Relację trzeba sobie przede wszystkim nazwać. Czy to jest znajomość, koleżeństwo czy miłość – mówi ks. Stanisław Szlassa, psychoterapeuta i trener umiejętności społecznych, duszpasterz singli.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Katarzyna Matusz-Braniecka: Przed nami wakacyjne wyjazdy, znajomości. Jakie ksiądz widzi zagrożenia?
Ks. Stanisław Szlassa*: Jest to czas, kiedy do głosu dochodzi potrzeba bycia w relacji, spędzenia z kimś czasu. Pierwsze moje skojarzenie jest takie, że ktoś się rzuci na relację jak szczerbaty na kość. Tak mu jest źle samemu, musi z kimś być. Widzę niebezpieczeństwo poranienia.
Sama wiedza, że to okres wakacyjny nikogo nie ochroni. Emocje nie próżnują i można się zaangażować uczuciowo. Wejść w relację i zacząć tworzyć w głowie scenariusze, a może by coś z tego było… Zanim się człowiek otrząśnie, urlop się skończy, a on zostanie sam.
A szanse?
Wolny czas jest okazją do tego, żeby zadbać o relacje, które się ma. Przyjrzeć się im, przyjrzeć się sobie, zobaczyć, co w nich (i w nas) jest. Jest takie powiedzenie: chcąc poznać przyjaciela, trzeba z nim beczkę soli zjeść. Musisz spędzić z nim czas, rozmawiać, poczuć go. Zanim nazwiesz kogoś przyjacielem, idź z nim w góry, zobacz, czy możesz na nim polegać. Zobacz, kto to jest dla ciebie. Wakacje to dobry czas do zweryfikowania, ugruntowania, umocnienia relacji i pójścia dalej.
Czasami wakacyjna miłość zamienia się w coś więcej…
Relację trzeba sobie przede wszystkim nazwać. Czy to jest znajomość, koleżeństwo czy miłość. Jeżeli relacji nie określimy, to jest duża szansa, że siebie poranimy. Złudzenia bardzo wciągają, łatwo w nie wchodzimy. Wyobrażamy sobie, że już chwyciliśmy Pana Boga za piętę, a nie jest tak.
Zdecydowaliśmy, że chcemy być razem. Na co uważać w związkach na odległość?
Uważam, że nie ma szansy zbudować trwałej relacji miłości na odległość. Mam poznawać drugiego człowieka nie tylko przez esemesy, telefon. Mam go poznawać w życiu codziennym. Jak się zachowuje, jak się odnosi do mnie, do innych, czy jest punktualny, czy mnie słucha, czy jest wrażliwy, uważny na moje potrzeby.
Nie jest możliwe, by zbudować relację miłości, nie widząc rumieńców na twarzy, zawstydzenia, spuszczonych oczu. Niemożliwe jest zbudowanie trwałej relacji, jeśli nie widzę, w jaki sposób druga osoba na mnie reaguje.
Obserwuję, że mężczyznom łatwiej jest określić, czego szukają w związku. Kobiety pytane o to, nie chcą mówić, że szukają kogoś na poważnie. Boją się, że mężczyzna się wystraszy i ucieknie. Słusznie?
Tak naprawdę im szybciej zwieje, tym lepiej. Po to, żeby nie było złudzeń. Ważne jest, żeby powiedzieć drugiej osobie: szukam poważnej relacji i małżeństwa, ale to wcale nie znaczy, że nie spotkam się z tobą, żeby porozmawiać i poznać ciebie.
Spotkanie na kawę nie oznacza małżeństwa. Nie bierze się ślubu zamiast kawy. Umówisz się z kimś na kawę niedaleko kościoła i przy okazji, jak on lub ona przyjdzie, to od razu do ołtarza. Szybki ślub, a kawy nie będzie (śmiech). Niektórzy może tak myślą, przestraszą się, wycofają, jak tylko pomyślą o kawie.
Do małżeństwa jednak długa droga…
Żeby wziąć z kimś ślub, to muszę kogoś poznać. A jak go poznam, skoro z nim kawy nie wypiję? I nie zobaczę, czy tę kawę mi zaproponuje, czy za nią zapłaci, czy spóźni się na nią, jak się ubierze, czy wpuści mnie pierwszą do restauracji, czy odsunie krzesło.
