Siostry Benedyktynki Samarytanki Krzyża Chrystusowego do ostatniej chwili życia służyły chorym i powstańcom w szpitalu św. Łazarza przy ul. Wolskiej 18. Na rozstrzelanie wyszły odmawiając „Pod Twoją obronę”. Niemcy strzelali do nich pojedynczo. Do ostatka słychać było modlitwę. Opisując rolę Kościoła w czasie Powstania Warszawskiego, historycy najczęściej skupiają uwagę na kapelanach wojskowych. Tymczasem wszystkie klasztory w stolicy włączyły się w pomoc walczącym oraz ludności cywilnej. Zakonnice gotowały posiłki, opatrywały rannych, dodawały otuchy, modliły się.
Wszystkie klasztory w stolicy podzieliły los mieszkańców w czasie Powstania Warszawskiego. Część z nich została wciągnięta w oko cyklonu w sposób spontaniczny, inne włączyły się po informacjach o planowanym zrywie. Wszystkie zdały egzamin z ofiarności posuniętej do heroizmu.
Czytaj także:
Zakonnice ’44. Oddawały serce, zdrowie i życie. Siostry w Powstaniu Warszawskim
Siostry benedyktynki samarytanki i rzeź Woli
Benedyktynki samarytanki podzieliły los mieszkańców dzielnicy – siedem sióstr zostało zamordowanych wraz z ok. 50 tys. cywilnych ofiar Woli 5 sierpnia 1944 r., w ramach jednej z najstraszliwszych rzezi współczesnej Europy.
Siostry Bernadetta (Jadwiga Trojanowska) i Prudencja (Antonina Baryła) były pacjentkami szpitala. Pierwsza z nich przebywała po operacji ortopedycznej i leżała z nogą w gipsie, druga przyjechała do Warszawy na kurację i zatrzymała się u współsióstr w zakładzie na Woli.
Siostra Edwarda (Olimpia Drozdowicz), która wcześniej pracowała w placówce zgromadzenia w Karolinie, na własną prośbę pod koniec wojny znalazła się w szpitalu dla wenerycznie chorych i pracowała z wielkim poświęceniem jako pielęgniarka. Było to miejsce niełatwe, ale zakonnica uznała, że właśnie tu powinna służyć.
Siostra Rozalia (Maria Dragan) pracowała w placówce od kilku miesięcy. Po wybuchu walk z wielkim oddaniem troszczyła się o rannych powstańców, ale z równą troską opiekowała się rannymi Niemcami, nie robiąc żadnej różnicy – była przecież samarytanką, która z powołania miała przekraczać granice między wyznaniami, narodami, nawet wrogami.
Równie ofiarnie pracowały jako pielęgniarki siostra Ernesta (Władysława Antonina Krawecka) i rozmodlona i wyjątkowo odważna, wychodząca do rannych nie zważając na ostrzał i grad kul s. Teofila (Helena Więckowska). Jedynie s. Hipolita (Maria Radosz) pełniła inne funkcje w szpitalu – była magazynierką. I z magazynu została wywleczona przez przyszłych morderców i ustawiona w szeregu osób do egzekucji.
Zgromadzenie poświęcone chorym
Praca z chorymi była jedną z dróg realizowania charyzmatu Zgromadzenia Sióstr Benedyktynek Samarytanek Krzyża Chrystusowego. Było to młode zgromadzenia, liczące w chwili wybuchu powstania niespełna dwie dekady. Założyła je w 1926 roku Polka Jadwiga Jaroszewska i jego celem była opieka nad dziećmi niepełnosprawnymi intelektualnie. Był to instytut pionierski nie tylko w obrębie Kościoła, ale także świeckiej opieki nad niepełnosprawnymi – zakonnice wypracowały owocne metody rehabilitacji swoich podopiecznych.
Część z sióstr pracował w służbie zdrowia jako pielęgniarki i to był powód, dla którego znalazły się w szpitalu św. Łazarza – były jego pracownicami. Ale w tej placówce, w której przymusowo leczono chore wenerycznie osoby, przeważnie prostytutki, wcześniej pracowała także założycielka zgromadzenia, m. Jaroszewska, która najpierw powołała świeckie stowarzyszenie, mające wspomóc powrót do zwyczajnego życia pacjentek szpitala, później zaopiekowała się ubogimi, ostatecznie dostrzegła dotkliwy brak opieki nad osobami upośledzonymi umysłowo.
Powstało zgromadzenie, a jego członkinie zdawały egzamin w ekstremalnych warunkach – w czasie okupacji przechowywały Żydów, dorosłych i dzieci, ratując im życie.
Czytaj także:
Heroizm sióstr zakonnych. „Specjalnością” klasztoru przy Hożej były powstańcze śluby
Rozstrzelane siostry zakonne
Niemcy wtargnęli do szpitala św. Łazarza przy ul. Wolskiej 16 około godz. 20 wieczorem 5 sierpnia. Rozpoczęli straszną masakrę chorych, personelu i chroniących się w szpitalu cywilów, którzy schronili się tu, uznając, że będą bardziej bezpieczni. Wyrzucali chorych z łóżek, wrzucali granaty do schronu, wypędzili personel przed gmach. Zabitych zrzucali do wielkiego dołu i rzucali dodatkowo granaty.
Dlaczego siostry zostały rozstrzelane? Siostra Margarita Brzozowska, historyk zgromadzenia sióstr samarytanek, zwraca uwagę, że Niemcy nie byli konsekwentni w ludobójczych akcjach. Pracujące w wolskiej placówce zakonnice zostały potraktowane jako personel szpitalny – i wraz z nim rozstrzelane.
Historycy powstania odnotowują zaś, że dopiero pojawienie się dowódcy oddziałów SS tłumiących powstanie, Ericha von dem Bacha, 5 sierpnia sprawiło, że ustalono „reguły” ludobójstwa – mordowano mężczyzn, a kobiety i dzieci odsyłano do obozu w Pruszkowie.
Modlitwa podczas egzekucji
Postawa s. Rozalii wobec rannych Niemców została jednak dostrzeżona i przyniosła owoce – o oszczędzenie grupy sióstr upomniał się ranny niemiecki oficer, który zaświadczył, z jakim poświęceniem zakonnice pielęgnowały rannych niemieckich żołnierzy.
Jedenastu samarytankom dowódca ludobójczego komando darował życie – zakonnice zostały później wywiezione do miasteczka Neckarsulm koło Heilebronnu w Witembergii.
Siostry Benedyktynki Samarytanki Krzyża Chrystusowego do ostatniej chwili życia służyły chorym i powstańcom w szpitalu św. Łazarza przy ul. Wolskiej 18. Na rozstrzelanie wyszły, odmawiając „Pod Twoją obronę”. Niemcy strzelali do nich pojedynczo. Do ostatka słychać było modlitwę.
Tak zeznała po latach Wanda Łokietek-Borzęcka, świadek tamtych wydarzeń. Cudem ocalała i była jedynym świadkiem zbiorowego mordu niemal wszystkich osób przebywających w szpitalu.
Na podstawie Archiwum Zgromadzeni Sióstr Benedyktynek Samarytanek
aw / ks
Czytaj także:
„Takie krwawe żniwo jednego dnia” – wspomnienia kobiety, która przeżyła Rzeź Woli