„Ludzie, którzy przeżywają nawrócenie, wewnętrzną jasność, nagle odkrywają też, że są piękni. Wcześniej tego nie widzieli” – mówi ks. Mirosław „Malina” Maliński.Katarzyna Matusz-Braniecka: W człowieku jest taka „część”, której nie można kształtować, a która według księdza musi podlegać pełnej akceptacji. Chodzi o temperament. Jak zaakceptować reakcje, którym podlegamy, od czego zacząć?
Ks. Mirosław „Malina” Maliński*: Najpierw rozpoznanie. Istotne jest rozpoznanie, które cechy są moimi wrodzonymi i jak będę działał w sposób naturalny. To jest szalona pomoc dla każdego z nas. Warto przeanalizować, jak reagowałem w dzieciństwie, zanim rozpoczął się proces wychowawczy, bo to są moje reakcje naturalne. Jeśli reaguję natychmiast to wiem, że często warto podjąć wysiłek i zaczekać.
Na audiobooku „Temperamenty” mówi ksiądz, żebyśmy się nie skupiali na tym, co zewnętrzne, że o wszystkim decyduje to, co dzieje się w sercu. Co powiemy tym, którzy ciągle użalają się nad sobą?
To pełen komfort w przeżywaniu własnego nieszczęścia: „co ja mam zrobić? Urodziłem się w takiej rodzinie, dzielnicy, na wiosce zbitej dechami…”. Nic tylko siąść i płakać. A przecież to nie jest prawda. Warto wejść na drogę dyskomfortu: „Przecież coś się z tym da zrobić”. Wówczas jesteśmy już blisko odkrycia także i dobrych stron trudnej sytuacji.
Zachęca ksiądz do tego, żebyśmy poznawali siebie, byli pasjonatami swojego życia. A co zrobić, kiedy wchodzę w siebie, próbuję znaleźć drogę do swojego serca, a tam jest ciemność, pustka?
To bardzo pozytywne odkrycie. Wielu ludzi tego doświadcza. Odkrycie w sobie pustki ukazuje przestrzeń dla kogoś innego. Miejsce, w którym mogę przyjąć drugiego człowieka. Oznacza też tęsknotę za kimś. Natomiast, gdy wchodzę w siebie i dostrzegam, że wszystko we mnie jest zapchane, zaklajstrowane i rozrośnięte wewnętrznym „ja” – „ja tak uważam”, „ja ja ja”, to taka „jajecznica” jest dużo gorszą sytuacją. Tam wszystko jest wypełnione, pozatykane.
Z jakiego powodu odkrycie wewnętrznej ciemności jest pożyteczne?
We mnie nie ma źródła światła, ja sam nie jestem światłem dla siebie. Jest ciemność, czyli jest miejsce na światło, ono musi przyjść z zewnątrz. Potrzebuję światła i to jest piękna, naturalna tęsknota za Bogiem. Światłość w ciemności świeci, jak zauważył już św. Jan. Ludzie, którzy przeżywają nawrócenie, wewnętrzną jasność, nagle odkrywają też, że są piękni. Wcześniej tego nie widzieli.
Podaje ksiądz fascynujące przykłady przeróżnych typów osobowości. Zacznijmy od choleryka, jaki jest klucz do jego zrozumienia?
Jest wrażliwy na punkcie sprawiedliwości, prawdy i uczciwości. Dąży do dobra, ale jego skuteczność przypomina jazdę czołgiem. Dla choleryka trzeba być jednoznacznym i stanowczym. Krótko, zwięźle i trafnie formułować swoje opinie i wymagać od niego, żeby wysłuchał do końca. Choleryk potrzebuje partnera, który będzie zdecydowany. Jak widzi ciapę, to przejedzie dalej. Dla kogoś, kto jest flegmatykiem czy melancholikiem, fajnym wyzwaniem jest stawić czoła cholerykowi.
Jak żyć z radosnym sangwinikiem?
