separateurCreated with Sketch.

Kościół, w którym sercem i trzonem są świeccy. To nie jest wspólnota „drugiego sortu”

POPE AUDIENCE JUNE 26; 2019
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
To oni przewodniczą modlitwom, organizują nabożeństwa, prowadzą procesje. Chrzczą i prowadzą celebracje sakramentu małżeństwa, udzielają I Komunii św. – Polakom takie rzeczy nie mieszczą się w głowie, jednak to nasza codzienność, inaczej byśmy już nie istnieli – mówi Dominika Szkatuła, od wielu lat pracująca w Amazonii.

Ludzie lasu bez niego są nikim. Stąd też obrona puszczy amazońskiej to jednocześnie walka o ludzkie życie, tak samo jak troska o Amazonkę. Rzeka daje wodę, pożywienie, życie, jest drogą. Tak mówi mi Beata Prusinowska, świecka misjonarka od 2011 r. pracująca w peruwiańskiej Amazonii.

Kiedy tam dotarła, poradzono jej, by o kwestiach religijnych i kościelnych przestała myśleć po polsku, a zaczęła rozglądać się dookoła.

Zwołany przez papieża Synod Biskupów o Amazonii nazywa czasem łaski, ale i ostatniej szansy, nie tylko gdy chodzi o ochronę dżungli, będącej „płucami świata”, ale i znalezienie nowych dróg niesienia Jezusa jej mieszkańcom. Ekologia i duszpasterstwo idą ramię w ramię synodalną drogą dla Amazonii.

Wikariat św. Józefa, w którym pracuje Beata, odpowiada połowie powierzchni Polski. Jest tam jedynie 11 księży. 1/4 ze 150 tys. mieszkańców stanowią rdzenni Indianie, a resztę populacji – Metysi. Parafie to proste placówki misyjne, za które biorą odpowiedzialność świeccy.

„Shungo” to serce drzewa, czyli mocny słup, na którym w Amazonii stawia się domy. Takimi właśnie „shungos” są świeccy animatorzy. Oni są sercem, mocnym trzonem Kościoła dżungli. Odpowiadają za życie wiary. Są też prawdziwymi autorytetami, to oni rozstrzygają spory, mają decydujący głos w podejmowaniu decyzji dotyczących życia całej wioskowej wspólnoty.

Beata odpowiada za jedną z parafii. Od 10 lat nie ma w niej księdza, a „proboszczem” jest 38-letni Felix Sosa, potomek Indian Muri. W prowadzeniu celebracji Słowa Bożego pomaga mu dwóch żonatych mężczyzn. Choć pracują zawodowo, są bardzo oddani, a za swą posługę nie dostają ani grosza.

To oni przewodniczą modlitwom, organizują nabożeństwa, prowadzą procesje. Chrzczą i prowadzą celebracje sakramentu małżeństwa, udzielają I Komunii św. (najczęściej bez wcześniejszej spowiedzi, bo nie ma księdza), modlą się nad chorymi i umierającymi, udzielając im błogosławieństwa.

– Polakom takie rzeczy nie mieszczą się w głowie, jednak to nasza codzienność, inaczej byśmy już tu nie istnieli – mówi Dominika Szkatuła, od 37 lat pracująca w Amazonii. Dominka to kobieta-instytucja. Była kilkakrotnie proboszczem różnych parafii, niektóre tworzyła od podstaw, budowała kaplice i domy formacji dla świeckich.

Pewnego dnia biskup poprosił ją, by została koordynatorką całego duszpasterstwa diecezjalnego. Była pierwszą kobietą w Peru pełniącą taką funkcję. Okrzyknięto ją „biskupem w spódnicy”. A ona przez osiem miesięcy w roku była w dżungli, odwiedzając parafie, spotykając się animatorami, prowadząc kursy formacyjne i modląc się ze spotykanymi ludźmi.

Budowała struktury Kościoła i umacniała życie wiary. By być samowystarczalną, nauczyła się prowadzić łodzie. Nieraz korzystała z awionetek lądujących na rzece, gdyż w przeciwnym wypadku do danej wioski płynęłaby miesiąc.

