Nie można zamykać się w czterech ścianach z kryzysem. Nie chodzi o to, żeby wszystkim rozpowiadać, ale żeby otworzyć drzwi tej ciemni i przez to wpuścić trochę światła.Kiedy twoje małżeństwo wchodzi w kryzys, najchętniej uciekł(a)byś jak najdalej całej sytuacji. To naturalny, instynktowny odruch. Ale im więcej kroków do tyłu, tym więcej później trzeba wykonać z powrotem, żeby odbudować relację. Dlatego nie warto wycofywać się, nawet jak jest bardzo źle i trudno.
Sami z mężem krótko po ślubie zetknęliśmy się z kryzysem, który po ludzku był kosmiczny. Nadszarpnięte zaufanie, żal, złość, gniew… To wszystko jest naturalnym następstwem trudnych zdarzeń i sytuacji. Ale kiedy emocje opadają, warto stanąć do walki z prawdziwym winowajcą. Mamy kilka sprawdzonych sposobów na wychodzenie z kryzysu. Oto niektóre z nich.
Broń w ręku
Wchodząc w małżeństwo, warto mieć już pewną broń w ręku. Nie chodzi o to, żeby wyczekiwać kryzysu czy trudności, aby tej broni użyć. Aczkolwiek warto być gotowym. My na długo przed ślubem „formowaliśmy” się we wspólnocie, gdzie mieliśmy styczność z różnymi małżeństwami, a tym samym z ich kryzysami, i widzieliśmy, w jaki sposób je pokonują.
Sami doświadczyliśmy tego, że wspólnota „niosła” nas podczas kryzysu. Modlitwa i wsparcie bliskich nam osób, które wiedziały (bez owijania w bawełnę), co się u nas dzieje. Nie jest to łatwe, wiadomo, dzielić się swoimi kryzysami. Fajniej jest dzielić się dobrym czasem i opowiadać, jak jest super! Ale nie zawsze tak jest i dobrze mieć taką „armię” ludzi, która w takich chwilach wesprze modlitwą, szczerością i czasem pomocą.
Mówiąc o wspólnocie w kryzysie, mam też na myśli nieustanny kontakt ze Słowem Bożym, sakramentami i po prostu z Bogiem. Nie oznacza to, że nie będąc we wspólnocie, tego nie ma, ale myślę, że jest o wiele łatwiej i nawet jak wszystko jest na „nie”, to jest takie miejsce spotkania z Bogiem, gdzie wiele przemawia na „tak”!
Przeciwko problemowi, a nie przeciwko sobie
Kryzys w małżeństwie ma zawsze konkretną przyczynę. Często upatrujemy jej we współmałżonku, bo okłamał, bo zdradziła, bo się nie angażuje, bo jest uzależniony, bo… Wymienione powyżej sytuacje są faktem i nie ma co temu zaprzeczać, ale warto zadać sobie pytanie – dlaczego tak się stało?
Bo to najczęściej jest wierzchołek góry lodowej – a pod nim gruba warstwa przyczyn, które zaprowadziły do tego momentu. Kiedy wspólnie i świadomie zadamy sobie to pytanie, chcąc znaleźć prawdziwą przyczynę, wówczas stajemy do walki z problemem, a nie przeciwko sobie. To nie będzie łatwe, kiedy przetacza się fala różnych emocji i myśli krążą wokół tego, co się wydarzyło. Ale jest to bardzo potrzebny i ważny krok do zdrowienia relacji.
Działaj tak, jakby wszystko zależało od ciebie
Święty Ignacy z Loyoli powiedział bardzo mądre zdanie, które w kontekście kryzysu małżeńskiego (i nie tylko) można postawić w centrum i za nim podążać. „Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj tak, jakby wszystko zależało od ciebie”. Mocne, poruszające i prawdziwe słowa.
Z naszego doświadczenia wiem, że wspólna modlitwa małżeńska kruszy mury, wycisza emocje i wpuszcza nowe światło, a tym samym świeże spojrzenie na problem. W obliczu całej trudnej sytuacji, klękając razem do modlitwy gramy w jednej drużynie, widzimy, że jest Ktoś, kto ma moc przemienić nasze trudności i że jest to Ktoś, komu zależy na nas i na tym, żeby odbudować nasze małżeństwo.
Po wspólnej modlitwie zawsze mieliśmy i do dziś mamy więcej nadziei i radości w sobie i sił do walki. Te siły właśnie są potrzebne do tego, żeby działać, jakby wszystko zależało od nas.
Szukaj aniołów!
Aniołowie mają za zadanie wspierać nas w naszej codzienności, pomagać nam, modlić się za nas i towarzyszyć zarówno w radościach, jak i trudach życia. Poza aniołami jako istotami duchowymi, mamy też aniołów na ziemi. Mocno wierzę w to, że każdy z nas ma w sobie talenty i dary, które służą nie tylko nam samym, ale także innym. Zatem można powiedzieć, że jesteśmy aniołami dla siebie nawzajem. W przypadku kryzysu małżeńskiego takim aniołem może okazać się terapeuta, mediator, kapłan czy najzwyczajniej w świecie przyjaciel.
Nie można zamykać się w czterech ścianach z kryzysem. Nie chodzi o to, żeby wszystkim rozpowiadać, ale żeby otworzyć drzwi tej ciemni i przez to wpuścić trochę światła.
Małymi krokami wszystkie nasze wspólne działania i modlitwa sprawią, że nagle cała sytuacja będzie naświetlona i przyjdzie dzień, kiedy oboje podziękujemy Bogu za trudne doświadczenia, które nas nie zabiły, ale właśnie wzmocniły! Życzę wszystkim małżonkom w kryzysie Bożych mocy i doświadczenia prawdziwej miłości, pomimo…
Czytaj także:
Przyjaciele – ważna pomoc w kryzysie małżeńskim
Czytaj także:
Spowiedź pomogła mi przetrwać kryzys małżeński
Czytaj także:
Utrata dziecka i kryzys małżeński. Czy potem może być lepiej?