separateurCreated with Sketch.

Woda w kranie jest, ale mamy jej tyle, co w Egipcie. Czas mądrze oszczędzać [wywiad]

WODA W KRANIE
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Aleksandra Gałka - published on 23.07.19, updated on 15.06.2023
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
„Jeśli chodzi o zasoby wodne Polski, jesteśmy na przedostatnim miejscu w Europie” – komentuje dla Aletei Daniel Kociołek z Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie.

Aleksandra Gałka-Reczko: Wydawałoby się, że to Afryce brakuje wody, ale nie w deszczowej Polsce – kraju rzek, morza i tysiąca jezior! Co to znaczy, że mamy problem z wodą?

Daniel Kociołek: Tego problemu nie widać w codziennym życiu dlatego, że ta woda w kranie jest. Jednak jeśli chodzi o zasoby wodne Polski, to jesteśmy na przedostatnim miejscu w Europie. Szacuje się, że w Polsce przypada około 1600 m³ wody rocznie na mieszkańca (w okresie, gdy jest susza, tej wody jest jeszcze mniej). Średnia europejska to około 4500 m³. Łatwo policzyć, że mamy ok. 3 razy mniej wody niż średnio mieszkaniec Europy. Nasze zasoby wodne można porównać do zasobów Egiptu.

Kiedy zaczniemy to odczuwać?

Podczas suszy (w 2019 r. – przyp. red.) ok. 300 gmin w Polsce już miało problemy z zapewnieniem wody pod odpowiednim ciśnieniem w wodociągach. Wystąpiono tam z apelami do mieszkańców, aby ograniczyli podlewanie ogródków, rzadziej myli samochody, używali wody tylko do celów bytowych. W piątek (19 lipca 2019 r.) Państwowa Służba Hydrogeologiczna ogłosiła na sierpień stan zagrożenia. Wszystko przez obniżanie się płytkich warstw wód podziemnych. Problem dotyczył znacznego obszaru naszego kraju. Oznaczało to, że lokalnie wody może zabraknąć w prywatnych i komunalnych płytkich ujęciach. Dotyczy to jednak tylko tzw. pierwszego poziomu wodonośnego.

Woda, która jest nam niezbędna do życia, jest zapewniona jeszcze na długie lata. Nie przewiduje się trudności w działaniu głębszych ujęć. O wiele większe problemy mamy np. w rolnictwie. Gleby były wysuszone, a stany wód w rzekach niskie. Wszystko za sprawą małej pokrywy śnieżnej w zimie, małych opadów i wysokich temperatur. Nie jest to na szczęście jeszcze susza hydrologiczna, więc nasze zasoby wód podziemnych nie są jeszcze zagrożone, ale wiemy, co będzie za kilkadziesiąt lat, jeśli nic z tym nie zrobimy.

Polskie stepy

Co więc będzie za kilkadziesiąt lat? Czy grozi nam apokaliptyczny scenariusz?

Prognozuje się, że bez podejmowania odpowiednich działań już dzisiaj, stepowiał będzie szeroki pas Polski środkowej, Lubelszczyzna, Wielkopolska, Kujawy, częściowo Pomorze i Mazowsze, aż po Podlasie. Produkcja rolna będzie tam coraz trudniejsza, a rzeki coraz mniejsze. To niestety już się dzieje. W 2018 r. roku na same odszkodowania dla rolników i hodowców ryb państwo przeznaczyło ok. 2 mld 200 mln złotych, a to i tak nie zrekompensowało strat.

Innym problemem, o którym już rozmawialiśmy, a z jakim będą borykały się gminy, będzie brak odpowiedniego ciśnienia wody w kranach. Warto wiedzieć, że woda, która jest na głębokości około 100 m, zostanie zasilona wodami opadowymi za 30 lat. Dlatego, jeśli tylko to możliwe, do podlewania naszych ogródków powinniśmy wykorzystywać np. deszczówkę. Tej świetnej jakości wody z zasobów głębinowych szkoda też do mycia samochodów. Należałoby ją raczej wykorzystywać do przygotowywania posiłków czy mycia się.

Czy to nagły problem? Dlaczego głośno jest o nim właśnie teraz? Nasi przodkowie nie stali przed takimi wyzwaniami?

Susza to naturalne zjawisko i taki problem oczywiście występował, ale jeszcze w ubiegłym wieku susze w Polsce pojawiały się co 4-5 lat. W tej chwili występują raz na 2 lata, a ostatnio nawet rok po roku.

