Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Raport Najwyższej Izby Kontroli „Nadzór nad stosowaniem dodatków do żywności” skutecznie odbierze wam apetyt na parówki.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Gdy kilka lat temu czytałam książkę Julity Tabor Zamień chemię na jedzenie, olśniła, a jednocześnie przeraziła mnie pewna uwaga autorki. Taka mianowicie, że substancje chemiczne dodawane do żywności są wprawdzie badane pod względem wpływu na ludzki organizm, ale nikt nie sprawdza ich działania w połączeniu w innymi substancjami ani w kumulacji. A przecież np. w jednym tylko serku homogenizowanym pojawia się kilka takich składników. Jeśli razem z serkiem zjemy jeszcze bułkę i popijemy to wszystko sokiem, może okazać się, że przyjęliśmy uderzeniową dawkę środków chemicznych, których współdziałania nikt nigdy nie badał.
Dietetycy i lekarze od dawna alarmowali w tej sprawie. Teraz dołączyła do nich Najwyższa Izba Kontroli.
2 kilogramy „E” w żywności
Raport NIK „Nadzór nad stosowaniem dodatków do żywności” czyta się trochę jak thriller. Statystyczny Polak zjada rocznie ok. 2 kilogramy (!) dodatków do żywności. Używane są one do konserwacji, barwienia, zagęszczania, wzmacniania smaku. Aktualnie dopuszczonych do użytku jest ponad 330 substancji, które mogą pełnić 27 różnych funkcji technologicznych.
W próbkach żywności, które zbadała NIK, było średnio 5 dodatków. Rekordzistką była kiełbasa śląska, w której znaleziono aż 19 różnych substancji. Tylko nieliczne produkty z definicji nie mogą mieć żadnych „polepszaczy”, np. herbata liściasta, miód, mleko, masło i woda mineralna.
Czytaj także:
Jak przekonać najbliższych do zdrowej diety? [wywiad]
Nie wszystko „E”, co się świeci
Oczywiście nie wszystkie substancje oznaczone na etykietach jako „E” są szkodliwe. Więcej nawet – nie wszystkie są syntetyczne. Np. E100 to kurkumina, czyli żółty barwnik pozyskiwany z kurkumy, E140 – zielony barwnik pochodzący np. ze szpinaku, a E441 to żelatyna.
Ale są też takie, które mogą wywołać wstrząs anafilaktyczny (E120, E124 i E129) albo sprzyjają rozwojowi nowotworów (np. azotyny i azotany – od E249 do E252), alergii (m.in. E110, E122, E123) i otyłości (E521). Jeśli podejrzewaliście, że tyjecie od wysoko przetworzonej żywności, to macie rację. Najbardziej narażone na działanie niebezpiecznych związków są dzieci, bo ważą mniej niż dorośli, a jednocześnie uwielbiają jedzenie, która zawiera najwięcej dodatków.
Prawo dotyczące żywności kuleje
O dopuszczeniu substancji dodatkowych do użytku decyduje Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA). Problem w tym, że związki te badane są wyłącznie pod kątem spożycia w niewielkich ilościach i nie w kombinacjach. Jeden przykład: jeśli zjemy kwas askorbinowy (E300), grozi nam „tylko” nadkwasota i kamienie nerkowe, ale jeśli zjemy również benzoesan sodu (E211) możemy sobie “zafundować” rakotwórczy benzen.
Zdaniem autorów raportu prawo jest zbyt liberalne w kwestii dopuszczania do sprzedaży produktów zawierających dodatki chemiczne. Problemem są nawet… braki w wyposażeniu laboratoriów urzędów powołanych do kontroli żywności. W raporcie NIK czytamy, że podczas wizytacji w Inspekcji Sanitarnej okazało się, że laboratorium mogło wykryć tylko 65 substancji z 200. Nic więc dziwnego, że z 9 tys. próbek produktów, które badała ona w latach 2016-2018, zdyskwalifikowała tylko 26 (czyli 0,3%). Spośród zbadanych przez kontrolerów NIK 35 próbek, zakwestionowali oni 5, czyli 14% proc.
Kolejny problem: producenci nie są przez nikogo niepokojeni, dopóki wymieniają na etykietach wszystko, czym nafaszerowali jedzenie. Nawet jeśli dodadzą kilka substancji o tym samym działaniu. Np. w pewnych parówkach wziętych pod lupę przez NIK były aż cztery stabilizatory i trzy substancje konserwujące o tym samym działaniu. Gdyby zawierały one jeden konserwant i jeden stabilizator w takich samych ilościach, normy tych związków chemicznych byłyby wielokrotnie przekroczone.
Czytaj i gotuj
Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności bada teraz ponownie wszystkie dodatki do żywności dopuszczone do użytku przed 2009 rokiem pod kątem ich wpływu na ludzkie zdrowie. Zakończenie projektu planowane jest na koniec 2020 roku [tekst powstał w styczniu 2019 r.]. Oby unijni urzędnicy wyciągnęli wnioski z raportu NIK. Póki co pozostają nam dwie rzeczy – czytać ze zrozumieniem etykiety i jak najwięcej jedzenia przygotowywać od podstaw w domu.
Czytaj także:
Na zdrowie czy wręcz przeciwnie? Suplementy diety
Czytaj także:
Kilka żywieniowych zwyczajów naszych pradziadków. Czego możemy się od nich uczyć?