Grzegorz kiedyś pił z kolegami tanie wino z kielicha ukradzionego z kościoła. Po nawróceniu zaczął modlić się za chorych. Rok temu usłyszał od lekarza, że sam ma nowotwór. Uznał, że to przygoda i okazja do ewangelizacji i posługi w szpitalu.Magdalena Galek: Kiedy się dowiedziałeś o tym, że jesteś chory?
Grzegorz: Około rok temu.
Przestraszyłeś się? Myślałeś: „Boże, coś Ci się wymknęło spod kontroli”, „Czemu ja?”, „Opuściłeś mnie”?
W ogóle.
Jak to możliwe?
(Śmiech) To jest kwestia nastawienia serca i tego na ile znam Boga.
Jak byłem pierwszy raz u onkologa, to czułem totalny spokój. Szedłem tam z przekonaniem, że jest ze mną Jezus i mówiłem sobie: „kurczę, przygoda!”. Miałem taką myśl, że może Bóg chciałby mnie zabrać przed swój tron. Ale uznałem, że chyba jednak nie (śmiech).
Kiedy przyszło potwierdzenie z laboratorium, że to jest chłoniak grudkowy, dowiedziałem się też, że to nie jest bardzo poważny stan. Przez cały czas diagnozowania, pobrań krwi, przez chwilę nie zastanawiałem się „Boże, dlaczego ja?”. Miałem przekonanie, że jest ze mną cudowny, wspaniały, niezwykły Tata-Bóg, który każdego dnia mnie niesie w swoich rękach.
Czytaj także:
8-letni Antonio umiera na raka: „Mamo, Matka Boża przyszła po mnie”
Zawsze miałeś taką wiarę?
Nie, kiedyś byłem totalnie niewierzący. Wychowałem się w tradycyjnym domu katolickim, ale w wieku 14 lat zafascynowałem się muzyką metalową, zacząłem jeździć na koncerty i odszedłem od Kościoła. Zacząłem nienawidzić wszystko co związane z chrześcijaństwem. Nosiłem bluzy z krzyżami do góry nogami i kiedyś nawet na koncercie piliśmy tanie wino z kielicha, który kolega ukradł z kościoła.
Kiedy przyszedł przełom?
Któregoś dnia siostra cioteczna pożyczyła mi płytę chrześcijańskiego metalowego zespołu 2Tm 2,3. Za każdym razem, kiedy słuchałem jej i słyszałem słowa o Jezusie i miłości, czułem nienawiść. Zacząłem się zastanawiać, dlaczego – skoro Boga nie ma, to powinno być dla mnie obojętne.
Pewnego dnia słuchając tej płyty, coś we mnie pękło i padłem na kolana. Zacząłem modlić się łamanym „Ojcze nasz”. Poczułem, jak dotyka mnie miłość, jakiej nigdy w życiu nie doświadczyłem. Płakałem chyba przez 4 godziny. Miałem wtedy takie przekonanie, że to jest Bóg, który jest bliski, kocha mnie i nie potępia, i wybaczył wszystko co smakowałem – od antychrześcijańskich koncertów po alkohol, używki czy pornografię.
Kilka dni później poszedłem do spowiedzi, do Komunii. Tak się zaczęła moja przygoda z Jezusem, która trwała ok 3 lata. Jeździłem na rekolekcje, pracowałem jako opiekun niepełnosprawnych.
Później upadłem. Byłem hazardzistą, wpadłem w depresję, nerwicę. Wtopiłem trochę pieniędzy w jednorękich bandytów. Wtedy przeżyłem taką największą „śmierć” w moim życiu.
Co pomogło ci się podnieść?
Pojechałem na obóz ewangelizacyjny Fundacji 24/7 w Wiatrakach. Tam było niezwykłe uwielbienie Boga przez muzykę. Moje serce na nowo się rozpaliło. Stałem się niezwykle głodny Boga. Wiesz, trudno opowiedzieć w tak krótkim czasie 7 lat nawracania się…
Jeździłem na spotkania charyzmatyczne, poznałem ludzi, którzy modlili się o uzdrowienie w imię Jezusa. To mnie zafascynowało. Odkąd modliłem się językami, uwielbiałem Boga, z miesiąca na miesiąc odchodziły różne moje choroby i ich symptomy w duszy i ciele. Bóg uleczył mnie z nerwicy, uzależnienia od hazardu, z nieczystości.
Ten proces przemiany, uzdrawiania twojej duszy i ciała doprowadził cię do posługi modlitwą uzdrowienia. Zaczepiasz na ulicy ludzi, np. idących o kulach i mówisz „wierzę, że Jezus uzdrawia, czy mogę się za panią/pana pomodlić?”.
Dokładnie tak. Kiedy widzę na własne oczy, jak ktoś zaczyna chodzić bez kul czy mówi, że ból ustał, albo odzyskuje słuch – widzę działanie mocy Bożej. Posługuję, bo ludzie pragną być uzdrowieni. A pierwszą Osobą, która pragnie naszego uzdrowienia jest nasz wspaniały, niezwykły Tata Bóg.
Mówisz o Bogu z czułością – Tata.
Tak, ponieważ jest dla mnie bliską Osobą, z którą mogę mieć relację.
Jak budujesz tę więź?
Przyjmuję Jezusa w postaci Eucharystii, spotykam się z Nim na modlitwie w 4 ścianach, kiedy nikt nie widzi. Ale też poprzez uwielbienie. Skupiam na Nim uwagę i oddaję Mu chwałę – kiedy przechodzę przez trudności i kiedy życie toczy się spokojnie i bez problemów.
To chyba najtrudniejsze – dziękować i wielbić Boga, kiedy jest kryzys.
