Opowieści o świętych mają dwie wersje. Pierwsza to poważny życiorys, udokumentowane fakty. Do uczciwości w tym zakresie wielką wagę przykładał Sobór Watykański II, który w trosce o prawdę usunął z kalendarza liturgicznego wspomnienia postaci, których dokonania były mało wiarygodne.
Druga jest raczej „fantasy”. Dotyczy zwłaszcza świętych z dawnych lat, których żywoty - przekazywane ustnie z pokolenia na pokolenie - obrosły legendami. Szczególnym przypadkiem jest św. Antoni, kolega św. Franciszka. Urodzony jako Ferdynand Bulonne w 1195 r. w Lizbonie, zyskał sławę za życia. Wspaniały kaznodzieja, nawrócił wiele osób. Legend nie potrzebuje. Jak to się stało, że jest patronem rzeczy zagubionych? Nikt nie pamięta. W sprawach zagubień jest autorytetem, ale nie tylko!
Uwielbia go Agnieszka Safińska z Krakowa (zwana Jagną), malarka po Akademii Sztuk Pięknych, nauczycielka baletu, poetka. Po raz pierwszy doświadczyła siły jego wstawiennictwa mając 10 lat, gdy zgubiła klucze od mieszkania na spacerze z mamą. Obok ich bloku były wtedy łąki (dziś jest park). Miała wielkie poczucie winy, bo klucz był jeden… Wydawał się nie do znalezienia „w gęstwinie traw wysokich aż po pas, kwiatów i zbóż”.
Jak wspomina Safińska: "Po kilkunastu minutach mnie olśniło. Z falą nadziei w głosie zawołałam: Mamusiu, pomódlmy się do św. Antoniego Padewskiego! Przecież on w s z y s t k o z a w s z e odnajduje. Zaczęłyśmy się modlić, razem i każda osobno. Po kilku próbach – nic, ale się nie poddałam. - Mamusiu, a może św. Antoni jest głuchy i trzeba modlić się głośno? – spytałam. I ryknęłam na całe gardło: Święty Antoni Padewski, Królewiczu Niebieski... Nie dokończyłam zdania, bo spojrzałam w dół, a w trawie pod moimi stopami, leżał nasz klucz" – kończy artystka.
Sama mam za co dziękować św. Antoniemu, który znalazł mój ukochany parasol. Można szukać racjonalnych wyjaśnień, ale jak? Jeśli rzecz zostawia się na półce w autokarze, potem przez 40 minut próbuje się dodzwonić do dyspozytora na dworcu docelowym, ciągle słysząc „połączenie nie może zostać zrealizowane” – i to zarówno z telefonu komórkowego, jak i stacjonarnego… Aż nagle się udaje, lecz telefon odbiera opryskliwy dyspozytor, który już, już się ma rozłączać, gdy słyszę zdumiona: „proszę poczekać, kierowca pani autobusu właśnie wszedł, daję go do telefonu”. Są rzeczy, o których naukowcom się nie śniło.
Safińska doświadczyła też troski o rozwój artystyczny. Takiego Antoniego ludzie nie znają.
"Kiedyś pożyczyłam koledze swój pierwszy, roboczy tomik wierszy - opowiada. - Był napisany na maszynie do pisania. Artysta malarz chciał z niego zaczerpnąć inspiracje do obrazów. Po kilku dniach zadzwonił i grobowym głosem oznajmił, że włamano się do jego auta i skradziono wszystko, włącznie z moimi wierszami. To był jedyny egzemplarz. Zrezygnowana powierzyłam wiersze św. Antoniemu. Poprosiłam Antoszka, żeby osobiście się nimi zaopiekował. Po kilku dniach znowu zadzwonił telefon.
- Czy to mieszkanie pani Agnieszki Safińskiej? – usłyszałam.
- Tak.
- A czy pani pisze wiersze?
- Tak.
- Dzwonię z klasztoru kapucynów przy Loretańskiej. Jeden z naszych braci, przechadzając się rano po ogrodzie, zauważył przy figurze św. Antoniego skrypt z wierszami. Znalazłem pani numer przez Informację Telefoniczną. Wiersze są do odbioru na furcie" - kończy Jagna.
I dodaje: „Miało być osobiście? I było! Święty Antoni, dziękuję!”.
Są święci aktywni w troskach życia codziennego i tych kochamy najbardziej. Można na nich liczyć jak na przyjaciela.
W sprawie św. Antoniego ja z kolei zadzwoniłam do bp. Grzegorza Olszowskiego, gdyż ma go w swoim herbie. "Nominację ogłoszono 13 czerwca 2018 r., we wspomnienie św. Antoniego z Padwy. Czy to przypadek?" – pytam pół roku temu wyświęconego księdza biskupa pomocniczego archidiecezji katowickiej.
"Św. Antoni z Padwy jest patronem miasta Rybnika, a ja byłem proboszczem bazyliki pod wezwaniem św. Antoniego w Rybniku - wyjaśnia kulisy. - Podczas rozmowy z Księdzem Arcybiskupem Nuncjuszem uznaliśmy, że nie ma lepszego terminu na ogłoszenie nominacji, jak 13 czerwca. Uważam to za znak opieki Pana Boga i św. Antoniego z Padwy nade mną" – mówi bp Olszowski.
Po namyśle kontynuuje: „4 lata spędzone w bazylice zacieśniły moją więź ze Świętym. Wtorek jest dniem poświęconym św. Antoniemu z Padwy. Co tydzień w bazylice odbywały się w tym dniu nabożeństwa do św. Antoniego po mszy świętej porannej - i przed wieczorną. Intencje i prośby modlitewne były różne. Jest nazywany patronem od rzeczy zagubionych, ale coraz częściej gubi się w życiu… człowiek. Pojawiały się więc prośby o przebudzenie duchowe kogoś bliskiego, o odnalezienie wiary. Św. Antoni ma wielki obszar wstawiennictwa, jest aktualny i na nasze czasy. Nie zapomnę mszy świętych i modlitw zanoszonych za przyczyną św. Antoniego o zdrowie dla młodego chłopaka, który uległ poważnemu wypadkowi. Wyszedł z tego. Potem odprawiliśmy mszę św. dziękczynną”.
Naprawdę jest skuteczny? – upewniam się. "Wiele razy miałem okazję się przekonać, iż św. Antoni wysłuchuje naszych próśb i działa - odpowiada ksiądz biskup. - Mój pobyt w bazylice był dla mojej duchowości, dla wzrostu wiary i dojrzewania do posługi biskupa bardzo ważny. Dlatego umieściłem go w biskupim herbie".
W czasie okupacji św. Antoni uratował życie ks. Michałowi Sopoćce. Błogosławiony wychodził z kościoła po odprawieniu mszy, gdy zaczepiła go jakaś kobieta, prosząc o modlitwę w intencji nawrócenia męża - za wstawiennictwem św. Antoniego. Więc ksiądz zawrócił, uklęknął przed ołtarzem świętego i zaczął się modlić. W tym momencie przyszli po niego gestapowcy. Uniknął aresztowania i przeżył wojnę, szerząc kult Bożego Miłosierdzia. Może św. Antoni pomógł, bo zgubiliśmy kluczowy atrybut Boga? Uznając go za Sędziego, który za dobre wynagradza, a za złe karze… Przecież gdyby święci Boga pomagali nam za zasługi, marnie byśmy wszyscy wyglądali!