Katolicy i protestanci mieszkający razem na jednym osiedlu. I to przez całe życie! Czy to w ogóle możliwe? Odpowiadają Dan Almeter (katolik) i Bob Garrett (protestant), liderzy Ekumenicznej Wspólnoty Przymierza Alleluia ze stanu Georgia w USA.
Weronika Pomierna: Razem z żoną adoptowaliście piątkę dzieci. Pamiętasz ten moment, gdy sędzia wypowiedział po raz pierwszy zdanie, które zmieniło całe wasze życie?
Bob Garrett: Tego się nie zapomina. Popatrzył nam w oczy i powiedział: „Od teraz to jest wasze dziecko”.
Przyjęliście te dzieci, mimo że mają innych rodziców.
B: Gdy adoptujesz dziecko, staje się ono częścią twojej rodziny. Traktujesz je jak własne. W wyniku adopcji można stworzyć prawdziwą rodzinę. Nie jest ona ułomna. Sędzia nie powiedział nam: „To nie są do końca wasze dzieci, ponieważ mają innych rodziców”. One są nasze!
To przypomina mi przymierze, którym jesteśmy związani z ok. 700 osobami, należącymi do naszej wspólnoty. To bardzo głębokie zobowiązanie. Nawet jeśli moje dzieci wyfrunęłyby kiedyś z gniazda, to ciągle będę je kochać i zawsze będą moimi dziećmi.
Dan Almeter: Podobnie jak mąż i żona chcą być ze sobą na dobre i na złe, tak i my decydujemy, że nie rozstaniemy się, gdyby okazało się, że dotknięto naszych czułych, denominacyjnych punktów.
B: Niektórzy członkowie wspólnoty mówią, że przymierze, jakim jesteśmy związani, jest dla nich tak silne jak więzy, które łączą ich z własną, biologiczną rodziną. Czasem nawet silniejsze.
Czyli adoptowałeś Dana?
B: Tak (śmiech). Najpierw jako Dana, potem jako „Dana-katolika”. Fakt jego przynależności denominacyjnej nie sprawia, że ta więź jest słabsza.
D: We wspólnocie doświadczamy głębokiej wspólnoty duchowej z braćmi z kościołów protestanckich i ewangelicznych. Często głębszej niż z osobami, które spotykamy na niedzielnych mszach.
Idąc w kolejce do komunii mogę stać za osobą, która np. popiera aborcję i mimo to przyjmuje komunię. Myślę, że Kościół powinien przyjrzeć się tej kwestii, ponieważ tak nie powinno być.
Mieszkacie w stanie Georgia, gdzie większość stanowią protestanci. Ok. 90% osób w waszej wspólnocie to katolicy. Resztę stanowią protestanci, chrześcijanie ewangeliczni, prawosławni oraz Żydzi mesjanistyczni. Nie próbujecie przeciągać się nawzajem?
D: Wielu katolików uważa, że celem ekumenizmu jest to, żeby protestanci stali się katolikami. W ekumenizmie nie chodzi jednak o to. Oglądałem kiedyś katolicki TV show, reklamowany jako „program o ekumenizmie”. Na sofie siedziało 4 byłych protestantów, próbujących przyciągnąć ludzi do Kościoła katolickiego. To zakrawa na apologetykę, jeśli nie prozelityzm.
Celem ekumenizmu jest to, aby nawracały się nasze serca. Tak naucza Kościół katolicki. Im bardziej stajemy się podobni do Jezusa, tym bardziej zbliżamy się do siebie nawzajem.
Wyobraź sobie, że przychodzisz na spotkanie wspólnoty ewangelicznej. Wszyscy są dla ciebie mili, a potem dowiadujesz się, że to była ustawka, aby móc przeciągnąć cię na swoją stronę. Jak byś się poczuła?
Chyba straciłabym do nich zaufanie.
D: Czułabyś się oszukana. Pewnie pomyślałabyś: "Przyjmijcie mnie taką, jaka jestem". Nie można tak budować komunii z drugim człowiekiem. To tak, jakby moja żona powiedziała mi po kilku latach małżeństwa, że wyszła za mnie tylko po to, żeby mnie zmienić.
Oczywiście ludzie we wspólnocie mają pełną wolność, aby – w odpowiedni sposób – dzielić się tym, w co wierzą. Nie przeciągamy się jednak nawzajem. Kiedyś dołączył do wspólnoty mężczyzna, który doświadczył chrztu w Duchu Świętym. Po roku we wspólnocie został katolikiem. Obecnie jest księdzem. To była jego własna decyzja. Nikt nie narzucał mu denominacji.