Mamy też coraz ostrzejszy klimat – np. pod względem intensywności opadów. W maju 2019 roku mieliśmy ulewne deszcze na południu kraju. W ciągu kilku dni miejscowo spadło ok. 200 mm opadów – to wyjątkowo dużo. Właśnie tyle brakuje teraz w województwie łódzkim albo kujawsko-pomorskim, aby odpowiednio nawodnić tamtejsze gleby. Tylko że ta woda spadła w ciągu kilku dni, a powinna padać bardzo powoli przez kilkadziesiąt dni tak, aby nawodnić grunty. Bilans się zgadza, ale woda z nagłych opadów nie jest zatrzymywana i wykorzystywana. Nawalne deszcze szybko spływają do rzek i trafiają do Morza Bałtyckiego. Tę wodę bezpowrotnie tracimy – stanie się słona i już do nas nie wróci. Często też te wezbrane wody są przyczyną podtopień lub nawet powodzi.

Te dwa problemy – susza i powódź – występują w zasadzie naprzemiennie. Choć od początku świata wody mamy tyle samo, jej ilość jest niezmienna, zmieniają się miejsca, w których jest zatrzymywana.

Mamy problem z magazynowaniem

Właśnie, gdy spojrzymy na mapę fizyczną świata, zobaczymy, że aż 3/4 naszej planety to woda!

Oczywiście jest to złudne wrażenie. Wody słodkie to tylko ok. 3% wszystkich zasobów wód na Ziemi. Pozostała część to morza i oceany. Co więcej, ponad 2/3 tej słodkiej wody jest zmagazynowane w lodowcach, a prawie 1/3 w wodach podziemnych. Rzeki, słodkie jeziora i płytkie wody podziemne to tylko 0,4% objętości wszystkich wód słodkich. I właśnie te słodkie wody do tych mórz i oceanów nam „uciekają”.

W Polsce zatrzymujemy z tego tylko 6,5%, a moglibyśmy o wiele więcej, bo pozwalają na to nasze warunki fizyczno-geograficzne. Dlatego Wody Polskie uczestniczą w tworzeniu Programu Rozwoju Retencji. Plan zakłada zwiększenie poziomu retencjonowanej w Polsce wody do 15%, czyli ponad dwukrotnie.

A czy jest jakiś wzorcowy kraj, który z zatrzymywaniem wody radzi sobie dobrze? Skąd – nomen omen – płynie przykład?

Takim krajem jest Hiszpania. My mamy dużych zbiorników retencyjnych (takich, które gromadzą co najmniej 100 mln m³ wody) w Polsce tylko 11, większych zbiorników mamy 40 (o pojemności powyżej 16 mln m³). Dla porównania Hiszpanie mają takich zbiorników ok. 2000, a to kraj często dotykany suszą atmosferyczną.

Wydaje się, że są narażeni na susze jeszcze bardziej niż my w Polsce?

Tak, ale dzięki temu, że nauczyli się wodę gromadzić, mają jej więcej od nas. Zatrzymują aż 45% wód, które mogłyby odpłynąć do mórz – my tylko 6,5%. Hiszpanie już dawno temu podjęli szeroko zakrojone działania przeciwdziałające suszom, dlatego obecnie są w takim miejscu. Bardzo dobrze zarządzali też swoimi zasobami wodnymi w tzw. zlewniowym układzie (układ zarządzania jest dostosowany do granic, które wyznacza sama woda).

W Polsce tego nie było, bo za wiele różnych spraw związanych z gospodarką wodną do końca 2017 r. odpowiadały różne instytucje samorządowe i centralne, które działały na różnych obszarach. Obecnie wszystkie te kompetencje są scalone w Państwowym Gospodarstwie Wodnym Wody Polskie, które działa w układzie dostosowanym do granic zlewni rzek. Tylko taki sposób umożliwia sprawne zarządzanie w gospodarce wodnej.

W Wodach Polskich pracujemy właśnie nad pierwszym w naszym kraju kompleksowym planem przeciwdziałania skutkom suszy. Projekt ten nazywamy w skrócie „Stop suszy!”. Plan zawiera cały szereg działań różnej skali, które powinny zrealizować samorządy, administracja centralna, przedsiębiorcy, rolnicy i wreszcie zwykli mieszkańcy, aby zabezpieczyć odpowiednią ilość wody dobrej jakości dla przyszłych pokoleń.

Oszczędzanie wody przez przeciętnego Kowalskiego

Ale gospodarstwa domowe odpowiadają za zużycie 20% zasobów wody (dane GUS). Tak znaczny deficyt nie jest więc winą przeciętnego Kowalskiego. Czy jest w takim razie sens, by starał się ją oszczędzać?

