Dajmy dzieciom odczuć trudności pod naszym czujnym okiem. Dajmy im zmagać się, wziąć za coś odpowiedzialność.
Udane dzieciństwo
Najlepsze wspomnienia z dzieciństwa to zabawy z rodzeństwem podczas wakacji. Łażenie po dachu z papy, ukrywanie się w winogronach, gdy babcia wyglądała przez okno. Przechodzenie przez płoty (raz kuzyn zawisł na nim, rozcinając sobie szyję), granie w piłkę. Zawsze uwielbiałam wodę i doskonale radziłam sobie z pływaniem i nurkowaniem. Mimo to trudno mi teraz uwierzyć, że dziadkowie pozwalali mi spędzać cały dzień (z krótka przerwą na obiad) w jeziorze bez nadzoru. Ktoś tam od czasu do czasu spojrzał z balkonu w tę stronę, często było obecne starsze rodzeństwo, ale nie oszukuję się, pomoc nie nadeszłaby szybko.
Innym razem bawiliśmy się w Indian, strzelając z wystruganych łuków, z gumką wyciągniętą z jakichś starych spodni. Nieomal nie straciłam oka, strzała trafiła centymetr poniżej. Serio, czasem sobie myślę, że to cud, że dożyliśmy dorosłości z czterema kończynami i kompletem zębów.
Bezpieczeństwo przede wszystkim
Doceniam fakt, że aktualnie mamy w samochodach pasy i foteliki. Popieram bezpieczeństwo. Niemniej… czy nie macie wrażenia, że przesadzamy w drugą stronę? Kaski, ochraniacze, place zabaw z atestem, nie za wysokie, nie za kreatywne, takie, by nic nikomu się nie stało.
Sama wysyłając dzieci na rolki, polecam włożyć zestaw ochraniaczy i kask. I gdy patrzę na ten widoczek, zaczynam się zastanawiać – czy dziecko idzie pojeździć czy rozbrajać bombę. No ale uderzenie o beton boli… I powinno boleć. Gdy zedrzesz kolano, szybciej nauczysz się trzymać równowagę i nie zderzać się z chodnikiem. Proszę, nie piszcie, że chcę męczyć dzieci, narażając je na niepotrzebny ból – nie chcę. Po prostu obserwując świat wokół mnie, zastanawiam się: czy te wszystkie atesty, ochraniacze i inne zapory bezpieczeństwa same w sobie dobre, czy to nie jest znak czegoś innego. Rodzicielstwa kochającego, ale nierealnego.
W mydlanej bańce
Tworzymy wokół dzieci bańkę. Usuwamy trudności, zabieramy przeszkody, usuwamy ból, eliminujemy wszelkie możliwe stresory, robimy za nich prace domowe, dowozimy do szkoły zapomniane drugie śniadanie – i wbrew pozorom to właśnie w ten sposób czynimy ich kalekami. Nie dając szansy na odczucie konsekwencji.
A konsekwencja czynu – to najlepsza nauka odpowiedzialności. To fikcja, że życie nie boli. Że jest łatwo. Że cierpienie zamknięte w szpitalu, usunięte z gazet i zasięgu wzroku, nie dotknie i nas. To fikcja, że najwyższym celem życia jest szczęście i bycie uśmiechniętym. Życie to także cierpienie. Smutek, strata.
Bańka mydlana ma to do siebie, że w końcu pęka. Nadmierne dbanie o bezpieczeństwo paradoksalnie stanowi zagrożenie. Ludzie bez świadomości trudu życia są bezbronni w zderzeniu z rzeczywistością – czasem bardzo brutalną. Są też pozbawieni sensu – bo skoro przestaje być lekko i przyjemnie, jaki sens ma takie życie?
Lekcja Indianina
Niedawno słuchając konferencji państwa Gajdów, dotknął mnie przywoływany przykład. W pociągu siedzi mama, babcia i wnuczek, którego to obie panie pytają co 15 minut, czy nie jest głodny. A może batonika? Banana? Jabłuszko? Kanapkę? Ciasteczko? Soczek? Założę się, że sami znamy takie sceny z własnego otoczenia. W zderzeniu do tego opowieść chłopca, wychowywanego w rezerwacie Indian. Babka zapowiedziała: przez najbliższe trzy dni będziesz głodował, pił wodę i żywił się tym, co sam znajdziesz. Nie dlatego, że nie było jedzenia, które mogłaby mu dać. Więc dlaczego?
Odpowiedź jest w gruncie rzeczy prosta. Którego z tych dwóch chłopców, w przyszłości, wolałaby kobieta na męża? Tego, który odczuł zjawisko głodu i je przetrwał, czy tego, którego mama i babcia karmiły co chwilę? Może, szczególnie kobiety, “kastrują” młodych chłopców, zupełnie podświadomie przeczuwają, że jeśli wyrosną silni i zaradni, kiedyś po prostu odejdą, idąc własną drogą.
Dobre czasy
Żyjemy w dobrych czasach. Bez wojny, w rozwijającym się kraju, w którym pracą można zapewnić utrzymanie. Może bez zbytków, ale możemy godnie żyć. Chcielibyśmy dzieciom nieba przychylić, zapewnić im wszystko, co najlepsze. Chcielibyśmy, żeby nie cierpiały, nie zmagały się, nie odczuwały smutku, zawodu – ale to niemożliwe, choćbyśmy nie wiem jak się starali.
Dajmy dzieciom odczuć trudności pod naszym czujnym okiem. Dajmy im zmagać się, wziąć za coś odpowiedzialność. Pokonanie jakiejś trudności, własnej słabości, osiągniecie czegoś ciężką pracą czy choćby wysiłkiem fizycznym – to czyni nas silniejszymi. To daje poczucie dumy, sprawczości i mocy. Prawdziwsze niż pochwały za każdą bez wyjątku, niezależnie od włożonych starań, laurkę.
Sami się zastanówmy – czy to, co nas pasjonuje, porywa nasze serca, gdy oglądamy filmy, czytamy książki, podziwiamy innych ludzi, czy to ich trwanie w strefie komfortu? Zdecydowanie nie. To właśnie ich odwaga wyjścia z tej strefy nas pociąga. Prawdziwa przygoda zaczyna się na granicy bezpieczeństwa. Prawdziwe męstwo tam, gdzie można coś stracić. Charakter kształtują właśnie trudności, a nie wygody. To jednak wiąże się z wyjściem ze strefy komfortu, co zawsze jest ryzykiem i często rodzi lęk. Oczywiście, zbędne ryzyko, brawura, jest głupotą. Jednak brak ryzyka również nią jest, i choć czasem o tym zapominamy, będzie miał swoją cenę.
Szerokiej drogi
Jeszcze jedna scena. Rodzic co chwilę instruuje dziecko, jak ma przejść po drabince na placu zabaw. “Nie tak, tu ostrożnie, uważaj, postaw stopę inaczej, tylko uważaj!”. Podchodzi inna mama, psycholog, ich dobra znajoma. Przysłuchuje się chwilę i w końcu patrząc w oczy pomocnego rodzica, mówi: “Wiesz, twoje dziecko szybciej wyszłoby ze złamania ręki niż z braku poczucia pewności siebie, jakie mu serwujesz”.
Rodzicielstwo nie powinno być przygotowaniem drogi dla dziecka. Rodzicielstwo to raczej przygotowanie dziecka do drogi.
Read more:
Wychowanie przez krytykę – motywuje czy podcina skrzydła?
Read more:
Do czego prowadzi wolnościowe wychowanie?
Read more:
Wychowanie – co ma wspólnego z dążeniem do ideału?