Naszym celem nie jest rozwiązanie problemów teologicznych. To nie należy do nas. To, co możemy zrobić, to duchowy ekumenizm. Jako katolik wierzę, że Kościół katolicki ma pełnię objawienia, ale wierzę również, że tak jak protestanci mogą uczyć się od nas, tak samo my możemy uczyć się od nich. Bardzo siebie potrzebujemy. To straszne, że pozbawiliśmy się nawzajem tak wielu cennych darów.
Jesteście we wspólnocie Alleluia ponad 40 lat. Jako katolik nigdy nie miałeś obaw, że stracisz w ekumenicznej wspólnocie swoją katolicką tożsamość?
D: Nie (śmiech). Bob, Ty świetnie odpowiadasz na to pytanie.
B: Uważam, że moim zadaniem jest pomóc Danowi stać się najlepszym katolikiem, jakim może być. On z kolei pomaga mi stać się jeszcze lepszym chrześcijaninem ewangelikalnym. Uczymy się od siebie nawzajem i dzielimy tym bogactwem, które jest w naszych denominacjach.
Dan jest wierny Kościołowi katolickiemu, a ja mojemu. Nasza wspólnota nie pełni funkcji nowej denominacji. W niedzielę każdy z nas chodzi do swojego kościoła. Ja do ewangelicznego, a Dan do katolickiego.
Kiedyś zapytaliśmy katolickiego biskupa czy jest coś, co możemy poprawić w naszej wspólnocie. Powiedział: „Nie widzę nic takiego, ale powiem wam, że przyczyniliście się do podniesienia poziomu katolickości w waszej diecezji”.
Ani katolicy, ani protestanci z naszej wspólnoty nie żyją "rozwodnioną" Ewangelią. Katolicy z naszej wspólnoty nie są gorszymi katolikami dlatego, że mają wokół siebie tylu protestantów. Spędzam z Danem dużo czasu i wiem, że on regularnie modli się na różańcu. Gdybym zobaczył go pewnego dnia bez różańca, sam zapytałbym: "Dan, gdzie jest twój różaniec?".
Mieszkacie bardzo blisko siebie. Na tym samym osiedlu. Macie nawet swoją własną, ekumeniczną szkołę.
D: Założyliśmy ją w 1981 r. Większość rodziców z naszej wspólnoty – nawet protestantów – posyłała wtedy dzieci do prywatnej szkoły katolickiej. Zaczęliśmy mieć jednak zastrzeżenia co do niektórych nauczycieli. Rozeznaliśmy, że Duch Święty zachęca nas, żebyśmy założyli własną szkołę. Nie wszystkim się to wtedy spodobało.
Korzystamy zarówno z katolickich, jak i protestanckich materiałów i to działa. Nasi uczniowie mają bardzo dobre oceny, a wśród naszych absolwentów jest ok. 15 księży (większość to księża diecezjalni) oraz 6 sióstr zakonnych.
To całkiem niezły wynik! Ale… Katolickie i protestanckie dzieci razem na przerwie? Musiało iskrzyć.
B: Zdarzały się konflikty. Dzieci protestanckie były tam mniejszością i bardziej je odczuły. Czasem ktoś bezrefleksyjnie zawołał: „Pójdziesz do piekła, bo nie modlisz się na różańcu”. Gdzie indziej w takich sytuacjach rodzice postanawiają zmienić szkołę lub wyprowadzić się.
My jesteśmy ze sobą na całe życie i mamy relacje z rodzicami. Staramy się w takich sytuacjach uczyć dzieci ekumenicznej wrażliwości, tego jak wybaczać oraz jak rozwiązywać konflikty.
Również te sąsiedzkie?
D: Problemy sąsiedzkie są czasem o wiele trudniejsze do rozwiązania niż problemy teologiczne (śmiech).
Na przykład?
D: „Twój pies znowu biegał bez smyczy. Wychodzę rano na trawnik, a tu niespodzianka pod stopą!” (śmiech)
I co wtedy?
D: Biblia mówi, że jeżeli twój brat zgrzeszy, to idź i upomnij go w cztery oczy. Zachęcamy osobę, która wywołała konflikt, aby poprosiła o przebaczenie. Odpowiedź w stylu: „Niech sobie biega, gdzie chce” to nie jest chrześcijańskie "zagranie". Nasi ludzie nigdy by tak nie zrobili.
Gdyby jednak się to zdarzyło, powiedziałbym: „Wiesz, myślę, że powinniśmy poprosić osobę trzecią, żeby pomogła nam rozwiązać ten problem”. Staramy się nie obrażać na siebie. W każdej wspólnocie są konflikty. Ktoś kogoś czasem urazi. Bardzo kochamy ludzi, z którymi jesteśmy w przymierzu, dlatego staramy się szybko je rozwiązywać.