20% to dużo. Biorąc pod uwagę, że tej wody mamy w Polsce niewiele, to jest to dość pokaźny zasób. W dużej lub małej skali każdy mieszkaniec, każda instytucja, państwo polskie, przedsiębiorcy, powinni robić wszystko, co tylko możliwe, aby wodę zaoszczędzić. Te działania się nie wykluczają, a wręcz przeciwnie: wzajemnie uzupełniają. Jeśli uda nam się zredukować zużycie o kilka, kilkanaście promili, to już warto podjąć wysiłek. Oszczędzając wodę w osobistym wymiarze, kształtujemy swoją świadomość. To jest taka praca u podstaw, która może przełożyć się na działania w większej skali.

Trudno mi wyobrazić sobie taką sytuację, w której ja – jako np. Jan Kowalski – nie oszczędzam wody w domu, nonszalancko odkręcam kran, kiedy myję zęby albo golę się, podczas gdy jako ten sam Jan Kowalski jestem np. prezesem albo kierownikiem w elektrowni, gdzie będę skrupulatnie oszczędzał każdy litr wody.

DANIEL KOCIOŁEK
fot. Michał Ziółkowski
Daniel Kociołek

Jak zatem najlepiej oszczędzać wodę w naszych domach? Nie musi się to chyba wiązać z tym, że będziemy rzadziej brać prysznic, prawda?

Z pewnością lepiej brać prysznic niż kąpiel. Ponadto powinniśmy starać się wodę retencjonować, czyli magazynować. Kiedyś w Polsce bardzo popularne było zbieranie deszczówki. Instalowało się różne systemy, aby woda z dachów po prostu spływała rynnami do pojemników. Wodę tę wykorzystywano później do podlewania ogródków i do tego systemu warto wrócić.

Ponadto nie powinniśmy wyrzucać jedzenia. Bardzo wiele wody wykorzystuje się do produkcji żywności. Np. ta kawa, którą przed chwilą wypiłem. Do wyprodukowania ilości ziaren potrzebnych do jej zaparzenia zużywa się ok. 240 litrów wody. Jedna kartka papieru, na której piszesz, to ok. 10 litrów wody. Półkilogramowy bochenek chleba to od 300 do nawet 800 litrów wody. Jeśli więc wyrzucamy dwie kromki chleba, to marnujemy kilkadziesiąt litrów wody. To tak, jakbyśmy – zupełnie bez powodu – pięć razy spuścili wodę w ubikacji.

Zakręcanie wody podczas mycia zębów jest oczywiście ważne – choć mnie się wydaje, że z tym nie mamy już większego problemu. Prawdopodobnie dzięki temu, że kampania na ten temat była przeprowadzona już kilka lat temu i dziś przynosi skutki. Słyszałem historie, że dzieci podchodziły do swoich rodziców i zakręcały wodę, bo tak ich uczono w szkole. W końcu ważny jest także aspekt finansowy. Ta cieknąca woda to przecież uciekające złotówki, bo za wodę płacimy.

Nie wszyscy wiemy o tym, ile wody marnujemy, kiedy kupujemy sobie jakieś ubranie, rzecz, która nie jest nam potrzebna. Do produkcji jednej bluzki potrzeba tysięcy litrów wody, buty skórzane to dziesiątki tysięcy litrów.

Kiedy kupujemy urządzenia gospodarstwa domowego, zwracajmy uwagę, jak wiele wody one zużywają. Na pewno powinniśmy też lepiej wykorzystywać tzw. „szarą wodę”, która może służyć do spuszczania wody w toalecie.

Betonoza i powodzie błyskawiczne

A co z drzewami, skwerami, roślinami? Podobno odpowiednia gospodarka przestrzenna także ma znaczenie dla zatrzymania wód?

To prawda. Istotna jest również gospodarka przestrzenna w miastach – niebetonowanie wszystkich zielonych przestrzeni, niezabieranie przestrzeni, które chłoną wodę. W sieciach społecznościowych funkcjonuje hasztag #betonoza. Użytkownicy porównują zdjęcia miast sprzed kilkudziesięciu lat z tym, jak wyglądają współcześnie. Kiedyś często pojawiały się drzewa, zieleń, trawniki, ławeczki, a w tej chwili w tych samych miejscach jest kostka i beton. A czasami na takich skwerach poustawiane są jeszcze dodatkowo małe drzewka w donicach. Zamiast kostki brukowej, lepiej wybierać elementy ażurowe, które pozwalają trawie rosnąć, a wodzie wsiąkać.