Mimo swego ogromnego zaangażowania nie opowiada się za propozycją diakonatu kobiet, która wypłynęła na synodzie, jednak podkreśla, że ich posługa w życiu Kościoła musi być bardziej doceniona i zauważona.

– Nasz Kościół jest żywy dzięki świeckim. Trudno ich oskarżać, że nie cenią Eucharystii, skoro jej nie znają. Nie można rozkochać ludzi w czymś, czego potem przez całe miesiące, a nawet lata nie będą mieli – mówi Dominika.

Wielu Indian chrzcili misjonarze, którzy nie zostawali w ich wioskach na stałe, tylko szli ewangelizować dalej. Wykorzystują to sekty pentakostalne, uprawiając tzw. komercję religijną. Bp Romuald Kujawski nazywa to „teologią dobrobytu” – zależnie od tego, jak wysoką ofiarę złożysz pastorowi, otrzymasz odpowiednio wysokie Boże błogosławieństwo.

– Mamy ludzi bardzo prostych, ale też ubogich, którzy łatwo dają się zmanipulować. Odpowiedzią jest pogłębiona formacja oraz Kościół, który przejdzie od duszpasterskiego wizytowania do stałej obecności, bo nas nie ma, a pastorzy są – mówi misjonarz.

Misyjny biskup José Ángel Divassón Cilveti przybył do Amazonii ponad pół wieku temu na zakonną formację. – Chrzciło się kolejne wioski, a księża przez wiele lat tam potem do nich nie wracali. Potrzeba było wiele czasu, byśmy zrozumieli, że mieszkańcom Amazonii trzeba przede wszystkim towarzyszyć – wskazuje hiszpański salezjanin.

Ta świadomość zrewolucjonizowała pracę misyjną. Zaczęły powstawać wędrowne grupy ewangelizacyjne złożone z kapłana i katechistów, a także tłumaczy i ludzi znających lokalną kulturę. Postawiono na stały katechumenat.

Misjonarze coraz częściej zaczęli dzielić życie z powierzonymi im ludźmi. – Poznanie ich życia, wierzeń, codziennej kultury i wartości otworzyło nas wzajemnie na siebie. Ta bliskość potrzebna jest także dzisiaj – mówi misyjny biskup.

Kościół wciąż musi oczyszczać się z postawy kolonizatorów eksportujących jedynie zachodnią kulturę i ją narzucających. – Jakże łatwo nam oceniać innych, zupełnie ich przy tym nie znając. – Boli mnie patrzenie na katolików Amazonii jak na „upośledzonych”, bo nie chodzą w niedzielę na mszę świętą, jako na „drugi sort”, bo raz na rok przystępują do Komunii Świętej – wyznaje Dominika, dodając, że liczy, iż synod to zmieni, także gdy chodzi o prawdziwą inkulturację.

– Musimy się uderzyć w piersi, że nasza misja nie zawsze była właściwa. Kościół nie traktował poważnie tradycji, wartości, wierzeń i rytuałów ludów tubylczych. Przeszedł, jakby oni Boga nie mieli, a ich Bóg od pokoleń miał swoje imiona i był z nimi obecny w ich historii – podkreśla misjonarka.

I dodaje: „Naszym ludziom bardziej niż na sakramentalizacji życia zależy na tym, by Kościół był z nimi i towarzyszył im w codziennym życiu, brał udział w obronie ich praw, terytorium, kultury i tożsamości”.

Dominika mówi, że chciałaby, abym zapamiętała, jak bardzo jest obdarowywana Bogiem i odwieczną mądrością przez mieszkańców Amazonii. – Cóż w tym wielkiego, że płynę do jakiejś wioski przez pół Polski. Wielkie jest to, że jej mieszkańcy przez całe lata spotykają się co niedzielę na celebracji Słowa Bożego, a animator prowadzi wtedy katechizację.

Nasz zmaterializowany świat, który chce Indian uczyć jak żyć, powinien wziąć od nich lekcję wspólnoty i troski o drugiego. Przez wieki korzystali z puszczy na tyle, ile potrzebowali. Problemy zaczęły się, gdy przyszedł biały człowiek ze swą zachłannością.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.