On cały czas stara się zaimponować. Jest ciekawy, barwny i wszystko co szare, próbuje sobą rozbawić. Ma ogromne problemy z systematyczną pracą. Jeżeli chcemy z nim pracować, to najlepiej zamienić wysiłek w jakąś formę zabawy. Sangwinik to uwielbia. Jego zawsze wszędzie jest pełno. Nawiązuje kontakt przez dotyk.
Mocne strony refleksyjnego melancholika to…?
Duża empatia, głębokie rozumienie, a także ogromne zdolności artystyczne. To osobowości bardzo wrażliwe, skoncentrowane na sobie. Trzeba być przy nich ostrożnym i prawdziwym. Nie znoszą fałszu i powierzchownego humoru. Dla melancholika klaun jest kimś nie do zniesienia, to uwłacza wszelkim ludzkim zachowaniom. Sam jest bardzo poważny i trochę smutny. Potrafi wnikliwie, matematycznie patrzeć na świat. Jest też cierpliwy. Tak, to jego mocne strony. Ale bardzo obraźliwy.
Jak działa pogodny flegmatyk?
To najbardziej uroczy ludzie, którzy dla dobrego życia z innymi zrobią bardzo wiele. „– No to co, idziemy do kina? – Bardzo chętnie. – A na jakim film? – Na ten, na który ty chcesz”. Wspaniały towarzysz, tyle tylko, że bardzo często flegmatyk zrobi wiele, żeby nic nie zrobić. Dlatego zachęcić go do jakieś aktywności jest trudno. Flegmatycy są świetnymi szefami w pracy. Na dyrektorów korporacji wybiera się teraz flegmatyków, ponieważ sami tak zorganizują pracę, żeby nie musieli nic robić. I jak zachoruje, to wszystko działa normalnie. Ludzie chętnie z nim pracują, ponieważ są dobrze motywowani i szanowani.
Zwykle nie jesteśmy jednak jednym typem, lecz znajdujemy w sobie splot temperamentów, które nierzadko się wykluczają. Jak się w tym połapać?
Przede wszystkim zrozumieć, że tak jest. I nie jest to moja wina. To psikus natury. Przy tych trudnych połączeniach, dajmy na to jeżeli będę reagował jak sangwinik, to ta część melancholiczna będzie zażenowana. Jak będę reagował jak melancholik, to część sangwiniczna będzie znudzona i poczuje się obco. Takie poczucie jakby było mnie dwóch w jednym. Ot taki mechanizm.
Jak to jest w małżeństwie? Czy istnieje coś takiego jak „najlepsze połączenie” temperamentów?
Jest taka książka „Małżeńskie temperamenty”, którą napisał Jurek Grzybowski. Organizowane są też spotkania małżeńskie, weekendy o temperamentach. Pierwsza rzecz to rozpoznać swój własny temperament i poddać go akceptacji. Druga – rozpoznać temperament swojej żony, swojego męża i też go zaakceptować. Nie ma w małżeństwach dobrych i złych połączeń. Można powiedzieć, że są łatwiejsze i trudniejsze. Ważne, żeby to rozpoznać i zaakceptować, a nawet pozytywnie wykorzystać.
*Ks. Mirosław „Malina” Maliński, wieloletni duszpasterz akademicki. W młodości mieszkał we wspólnocie w Taize. Prowadzi Centralny Ośrodek Duszpasterstwa Akademickiego „Maciejówka”, założyciel portalu 2ryby.pl, znany z internetowych „Kazań ponad czasowych” i słynnych kursów przedmałżeńskich. Autor wielu książek. Na co dzień mieszka i żyje ze studentami.
Czytaj także:
„Wyrywanie się z niewoli to codzienna decyzja”. Świadectwo Piotra Zalewskiego
Czytaj także:
Poznaj 3 zasady, które pomogą ci rozwinąć w sobie kobiecość
Czytaj także:
Self-reg? Bo samokontrola to za mało!