Po pierwszym spotkaniu mogę już wiedzieć, że to nie jest ten mężczyzna za którego wyjdę, co nie znaczy, że nie było miło wypić z nim kawy. Z drugiej strony kobieta siorbie tę kawę, albo miesza tak, że cała sala słyszy, mówi głośno, opowiada dowcipy w taki sposób, że wszyscy w restauracji ją słyszą. Fajnie, wysłuchałem, ubawiłem się przez pół godziny, ale to może nie jest osoba, z którą chciałbym spędzić całe życie. Do tego służy wspólna kawa i to jest w porządku. Taki czas jest potrzebny.
Zachęca ksiądz, żeby mówić o tym, czego szukamy?
Wyobraźmy sobie taką rozmowę. Mężczyzna mówi na pierwszym spotkaniu, że chce założyć rodzinę i mieć szóstkę dzieci. Kobieta pyta: „Gdzie mieszkasz, wynajmujesz pokój, mieszkanie?”. I słyszy, że mieszka z rodzicami. I znowu weryfikuje go z rzeczywistością, pytając – „to jak ty myślisz założyć rodzinę, skoro w tym momencie swojego dorosłego życia jesteś niesamodzielny?”. I dalej – nie oznacza to, że nie mogą wypić razem kawy. Konfrontacja jest potrzebna.
W jaki sposób pracować nad sobą, by być dobrą kandydatką na żonę/dobrym kandydatem na męża?
Pierwsza rzecz, to przestać być idealnym, nie myśleć o sobie w ten sposób. Bardzo ważny jest nieustanny rozwój. Zachęcam, by przyglądać się sobie, weryfikować myśli, rozwijać się w cnotach, postawach. Kształtować w sobie te wartości, które w małżeństwie, w relacji będę dawał. Nie jest możliwa sytuacja, że teraz żyję jak Gucio z Pszczółki Mai, z kwiatuszka na kwiatuszek, a jak będę w małżeństwie, to wtedy będę stateczny, będę myślał poważnie. Nie, jak teraz jesteś Guciem, to potem też będziesz Guciem. Tak uważam.
A kobietom co ksiądz mówi?
Rozmawiam z kobietami, które palą papierosy i pytam je, czy myślą o tym, że kiedyś pod sercem będą nosiły życie? Wiele z nich o tym nie myśli. Mówię im – w taki sposób, w jaki dziś dbasz o swoje ciało, o zdrowie, mówisz swojemu dziecku: kocham cię. Przygotowujesz swoje ciało w zdrowiu, kondycji, żeby twoje dziecko w jak najlepszym środowisku mogło przyjść na świat.
Jest tyle rozwodów. Wychodzić za mąż/żenić się?
Relacja to zaufanie. Małżeństwo to sposób życia. Wiara to sposób życia. A więc małżeństwo jest ściśle związane z wiarą. Tam gdzie jest wiara i zaufanie, tam chrześcijaństwo pokazuje, że wiara góry przenosi. I człowiek zrobi ten krok ku założeniu rodziny bez względu na to, co dzieje się dookoła. Uwierzy, że jemu się uda. A do trudnych rzeczy będzie szukał pomocy, wsparcia i łaski Boga. Nie ma idealnych małżeństw ani idealnych par.
*Ks. Stanisław Szlassa, psychoterapeuta i trener umiejętności społecznych. Duszpasterz singli, inicjator „Przystani Rozwoju” miejsca dla chrześcijan stanu wolnego powołanych do małżeństwa lub rozeznających tę drogę życia, której celem jest dialog, rozwój, wzajemne inspiracje oraz budowanie głębszych i pełniejszych relacji poprzez spotkanie – z Bogiem, ze sobą i z drugim człowiekiem. Członek SPCh.
Czytaj także:
Ks. Mirosław “Malina” Maliński: warto wejść na drogę dyskomfortu [wywiad]
Czytaj także:
Mam trzydzieści kilka lat, a miłość nie nadchodzi – co robić?
Czytaj także:
Podział obowiązków w małżeństwie. Jak to zrobić?