W małżeństwie dzielimy wiele rzeczy – mieszkanie, łóżko, plany, obowiązki, ale także wydatki. Pewnego dnia pojawia się pytanie: jedno wspólne konto czy osobne rachunki? Warto pomyśleć o tej pierwszej opcji.
Mniej powodów do kłótni?
Rozmawiałam kiedyś z koleżanką o małżeńskich finansach. Zapytałam, czy ceni sobie wspólne prowadzenie konta. Taką dostałam odpowiedź: „Jestem za, bo napatrzyłam się, jak moi rodzice nie dogadywali się w sprawie pieniędzy”.
Podobno kwestia finansów to jedna z najczęstszych przyczyn kłótni w małżeństwach. Jeśli trudno nam ustalić jakieś zasady, wspólne konto może wyeliminować problem kto za co płaci, dlaczego ja, i tak dalej.
Wydatki pod kontrolą
W czasach studenckich ograniczona pojemność szafy w akademiku wymuszała na mnie konieczność przechowywania części ubrań w domu rodzinnym. Czasami strasznie mnie to denerwowało, bo kiedy akurat potrzebowałam jakiejś rzeczy, nie miałam jej przy sobie. Nie mogłam się doczekać, aż będę miała swoje mieszkanie i wszystkie ubrania w jednym miejscu.
Podobne uczucie towarzyszy mi, gdy myślę o dwóch różnych kontach w małżeństwie. Bo niby staramy się je kontrolować i próbujemy zaplanować, jakie sumy przeznaczymy na dane sprawy z konta X, ale mimo wszystko – moim zdaniem – łatwiej zapanować nad finansami, gdy wyjmujemy kasę z jednego worka, a nie z dwóch. Dochody i koszty poniesione w danym miesiącu wydają się wówczas bardziej czytelne i łatwiej opanować to, ile zostało „nam”, nie „tobie” czy „mnie”.
Nie za dużo wydałaś?
Wspólne konto nie musi być polem do małżeńskich starć, jeśli tylko zachowamy rozsądek i szacunek wobec naszego dobra wspólnego. Co więcej, może być sprawdzianem naszej więzi, testem na wyrozumiałość i uczciwość, a ponadto dawać nam nieustannie pretekst do rozmowy na temat naszych potrzeb i do weryfikacji ich.
Warto ustalić sobie pewną konkretną kwotową granicę, której nie możemy przekraczać bez konsultacji z małżonkiem. Tak żeby potem nikt nie miał do nikogo niepotrzebnych pretensji i by nie dochodziło do przykrych sytuacji, takich jak wypominanie…
Rozrzutność kontrolowana
Zdarza się, że spośród naszej dwójki jedna osoba ma większe „zdolności” do wydawania pieniędzy na rzeczy nie do końca w danym momencie konieczne. Z własnego doświadczenia wiem, że dzięki posiadaniu wspólnego konta, często przed sfinalizowaniem jakiegoś dodatkowego zakupu pojawia się w głowie taka czerwona lampka, która zasiewa wątpliwości, czy rzeczywiście muszę to mieć. Czasem to bardzo pomaga podjąć rozsądną decyzję.
A co z niespodzianką?
Bywa, że chcemy naszą drugą połowę zaskoczyć i kupić jej prezent. Trudno jednak taki wydatek ukryć, jeśli mamy wspólny rachunek. Pytanie, czy rzeczywiście śledzimy wszystkie transakcje od A do Z. Może czasem wystarczy zamknąć jedno oko i spróbować nie widzieć jakiejś „podejrzanej” sumy. Pewnym wyjściem może być także wypłacenie gotówki w bankomacie, wówczas nie widać, w jakim sklepie kupujemy daną rzecz. Dla chcącego nic trudnego!
Między wolnością a uwiązaniem?
Część osób lubi mieć „swoje” pieniądze. No dobrze, może każdy to lubi. Mieć jakąś swoją pulę na własne przyjemności. Jedno jednak nie wyklucza drugiego – możemy ustalić przecież, że z naszego konta tyle i tyle może każde z nas wydać na co tylko ma ochotę, bez wnikania w szczegóły. Powiedzmy – takie kieszonkowe.
Jeśli jednak chcemy ukryć to, co kupujemy, i dlatego chcemy mieć osobne rachunki, warto zastanowić się, dlaczego to robimy. Czy to ukrywanie nie jest trochę nieuczciwe wobec naszego małżonka?
Coś więcej niż wspólne transakcje bankowe
Kiedy wchodzimy w małżeństwo, nagle wiele rzeczy to już „nasze”, nie tylko „moje” sprawy. Wspólne konto może być synonimem wzajemnego zaufania i jedności. Bywa, że jest także testem na dopasowanie, wyrozumiałość i szczerość. Oczywiście to nie jedyna słuszna droga – ważne, aby wybrać opcję najlepszą dla nas.
Read more:
Pieniądze nie są ważniejsze niż Twój związek. Finansowe randki
Read more:
Siostry z Broniszewic: Czujemy się przytulone przez Boga