekarza. Wpada w histerię i z płaczem ucieka z pomieszczenia. Tamtego dnia, w jednej chwili, podjęła decyzję, że do aborcji nie przyłoży ręki.
„Nieplanowane”: ważne przesłanie dla działaczy pro-life
Taka diametralna zmiana, która wywraca do góry nogami życie, zarówno zawodowe, jak i prywatne, nie jest łatwa. I tu w filmie świetnie pokazany jest wątek organizacji pro-life, bez których pomocy zmiana w życiu Abby byłaby o wiele trudniejsza, o ile nie niemożliwa.
Ludzie, którzy czuwali na modlitwie przed kliniką, przyjmują ją z otwartymi ramionami. Bez oceniania, pogardy dla jej wcześniejszych czynów. Choć Abby ma za uszami niemało, nie czuje się przy nich gorsza. Oferują jej pomoc, bardzo konkretną. Przede wszystkim dobrego prawnika, bo były pracodawca nie zamierza jej darować i pozywa do sądu. Potrzebna jej nowa praca – zostaje z dnia na dzień bez źródła dochodów. A przede wszystkim potrzeba jej wsparcia, ciepła, poczucia bezpieczeństwa. To wszystko znajduje u nowych przyjaciół.
Dzięki wsparciu, jakie dostała Abby, możliwe jest nie tylko wyjście obronną ręką z tarapatów finansowych, zawodowych, ale też zaangażowanie w działania pro-life. Kobieta, która odpowiadała za dziesiątki aborcji staje się żarliwą działaczką na rzecz ochrony życia – zakłada organizację, która pomaga byłym pracownikom klinik aborcyjnych.
„Nieplanowane”: nie potrzeba ocen i pogardy, ale pomocy i miłości
Jak wspomniałam, w filmie jest kilka scen, które mogą wydawać się przerysowane, nieco karykaturalne. Wybrednemu widzowi może doskwierać trochę amerykańsko-protestancki ton, w jakim jest utrzymany obraz. To wszystko nie wpływa jednak na ocenę filmu jako całości.
„Nieplanowane” ma ważne przesłanie. Ale powiedzieć o nim, że to obraz, który ma zmienić życie osób popierających aborcję, będących za wolnym dostępem do niej, to zdecydowanie za mało. Dla mnie ważniejsze jest przesłanie filmu pod adresem działaczy pro-life. „Nieplanowane” jest jak kubeł zimnej wody dla obrońców życia. Jasno pokazuje, że wyzwiska, pogarda, zdjęcia zakrwawionych szczątków niewiele dają.
Czego potrzeba? Pomocy w przeorganizowaniu życia. Abby mówiła mi w wywiadzie o ludziach, którym trzeba dać nową pracę, wsparcie. Kobiecie w ciąży zaś więcej niż odsądzanie od czci i wiary, wyzwiska i straszenie piekłem, da otoczenie opieką, poczucia bezpieczeństwa, stabilności czy zorganizowanie pomocy w opiece nad dzieckiem. Johnson przekonywała:
Postawiłam sobie jeden cel: kochać drugiego człowieka i podchodzić do niego z miłością. Nic więcej się nie liczy. (…) wierzę, że ludzie pozytywnie odpowiadają na miłość. Poza tym, musimy być też oczywiście świetnie zorganizowani. Kobietom, które odmówią aborcji, powinniśmy natychmiast proponować gotowe rozwiązania tak, by szybko otrzymały niezbędną pomoc. Ale wszystko zaczyna się od miłości. Miłość jest najważniejsza.
To najlepsza puenta, jeśli chodzi o film „Nieplanowane”.
Czytaj także:
Film, który zmienia życie. Od listopada „Nieplanowane” w polskich kinach
Czytaj także:
Była “pracownikiem roku” w sieci klinik aborcyjnych. Dlaczego zrezygnowała? Poznaj historię Abby Johnson
Czytaj także:
Abby Johnson: To miłość wyprowadziła mnie z kliniki aborcyjnej [nasz wywiad]