Iwona Flisikowska: Jak zareagowałeś na wiadomość, że Karol Wojtyła, kardynał z „dalekiego kraju”, został papieżem?
Marcin Pospieszalski: Dokładnie pamiętam ten dzień, bo akurat wracałem do internatu w Katowicach, gdzie uczyłem się w Liceum Muzycznym. Wszyscy świętowali fakt, że kardynał Wojtyła został wybrany na papieża. Aż trudno było w to wszystko uwierzyć! Radość wielka.
Zaraz potem u nas w domu było bardzo duże poruszenie, dlatego, że tata Stanisław razem z osobami skupionymi wokół diecezji częstochowskiej (tata był architektem, ekspertem w kurii od spraw sztuki sakralnej), mieli wyjechać do Rzymu na rozpoczęcie pontyfikatu Jana Pawła II. Dzięki temu wydarzeniu mieliśmy jakąś bezpośrednią relację z Ojcem Świętym.
A co ciekawe, dwa razy tuż przed wyborem na papieża widziałem kardynała Karola Wojtyłę z bliska. Najpierw to był Dzień Wspólnoty Oazy w Chochołowie w 1978 roku, a potem we wrześniu, na półtora miesiąca przed wyborem, ks. kardynał Karol Wojtyła pojawił się na „Sacrosongu” w Częstochowie.
Pamiętam, że siedział na honorowym miejscu w pierwszym rzędzie, a ja w orkiestrze grałem przy pulpicie pierwszych skrzypiec. Kardynał siedział i słuchał, był dosłownie na wyciągnięcie ręki.
Później był 1979 rok, a z nim pierwsza pielgrzymka do ojczyzny. Widziałem lądowanie papieskiego helikoptera z dachu kamienicy, w której się mieściło mieszkanie mojej babci (nie było wtedy takich obostrzeń dotyczących bezpieczeństwa). Ciekawostka: byliśmy bezpośrednio zaangażowani w przygotowanie oprawy plastycznej pielgrzymki Jana Pawła II w Częstochowie.
Duża część wizerunków Jana Pawła i też herb papieski umieszczony na lądowisku malował mój najstarszy brat Antoni, artysta plastyk. Jego zadaniem było przygotowanie części wizerunków Jana Pawła II i elementów plastycznych, które miały być umieszczone w miejscach spotkań z papieżem.
Ponieważ Antek sam nie dawał rady, to „zatrudnił” swoich młodszych braci do pomocy… Wypełnialiśmy kontury, malowaliśmy tła, natomiast szczegóły i artystyczne wykończenie należały do Antka.
Wspomniałeś, że tata kiedyś blisko spotkał Karola Wojtyłę.
Tak, o jednym ze spotkań dowiedzieliśmy się po latach… A historia była taka. Tata, wówczas młody student architektury, został podczas wojny przesiedlony z całą rodziną z Poznania do Częstochowy. W 1943 roku brał udział w konspiracyjnych ślubowaniach jasnogórskich, odnawianych co roku, mimo że była wojna. Od czasów przedwojennych młodzież studencka z całej Polski ślubowała przed obrazem Matki Bożej.
Tego zwyczaju nie zaniechano nawet mimo grożącego niebezpieczeństwa w czasie wojny. Po latach – bodajże w 1991 roku, opublikowano Księgę Ślubów Jasnogórskich, w której jest zdjęcie ze ślubowań z 1943 roku. Wśród podpisów studentów reprezentujących różne regiony Polski widnieje tam podpis młodego studenta z Krakowa Karola Wojtyły i dwa podpisy niżej...mojego taty.
Mój tata nie pamiętał ślubujących obok niego studentów, konspiracyjnie starali się przedstawiać sobie jedynie imionami, pamiętał natomiast szczegóły tamtego wieczoru, gdy wprowadzeni przez ojców paulinów wejściem od zakrystii, ślubowali przed obrazem Matki Bożej, przy zamkniętej już dla ludzi z zewnątrz kaplicy.
Niesamowita, rodzinna opowieść. Czy może ktoś z twojej rodziny lub przyjaciół był w Warszawie na spotkaniu z Janem Pawłem II, na Placu Piłsudskiego, gdzie padły znamienne słowa: Niech zstąpi Duch Twój…
Niestety nie, chociażby z tego powodu, że były duże „obostrzenia” w podróżowaniu w tym czasie, poza tym papież miał przyjechać do Częstochowy. Jednak pamiętam te niesamowite słowa, wezwanie Ducha Świętego, które zostało wypowiedziane przez Jana Pawła II. I choć oglądaliśmy to tylko w telewizji, czuliśmy wielkość tego przesłania, że zmienia to rzeczywistość, przemienia „tę ziemię”.
Papież Polak w ojczyźnie, mówiąc obrazowo, przebija się przez „żelazną kurtynę”.
Tak można to obrazowo ująć. To modlitewne wołanie miało i ma niezwykłą siłę odnowienia i przemiany, myślę, że nie tylko Polski..
Idąc śladami Jana Pawła II: jak przeżyłeś Światowe Dni Młodzieży w twoim rodzinnym mieście Częstochowie?
Spotkanie Młodych to było jedno z najpiękniejszych wydarzeń w moim życiu. Takie dotknięcie Nieba. To był niezwykły czas, rok 1991, w którym tak namacalnie można było dotknąć żywego Kościoła, bo jak papież przyjechał do ojczyzny, to wiadomo było, że nauczania ważne były dla nas, Polaków.
A tu „nagle” okazało się, że ta powszechność Kościoła jest niesamowita i różnorodna. Wszystkie „ludy” i języki pojawiły się koło naszego domu. I ten piękny, młody Kościół: piękny też modlitwą, muzyką, wspólnotą – pojawia się wokół nas.
Czy to niezwykłe, pamiętne spotkanie Jana Pawła z młodymi miało osobiście wpływ na twoje późniejsze życie?
Takie spotkanie z młodymi całego świata pozostawia ślad i to na całe życie, czasami nawet na co dzień nie zdajemy sobie z tego sprawy. A u mnie konkretnie: rok później powstało New Life M, potem Deus Meus, rekolekcje dla muzyków, które istnieją do dziś i wiele, wiele innych działań. Był to „zaczyn” dla późniejszych działań ewangelizacyjnych. A w moim życiu osobistym i rodzinnym osoba św. Jana Pawła II jest wciąż obecna.
Niedawno (w 2019 r. – przyp. red.) odbył się niezwykły koncert w Wadowicach z okazji 99. urodzin Karola Wojtyły, a także koncert w Warszawie na Placu Piłsudskiego.
Cały czas idąc śladami, przygotowaliśmy widowisko muzyczne "Jan Paweł II, Pasterz Świata – Dekalog-Decalogue" jakie miało miejsce w Wadowicach 18 maja, w 99. urodziny. Na rynku wadowickim zaśpiewali i zagrali muzycy z różnych stron świata, m.in. brat Stan Fortuna z Braci Szarych, z Nowego Jorku, Levi Sakala z Zambii, było także wielu innych znakomitych, w tym także polskich czołowych artystów.
A w Warszawie równie ważny, uroczysty koncert odbył się 2 czerwca – upamiętniający 40. rocznicę spotkania na Placu Zwycięstwa. Byłem kierownikiem muzycznym tego wydarzenia, więc cały czas miałem sporo pracy, stresu, ale tez dużo radości!