Zieleń w miastach ma wiele zalet. Pozwala lepiej znosić gorące dni. Temperatura w naszym kraju jest coraz wyższa i te fale upałów są latem coraz dłuższe. Drzewo obniża temperaturę otoczenia nawet o 15 stopni Celsjusza. Z kolei kiedy nad trawnikiem mamy 35 stopni, to nad kostką albo asfaltem jest to już 45 stopni Celsjusza. O wiele lepiej znosilibyśmy upały w miastach, gdyby tej zieleni było więcej. Ciekawym sposobem są też łąki kwietne – chodzi o to, byśmy zasiali kwiaty i niezbyt często je kosili. Wówczas bardziej rozbudowane systemy korzeni pochłaniają więcej wody. W naszym planie „Stop Suszy!” proponujemy też skrzynie chłonne. Można umieszczać je pod parkingami czy dużymi placami. Pochłaniają bardzo dużo deszczówki. Te przestrzenie, które chłoną wodę, nawadniają grunty, a woda tak szybko nie odpływa do kanalizacji lub rzeki. Dodatkowo stanowi to zabezpieczenie przed tzw. powodziami błyskawicznymi.

Czym są powodzie błyskawiczne?

W momencie ulewy, burzy albo długich, obfitych deszczy woda nie znajduje odpowiedniego ujścia i mamy powódź w mieście powodowaną nie wylewem rzeki, ale tym, że nie udało nam się odprowadzić wód opadowych. Wody te nie miały gdzie się wchłonąć, nie mieliśmy też odpowiedniego systemu odprowadzania ich do zbiorników wodnych.

A co takiego wydarzyło się w czerwcu 2019 roku w Skierniewicach?

Sieć wodociągowa nie była na tyle wydajna, by zaspokoić potrzeby wszystkich mieszkańców. Susza mogła się do tego przyczynić.

Istnieje ryzyko, że takich „Skierniewic” będzie w Polsce więcej?

Takie ryzyko jest, ale nie należy tego mocno eksponować, bo woda do celów socjalnych, bytowych będzie. Musimy jednak w długiej perspektywie myśleć o tym, by tej wody nie zabrakło też dla przemysłu i rolnictwa. Dlatego poza budową wspominanych małych i dużych zbiorników wodnych planujemy i już prowadzimy inne działania. Tam, gdzie to możliwe, pracujemy nad renaturyzacją rzek. Przywracamy im ich naturalne właściwości. W pracach utrzymaniowych stosujemy ekologiczne materiały.

Nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak problemy z wodą mogą wpłynąć na inne dziedziny naszego życia – pozornie niepowiązane. Jakie to mogą być skutki?

Długotrwałe susze sprawiają, że ceny podstawowych produktów rolnych znacznie wzrastają. Może grozić nam osłabienie naszej siły gospodarczej – czyli spadek eksportu żywności produkowanej w Polsce oraz konieczność importowania produktów żywnościowych z zagranicy. Jest to także problem dla energetyki, ponieważ elektrownie korzystają z wód powierzchniowych do chłodzenia urządzeń.

Do tego dochodzi brak możliwości żeglugi, zamykane są szlaki wodne, tracimy możliwość transportowania drogami wodnymi towarów i ludzi. Obecnie i tak udział transportu wodnego jest niewielki. Jeszcze w latach 60. i 70. wyglądało to w Polsce zupełnie inaczej. Bardzo wiele towarów było transportowanych rzekami, ale ich poziom bardzo się obniżył przez ostatnich kilkadziesiąt lat. Są takie rzeki w naszym kraju, po których nie można przepłynąć nawet kajakiem, bo natrafiamy na mieliznę.

A skoro o kajakach mowa, to na sumieniu mamy też swoje wakacyjne grzeszki…

Niestety, to też jest duży problem w Polsce. W wakacje, po każdym weekendzie, nad jeziorami czy rzekami pozostawiane są masy śmieci. Apelujemy do turystów i mieszkańców, aby nie zaśmiecali rzek i jezior. Wydajemy miliony publicznych pieniędzy na sprzątanie, a tego problemu by nie było, gdyby każdy zabierał odpady ze sobą. Wody w Polsce jest niewiele i musimy się o nią troszczyć. Powinniśmy ją nie tylko oszczędzać, ale także i szanować. Ważna jest nie tylko ilość wody, ale także jej jakość. A im jest jej mniej, tym trudniej tę wysoką jakość utrzymać.

***

Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie jest od 1 stycznia 2018 roku głównym podmiotem odpowiedzialnym za krajową gospodarkę wodną w kraju.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.