48-letnia Rachel Cox od 15 lat opiekuje się pacjentami przechodzącymi wyczerpujące dializy. Nieraz spotykała chorych, którzy umierali w oczekiwaniu na nową nerkę.
Jej empatia wobec tych, którzy przechodzą osłabiające leczenie, doprowadziła ją do podjęcia decyzji o oddaniu jednej nerki. Mimo że oznaczało to dla niej trwałą bliznę, 8 tygodni bez pracy, niepokój męża i dwójki dzieci. Ale z własnego doświadczenia wiedziała też, że bycie na dializach oznacza drastyczne skrócenie przewidywanej długości życia.
Oddała nerkę obcej osobie
Większość ludzi, którzy potrzebują przeszczepu nerki, polega na członkach rodziny. Ale czasem są także osoby, które postanawiają poświęcić się dla tych, których nie znają. "Ludzie mówią, że altruistyczny dawca nic z tego nie ma. Ale ja mam ogromne poczucie satysfakcji. Zrobiłam coś, żeby poprawić jakość czyjegoś życia" – przyznaje Cox w "Daily Record".
Pielęgniarka przekonuje, że choć taki hojny gest nie jest możliwy dla wszystkich, a sama bała się bólu, to jednak zrobiła coś, co zawsze chciała zrobić – odkąd była małą dziewczynką.