Nauczyłem się tego, kiedy byłem na dnie. Bóg wtedy dawał mi siłę, żeby się podnieść. Uwielbiając Go, nie skupiam się na sobie. Nie wchodzę w cierpiętnictwo. Kiedy Piotr szedł po wodzie i patrzył na Jezusa – to szedł po wodzie. Ale kiedy zwrócił uwagę na silny wiatr – to jego wiara się zachwiała i wpadł do jeziora.
Kto uczył cię takiej wiary nie opierającej się na okolicznościach?
To byli ludzie z Fundacji 24/7, wspólnot: Armia Dzieci, Dom w ramionach Ojca z Warszawy, Apostolski Ruch Wiary, Chefsiba, Betlehem, Wieczernik Miłosierdzia, Palnik, Formacja Transformacja, Głos na Pustyni i Głos Pana.
Też wzrastałem w wierze dzięki Marcinowi Zielińskiemu, księdzu Andrzejowi Midurze, który przez 11 lat mnie wspierał, i zawsze okazywał mi serce ojca. Duża rolę odegrali też Jacek Weigl i Agata Wartak, no i moi rodzice, którzy nigdy we mnie nie zwątpili. Jestem im wszystkim bardzo wdzięczny.
Kiedy poznaliśmy się na Slot Art Festiwalu kilka lat temu, pierwsze o czym mówiłeś, to jak bardzo kocha Bóg. Lubisz o tym opowiadać. Teraz, w chorobie robisz “lajvy” na FB o tym, że masz chłoniaka, jesteś na chemii, a Bóg w tym wszystkim jest… wspaniały.
Wydaje mi się, że Bóg powołał mnie do ewangelizowania. Kiedy kochasz Jezusa i doświadczasz Jego miłości w ekstremalny sposób, nie jesteś w stanie tego zatrzymać dla siebie.
Nie potrafisz opanować się nawet w szpitalu. Opowiedz, jak ogłosiłeś Dobrą Nowinę pielęgniarce…
Podpinała mi wenflon i zapytała, czy mogę na chwilę odłożyć komórkę. Powiedziałem jej: „Wie pani, robię wpis na Facebooka o tym jak przechodzę tę chorobę, o cudownym Bogu i rzeczach, jakich dokonał”.
Ona na to: „Ja chyba jestem daleko od takich rzeczy”. A ja jej: „13 lat temu też byłem daleko, ale doświadczyłem miłości Boga. I chciałem powiedzieć pani, że On tęskni za panią i jest w pani zakochany”.
Innym razem w gabinecie zabiegowym siadam na fotel – i mówię do pielęgniarki, która pobiera mi krew – „proszę pani, jak pani się ma?”. Ona mówi: „kiepsko, kręgosłup siadł”. Wiedziałem, że mam swoje 5 minut. Opowiedziałem jej o tym, jak Bóg uzdrawia. Zgodziła się na modlitwę. Po chwili powiedziała: „czuję ciepło”. A ja na to: „to Duch Święty przychodzi i teraz uzdrawia panią”.
Było też uzdrowienie dość spektakularne, a lekarz uznał, że z medycznego punktu widzenia to nie miało prawa się wydarzyć…
W szpitalnej restauracji pomodliłem się za dziewczynę, która miała 15 kg wody w nogach. Ogromny obrzęk, opuchlizna, sztywne stopy, jej skóra pękała… Lekarze powiedzieli: „te obrzęki mogą w ogóle nie zejść lub maksymalnie 1 kg w ciągu doby…”. A po modlitwie wszystko wróciło do normy w ciągu 4 dni. Lekarz powiedział: „Jest pani pewna, że tyle pani ważyła? Może popsuła się waga? To niemożliwe”.
Te sytuacje pokazały mi, w jak prosty sposób można głosić Ewangelię w szpitalu – pomyślałem sobie „Widzisz, Panie Jezu, 3 lata marzyłem, aby modlić się za chorych na onkologii – oto jestem! Trochę w innych okolicznościach, ale jestem” (śmiech).
Pozytywne myślenie godne pozazdroszczenia!
Czasem gorzej się czuję, ale postanowiłem, że podczas chemioterapii nie będę robił z siebie ofiary.
Co byś doradził ludziom, którzy nie mają takiego nastawienia, niekoniecznie chorym. Także tym, którzy zwyczajnie tęsknią za Bogiem, ale nie mają tego poczucia Jego obecności i ukochania przez Niego.
Duch Święty zawsze odpowie na głód. Wystarczy, że ktoś, kto teraz powie swoją modlitwę: „Boże, jeżeli to jest prawda, co mówi ten chłopak, że kochasz bezwarunkowo i nie muszę na miłość zasłużyć, to ja też tego chcę”.
Druga sprawa, że od Boga oddziela nas grzech. Bóg oczyszcza nas z niego w sakramencie pojednania i tym samym przybliża do siebie. Warto z niego korzystać.
Jeśli ktoś jest dotknięty nowotworem czy inną ciężką chorobą – zachęcałbyś takie osoby do uczestniczenia w mszy świętej i modlitwy o uzdrowienie?
Zachęcam i chcę powiedzieć, że można przejść przez chorobę w sposób zwycięski. Bo Jezus oprócz tego, że uzdrawia, to też dźwiga nasze choroby. To, co mógłbym jeszcze doradzić to korzystanie z sakramentów, czytanie Pisma Świętego i wielbienie Boga i dziękowanie Mu bez względu na życiowe okoliczności.
Czytaj także:
Muniek Staszczyk: Od Boga dostałem więcej profitów niż od całego tego rockowego hedonizmu