„A czym myślisz były spirituals, blues, jeśli nie hymnem, naszym uwielbieniem dla Boga?Jak mógłbyś myśleć, że Afrykańczycy mogliby wytrzymać na plantacjach bez Niego, bez wiary, bez nadziei w Boga?” – miał powiedzieć Armstrong do włoskiego dziennikarza.
„What A Wonderful World” zna i potrafi zanucić chyba każdy, tak jak słynną piosenkę „Hello Dolly” w niezwykle ekspresyjnej interpretacji Armstronga.
Trudne Dzieciństwo
Barwny Nowy Orlean wieczorową porą. Kilkuletni Louis ukradkiem wymyka się z ubogiego mieszkania na peryferiach, aby słuchać muzyki w pobliskich pubach, jakich było sporo. To była dla chłopca najlepsza rozrywka i odskocznia od smutnego dzieciństwa. Codziennie widział jak mama pracuje ponad siły od rana do wieczora, aby utrzymać jego i siebie. Ojciec Louisa porzucił ich oboje, nie radząc sobie sam ze sobą, z chorobą alkoholową i brakiem stałej pracy.
Zdarzało się, że matka Louisa Armstronga, szukała wieczorami syna w tej czy innej knajpce i dosłownie wyciągała spod stołu, kiedy Louis był świadkiem awantur podchmielonych słuchaczy. Ale te przykre incydenty nie przysłoniły chłopcu radości słuchania muzyki: zwyczajnie na ulicach Nowego Orleanu, czy w pobliskich barach i knajpkach.
Wszędzie można był usłyszeć muzykę improwizowaną, zwłaszcza ulubione przez Louisa solówki płynące z trąbki, saksofonu czy klarnetu. Louis jest wielkim fanem orkiestry Joe Oliwiera, najlepszej w Nowym Orleanie. Oliwier ulubiony przez wszystkich, od czasu do czasu wyróżnia małego Louisa… i daje mu do potrzymania trąbkę. Chłopiec marzy, aby i on mógł w przyszłości zagrać na tym niezwykłym, magnetycznym instrumencie.
Dom w przytułku
Noworoczne świętowanie i noce w Nowym Orleanie były zawsze gorące: muzyka afrykańska, sztuczne ognie, ale też strzelanie z broni. Louis również postanowił przyłączyć się do sylwestrowej gorączki, mając w ręku pistolet, wyciągnięty z starego kuferka. Ale świętowanie nie trwało długo, bo został zatrzymany przez policjanta. Louis pomimo wielkich próśb i błagań o wypuszczenie z rąk władzy, został zaprowadzony do przytułku dla opuszczonych dzieci.
Tak wspominał to po latach w swoich prasowych wypowiedziach: “Kiedy przyszliśmy do przytułku, zobaczyłem, że wszyscy siedzieli przy długim stole, na którym stał wielki garnek z fasolą. Zrobiło mi się bardzo smutno, nie byłem w stanie jeść, bo bardzo tęskniłem za domem”.
Louis, delikatnie ujmując, miał trudności adaptacyjne. Trudno było uwierzyć, że się chłopiec zmieni na lepsze. Jedyną osobą, która dostrzegła w zbuntowanym Louisie potencjał muzyczny, był szef orkiestry, Peter Davis, który zapytał go, czy chciałby grać w orkiestrze.
To było spełnienie dziecięcych marzeń Louisa. Kiedy otrzymał trąbkę ćwiczył w każdej wolnej chwili! Chłopiec został wyróżniony, grał m.in. rano na pobudkę i co wieczór na ciszę nocną. Powiedzenie, że „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”, w przypadku Louisa było wręcz opatrznościowe: w przytułku mieszkał 1,5 roku, wystarczająco, aby się nauczyć podstaw gry na trąbce. Kiedy w orkiestrze brakuje kogoś, kto gra na trąbce, Louis z wielkim entuzjazmem zastępuje muzyka. Od Joe Oliwiera otrzymuje w prezencie wymarzoną trąbkę i razem tworzą świetny duet, grający muzykę improwizowaną, coraz częściej nazywaną przez wszystkich jazzem. Świat zaczyna słyszeć charakterystyczne dźwięki i tony Louisa Armstronga.
Rodzina, miłość i małżeństwo
Jasnym punktem, w trudnych życiowych zmaganiach Louisa była jego mama Mary Ann, o której mówił: „Była kobietą o miłej twarzy i bardzo pięknej duszy. Pracowała ciężko, aż strach pomyśleć”.
