25 maja 1899 r. papież Leon XIII ogłasza encyklikę w związku z kultem Najświętszego Serca Pana Jezusa. Powraca praktyka ofiar przebłagalnych – wielu ludzi ofiarowuje samych siebie, aby odkupić grzechy świata. Luiza wpisuje się w ten nurt. Składa w ofierze własne życie.
Dorasta w rodzinie, w której do wartości chrześcijańskich przykłada się ogromną wagę. W domu nie ma miejsca na złe słowa czy przekleństwa, da się za to wyczuć czystość i prostotę życia codziennego.
W wieku dziewięciu lat Luiza przystępuje do Pierwszej Komunii Świętej. Wkłada w przyjmowanie Komunii całą żarliwość serca – tym bardziej, że za każdym razem słyszy przemawiający do niej głos Jezusa. Dialog z Panem Jezusem intensyfikuje się i kiedy Luiza ma dwanaście lat, jest już nieustanny. Wewnętrzny głos, który nie opuszcza dziewczynki, pewnego dnia mówi jej, że jeśli chce naśladować Jezusa, musi zanurzyć się w morzu Jego męki.
Pewnego dnia Luiza rozmyśla o męce Pana. Nagle dostaje przy pracy takich duszności, że zaczyna brakować jej tchu. Obawiając się, iż lada moment zemdleje, wychodzi na balkon.
Na ulicy dostrzega wielki tłum. Pośród ciżby jest jej umiłowany Jezus, uginający się pod krzyżem. Zdyszany, z twarzą ociekającą krwią, podnosi wzrok na Luizę, jak gdyby chciał prosić ją o pomoc. Przejęta współczuciem dziewczynka ma wrażenie, że jej serce pęka z bólu.
Wraca do domu i wybucha płaczem. Prosi Jezusa, żeby mogła cierpieć tak jak On – chce uwolnić Go od tłumu, który przypomina watahę rozjuszonych wilków, pragnie przyjąć na siebie cierpienie, a tym samym przynieść Mu ulgę. Nie może pogodzić się z tym, że gdy Jezus znosi straszliwe męki, ona, grzeszna istota, jest od nich wolna. Wraca, wstrząśnięta, na balkon, ale na ulicy nie ma już nikogo…
Kilka lat później Luiza znowu widzi cierpiącego Chrystusa, który tym razem wręcza jej koronę cierniową. Przyjęcie jej przysparza dziewczynie tyle bólu, że nie jest w stanie nawet otworzyć ust, aby cokolwiek przełknąć. Rodzina beszta ją za to. Jednak pewnego wieczoru wszystko się zmienia.
Ów osobliwy stan dopada Luizę podczas wspólnej kolacji. W posiłku uczestniczą wszyscy, dotąd niczego nieświadomi, domownicy. Luiza widzi, jak tłum tratuje Jezusa, i chcąc Mu ulżyć, bierze na siebie wszystkie uderzenia. Czuje, że tym sposobem upodabnia się do swojego Nauczyciela. Po odzyskaniu zmysłów dostrzega wokół siebie zrozpaczoną rodzinę. Najbliżsi zamartwiają się tym, co ją spotkało – wpadła w stan całkowitej nieświadomości i takiego odrętwienia, że wyglądała na martwą.
Stan odrętwienia pojawia się coraz częściej i pod koniec 1882 r. Luiza spędza już cały czas w łóżku, unieruchomiona i nieprzytomna do tego stopnia, że nie potrafi otworzyć ust po pokarm.
Luiza jest zwykłą kobietą, podobną wielu innym, które żyją w małych mieścinach na południu Włoch. I jest kobietą cierpiącą. Całe dnie spędza przykuta do łóżka, a jednak różni się od innych osób w identycznej sytuacji, które – choć z pozoru podobne – mogłyby się od niej uczyć, jak nadać sens cierpieniu.
Luiza żyje z pracy. Robi to, na co pozwala jej zdrowie – wykonuje koronki – nie próbuje wymawiać się od obowiązków swoim nieustającym cierpieniem. Ma krąg przyjaciół, bardziej lub mniej znaczących.
Gromadzi się wokół niej mała grupka dziewcząt, które uczą się od niej sztuki koronkarstwa. Piccarreta wprowadza je w tajniki rzemiosła, a zarazem troszczy o ich rozwój jako kobiet i chrześcijanek.
Spowiednik nakazuje Luizie, aby spisywała swoje dialogi z Bogiem. Piccarreta ma obiekcje. Dlaczego tak skryta osoba jak ona miałaby opowiadać o osobistych sprawach? Poza tym źle sobie radzi z pisaniem… Jednak Pan popiera pomysł spowiednika: Luiza ma pisać dla dobra innych; nie może zatrzymywać dla siebie tego, czego dokonuje w niej Duch Święty. Zadaniem Luizy jest objawienie światu „życia w woli Bożej”.
Obowiązek sporządzania notatek to ciężkie brzemię i Luiza mówi, że wolałaby po tysiąckroć umrzeć, niż napisać choćby linijkę o tym, co wydarzyło się pomiędzy nią a Bogiem. Wie jednak, że nie może ulec pokusie nieposłuszeństwa.
Na przestrzeni niecałych czterdziestu lat, od 28 lutego 1899 r. do 28 grudnia 1938 r., powstaje złożony z trzydziestu sześciu brulionów Dziennik. Luiza otrzyma nawet od Jezusa przydomek „małej sekretarki długiej historii mojej woli”, ponieważ to właśnie wola Boża będzie głównym tematem Dziennika. Z czasem zajęcie to staje się dla niej czymś więcej niż tylko głównym obowiązkiem. Najpierw poprzez życie, a później również poprzez pisma Luiza pokazuje, na czym polega „świętość życia w woli Bożej”.
Na teksty Piccarrety patrzono nieufnie. W 1931 r. dziełami zaczyna się interesować Święte Oficjum, co sprawia, że druk dalszych części zostaje wstrzymany. W 1938 r. Święte Oficjum podejmuje decyzję o wciągnięciu prac Piccarrety na Indeks ksiąg zakazanych. Wrogość ze strony otoczenia jest co prawda bardzo bolesna, lecz nie odwodzi Luizy od wypełniania misji, którą powierzył jej Bóg: życia w woli Bożej.
Luiza uchodziła za świętą dlatego, że była ubogą, serdeczną osobą, uczącą miłości do Pana. Kiedy zaczęły się ukazywać jej pisma, stało się jasne, że ma ona do przekazania coś bardzo ważnego, lecz to takie cnoty jak roztropność, miłość i nadzieja przyciągały do niej obcych ludzi.
Luiza jest przykuta do łóżka, ale to nie znaczy, że izoluje się od świata. Jest gotowa kochać ludzi tak jak On, współczuje tak jak On, dotyka tak jak On – z czystym sercem i pokornie.
Niezwykłość zaproponowanego Luizie modelu świętości wyraża się poprzez przejście od „czynienia” woli Bożej do „życia” w niej. „Życie w woli Bożej” oznacza „królowanie” z Jezusem, podczas gdy „wypełnianie woli Bożej” to „bycie na rozkazy Pana”.
Fragmenty książki „Słońce mojej woli. Luiza Piccarreta Marii Rosarii Del Genio”, wyd. Esprit.