Włosi kochają piłkę nożną! Ale co roku w dniu św. Jana we Florencji rozgrywa się niecodzienne widowisko. 54 mężczyzn rozgrywa mecz, który w normalnych warunkach zakończyłby się masą czerwonych kartek, a najpewniej obopólnym walkowerem…
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Wszystko zaczęło się na dobre w starożytnym Rzymie. Ówcześni legioniści grali w harpastum. Była to gra polegająca na wybiciu piłki za linię końcową boiska, bronioną przez przeciwnika lub odwrotnie – na utrzymaniu piłki na swojej połowie. Tym co szczególnie uderza, są zasady, a raczej ich praktyczny brak: przeciwnika można było uderzać, dusić i obalać na ziemię. Mimo to starożytni uznawali to za bardzo zdrowy sposób spędzania wolnego czasu…
Kilkanaście stuleci później we włoskich miastach przeżywano renesans – okres, w którym szczególnie lubiano papugować rzymskie zwyczaje.
Wtedy to właśnie gra ta wróciła (po pewnych zmianach) do Włoch i choć nie sposób porównać jej popularności do współczesnego futbolu, to coroczne spotkania we Florencji, w tradycyjnym od lat miejscu, czyli placu Świętego Krzyża, zawsze przyciągają tysiące widzów. Nic dziwnego, bowiem podczas tych widowiskowych zawodów bardzo często leje się krew, a zdarzały się nawet przypadki śmiertelne.
Calcio fiorentino – zasady gry
W przeciwieństwie do „normalnych” drużyn piłkarskich zawodnicy nie są zawodowymi graczami transferowanymi nierzadko z odległych krajów, a autentyczną ekipą mieszkańców danej części miasta zrzeszonych w czterech zespołach: Bianchi (Biali), Azzurri (Niebiescy), Rossi (Czerwoni), a także Verdi (Zieloni). Nie ma też żadnej ligi – mecze odbywają się raz do roku, a zawodnicy pomiędzy spotkaniami poświęcają czas treningom.
Są to bardzo dobrze zbudowani mężczyźni, najczęściej wykonujący na co dzień zawody fizyczne.
Trudno się bowiem dziwić. W Calcio Fiorentino nie ma kategorii wagowych, a dozwolone są niemal wszystkie chwyty. Można przeciwnika dusić, można atakować łokciami i głową. Niemal wszystkie czerwone kartki jakie widzieliśmy na stadionach świata, byłyby tu czymś zupełnie normalnym. Nie można „jedynie” kopać w głowę (co ciekawe, „nie w głowę” można kopać nawet leżących), a także atakować kogoś znienacka. Warto zwrócić uwagę, że perspektywa brutalnej gry może wydawać się szczególnie kusząca, gdyż w tym sporcie nie ma zmian i po zejściu z boiska kontuzjowanego zawodnika zespół po prostu gra w osłabieniu.
Ciekawy jest też system strzelania goli.
Bramki rozciągają się na długości całej linii końcowej boiska i maja wysokość jednego metra. I o ile dozwolenie na brutalne faule wydaje się promować ryzykowną grę, to punktacja wygląda zupełnie inaczej. Jeżeli bowiem zawodnik przy strzale nie trafi do bramki, to pół gola zaliczone jest na konto przeciwnika. A tych jest wielu, bo drużyna liczy 27 graczy w tym 4 samych tylko bramkarzy. Bardzo istotną rolę w drużynie odgrywa kapitan, który nie bierze bezpośredniego udziału w meczu, ma natomiast za zadanie dowodzić i motywować uczestniczących w grze. Czy jak kto woli: w walce.
Jak już wspomniałem, korzenie gry sięgają rzymskich legionów i etos ten dalej pozostaje bardzo ważny wśród zawodników. Tworzenie drużyn wyłącznie z lokalnych mieszkańców danej części miasta jak i iście wojskowy system organizacji drużyny sprawia, że rozgrywki calcio fiorentino są żywym pomnikiem liczącej setki lat lokalnej tradycji.
Czytaj także:
Trener FC Liverpool do umierającego kibica: Jestem chrześcijaninem. Kiedyś się spotkamy!
Czytaj także:
7 sekretów Krzysztofa Piątka – najdroższego zawodnika w historii
Czytaj także:
Lukaku – praktykujący katolik, który gra dla Boga