Armstrong na początku swojej drogi muzycznej grał w lokalach, a potem zaczął grywać na statkach, jak mawiał, „o wielkich kołach”, które woziły podróżnych w górę i dół Mississipi. Joe Oliwier, który przeniósł się do Chicago, zaprasza Louisa do swojej orkiestry, mówiąc, że na pewno zmieni się jego życie. I rzeczywiście tak się stało. Louis po wielu latach, tak wspomina ten moment: „Kiedy stanąłem pod drzwiami klubu i usłyszałem, jak wspaniale gra Joe i jego zespół, pomyślałem: nie, ja nie potrafię tak grać, jak oni! Ale już następnego wieczora zacząłem grać w orkiestrze: to była piękna chwila. I tak to się zaczęło”.
W orkiestrze Louis poznaje pianistkę Lil Hardin, która widzi w młodym trębaczu wielki talent. Zaczyna wspierać Louisa i uczyć muzyki, jako jedyna, która w orkiestrze ukończyła akademię muzyczną. W naturalny sposób przyjaźń i troska przerodziły się w miłość. Zawierają związek małżeński, a w życiu Louisa pojawiają się lata niezwykłego, twórczego rozwoju i niezapomnianych nagrań. Jednak, jak podkreślał muzyk, nie był tak wytrwały w miłości jak w muzyce.
To cud, że swoją trąbką nie wymiotę całej publiczności
Szybko rozwija się sława charyzmatycznego trębacza. Muzyk zostaje zaproszony do Nowego Jorku, a na plakatach widnieją napisy: Louis Armstrong „Najwspanialsza trąbka świata”. Fenomen talentu muzyka, który potrafi wygrać 300 kolejnych tonacji C dur, w sposób idealnie czysty i przejrzysty. “To cud, że swoją trąbką nie wymiotę całej publiczności”, żartował artysta. Zdarzało się, że razem z orkiestrą koncertował cztery razy dziennie! Publiczność zawsze wiwatowała „jeszcze jedno solo”. Ciężko! Ale Louis powtarzał w duchu „wytrzymam, dam radę”.
Płyty z nagraniami Armstronga rozchodzą się w milionach egzemplarzy i przekraczają magiczny Atlantyk. Z dnia na dzień rośnie grono słuchaczy muzyka w Europie, dlatego zaczyna trasę koncertową na starym kontynencie, mając ponad trzydzieści lat.
Jest kochany i podziwiany, dlatego chętnie tu wraca i koncertuje prawie we wszystkich europejskich stolicach. Nazwisko Armstrong to symbol jazzu. Podczas swoich koncertowych wojaży w Europie był przyjmowany przez królów i prezydentów odwiedzanych krajów z wielkim szacunkiem. Trudno w to uwierzyć, ale w tym samym czasie (a były to lata 30 i 40 ubiegłego wieku) w swojej rodzimej Ameryce na Południu zdarzało się, że nie mógł normalnie przenocować w hotelu, który był „tylko dla białych”.
Czy naprawdę wiesz, kim jest Bóg
W czasie jednej ze swoich podróży po Europie, będąc w Rzymie, Armstrong poprosił o audiencję u Piusa XII i został życzliwie przyjęty. W czasie spotkania słynny muzyk zwierzył się papieżowi, że nie ma dzieci, a papież odpowiedział, że będzie się za niego modlił.
Artysta chętnie i często rozmawiał z dziennikarzami, którzy towarzyszyli mu w niejednej trasie koncertowej. Wypowiadał się nie tylko na tematy muzyczne, ale też np. o połączeniu jazzu z wiarą. Oto, co mistrz trąbki powiedział włoskiemu dziennikarzowi Carlo Mazzarella dla „Il Giorno”: „Od dawna chciałem ci o tym powiedzieć, (…) zrozumiałem niestety, że nie jesteś wierzący. Nie chce ci wygłosić kazania, szanuje wszelkie poglądy, ale z tobą to inna sprawa: mówisz, że kochasz jazz, poświęciłeś tej muzyce wiele lat życia. Twój dom w Rzymie pełen jest moich płyt i starej muzyki z Nowego Orleanu. Dlatego musze ci powiedzieć, że niewiele zrozumiałeś z muzyki jazzowej. Jak mógłbyś ją zrozumieć, jeśli nie wierzysz w Niego? A czym myślisz były spirituals, blues, jeśli nie hymnem, naszym uwielbieniem dla Boga?Jak mógłbyś myśleć, że Afrykańczycy mogliby wytrzymać na plantacjach bez Niego, bez wiary, bez nadziei w Boga?”.
Historia życia Louisa Armstronga, w którym musiał pokonać niejedną „ciemną dolinę” jest opowieścią o „Wonderful World”, który mimo wielu przeciwności można przeżyć dobrze. Wystarczy wyruszyć w podróż i otworzyć się na nieznane.
Czytaj także:
Połączyła ich muzyka. Mąż i żona tworzą zespół GGDuo
Czytaj także:
O. Andrzej Bujnowski – jazzuje, tworzy muzykę, jest jak da Vinci!
Czytaj także:
Rafał Blechacz: Przybliżanie ludzi do Boga przez muzykę to najpiękniejszy prezent