Marzę o kimś, kto by mnie pokochał i zaakceptował moje słabości… Marta, lat 16, Szkoła Muzyczna w Laskach.
Zapalmy płomień Miłości
Przed jednym z charytatywnych koncertów, który przygotowywałam z przyjaciółmi z myślą o dzieciach, zadzwoniła do mnie pani Lubomira Możdżer. Uprzedzam pytanie: nazwisko nie jest przypadkowym zbiegiem okoliczności. Tak, to mama dwojga utalentowanych dzieci: pianisty Leszka Możdżera i aktorki Jadwigi Możdżer. Pani Luba zapytała mnie, czy byłam kiedyś na koncercie dzieci niewidomych ze Szkoły Muzycznej w Laskach. Odpowiedziałam, że jeszcze nie miałam takiej okazji, ale bardzo chętnie, gdyby była taka możliwość.
To może zwyczajnie zaproś te dzieci na koncert do Gdańska. Na pewno bardzo się ucieszą, to niezwykle utalentowani i wrażliwi młodzi ludzie. A jacy niesamowici nauczyciele! Zaraz prześlę ci numer telefonu i adres mailowy do Małgorzaty Biedy, która uczy muzyki w Laskach. Zaproś na najbliższą edycję koncertu „Zapal Płomień Miłości”! I proszę, nie odkładaj na następny raz czegoś wyjątkowego, co może zdarzyć się tu i teraz – spuentowała Lubomira Możdżer.
Zobaczcie zdjęcia oryginalnych listów pisanych brajlem:
Listy o marzeniach pisane brajlem
Jednym z najważniejszych akcentów koncertu było zawsze czytanie listów dzieci z różnych stron świata o marzeniach. Do moich rąk docierały listy w języku polskim, angielskim, arabskim, perskim czy francuskim. Wielu muzyków i aktorów zupełnie bezinteresownie brało udział w tych naszych koncertach, a listy czytali spontanicznie m.in. Anna Dymna, Piotr Adamczyk, Jadwiga Możdżer czy Małgosia Bela.
Kiedy zadzwoniłam do nauczycielki z Szkoły Muzycznej w Laskach, po drugiej stronie słuchawki usłyszałam:
Małgosia mam na imię, Gosia Bieda. Dowiedziałam się o koncercie i pomyśle pisania listów przez dzieci z różnych stron świata od pani Luby Możdżer. Chciałam zapytać, czy moje dzieci, moi podopieczni z Szkoły Muzycznej też mogą napisać o marzeniach i ja te listy prześlę.
Cisza z mojej strony. W ułamku sekundy przesunęły mi się obrazy dzieci z Indonezji, Iraku, Iranu, Rwandy i Kamerunu, w których pisały o swoich marzeniach i przeżyciach w różnych „egzotycznych” dla mnie językach i narzeczach. Ale listy napisane przez dzieci niewidome – tego jeszcze nie było i nawet nie mogłam sobie wyobrazić, jak to możliwe. Opanowałam wzruszenie i niepewnym głosem odpowiedziałam, że jak najbardziej. Podałam swój adres i powiedziałam, że będę czekać z niecierpliwością.
Nie o to chodzi, aby mieć oczy, ale by widzieć
Na listy czekałam dwa tygodnie. Któregoś dnia pędząc rano do redakcji, wyjęłam ze skrzynki pocztowej, wychodząc z domu w pośpiechu, wielką kopertę. Zdążyłam na ostatnią kolejkę, aby być na dziewiątą w pracy. Siedzę w pociągu, rozklejam kopertę i wyjmuję listy pisane brajlem. Opuszkami palców niepewnie dotykam tekstu.
Nagle przenoszę się w inny świat, bez pośpiechu i miejskiego gwaru. Do każdego listu jest dołączona „ściąga”, którą potrafię przeczytać. Zaczynam czytać i powstrzymuje łzy: wzruszenia i niedowierzania. Dlaczego?
Ponieważ spodziewałam się bardzo smutnych listów, w których dzieci piszą o swoim dramacie. A tu nic z takich klimatów. Dzieci i młodzież piszą o swoich zwyczajnych i nadzwyczajnych marzeniach: ja też miałam podobne w dzieciństwie: uśmiecham się wreszcie.
Moim największym marzeniem jest przejrzeć na oczy – pisze dziewięcioletnia Marysia.
Pomyślałam, że pomimo przeżywanych trudności jakie niesie życie, mam tak wiele: widzę każdego dnia, jak piękny jest ten świat i nie zawsze potrafię docenić. Dziękować. Czytam wiadomość od Marty, szesnastolatki i nawet nie wiem, w którym momencie wypada mi z ręki:
Marzę o kimś, kto by mnie pokochał i zaakceptował moje słabości… Chciałabym, by wszyscy ludzie byli szczęśliwi. Gdybym mogła wyeliminowałabym choroby, wojny, głód i cierpienie. A na wszystkich twarzach rozkwitałby jasny, radosny uśmiech. Chciałabym, żeby w każdej rodzinie była miłość. I w domach nie czuło się chłodu i pustki. I aby poduszki nie kryły łez dzieci. Marzę o tym, by człowiek umierał z poczuciem, że żyjąc na ziemi wykonał zadanie, które było mu powierzone… I swoim życiem dawał przykład innym.
Czytam następne listy pisane brajlem. Najbardziej poruszały mnie te, w których dzieci piszą, że jak dorosną, to chcą zostać lekarzami, muzykami czy nauczycielami, i co ważne po to, aby pomagać innym:
Mam marzenie bardzo wielkie: chcę założyć hospicjum, by innych ludzi potrzeby zaspokoić. To marzenie jest dla mnie bardzo wielkie i ważne – napisała Anda. Marzę o tym, aby w przyszłości grać koncerty, i marzę o keyboardzie firmy YAMAHA GDX 300… – to było marzenie piętnastoletniego Maksymiliana.
Dzisiaj autorka listu, który mnie tak mocno poruszył, Marta Głuszkiewicz-Kanarek jest żoną i mamą dwójki dzieci, Emilki i Jacka. Jej mąż Rafał też jest osobą niewidomą, z wykształcenia anglistą, nauczycielem i redaktorem pisma „Pochodnia”. Maksymilian Chlewiński został znanym i lubianym muzykiem, który najchętniej gra jazz i utwory w rytmie bossa novy. Muzykę klasyczną również. “Moje marzenia nastolatka spełniły się” – mówi Maksymilian.
Kiedy spotkałyśmy się w domu Marty na warszawskiej Pradze, zobaczyłam pełną życia, roześmianą twarz dziewczyny, która kiedyś napisała do mnie tak szczerze i osobiście. “Iwonko, marzenia prędzej czy później się spełniają. Trzeba tylko znaleźć i odkryć drogę do tych marzeń” – uśmiecha się Marta, podając mi filiżankę herbaty.
Read more:
Niewidomy Mateusz bezpłatnie wykonuje strony internetowe. Poznajcie jego historię
Read more:
Nie widzi przeszkód, by żyć. Rozmowa z niewidomym sportowcem Marcinem Ryszką
Read more:
Z niewidomym o świetle. „Jest świeże, pachnie jak cytrusy, smak ma bliski wanilii” [WYWIAD]