Prawnik i publicysta, 26-letni właściciel Kancelarii Bezpieczeństwa Priva, Łukasz Bugajski ogłosił na Twitterze, że ma problem z alkoholem i idzie na terapię. Około 20 proc. alkoholików to tzw. alkoholicy wysokofunkcjonujący, którzy nie śpią na ławkach w parku ani nie tracą pracy, a nawet osiągają sukcesy zawodowe. Niestety, do czasu…
Drzewka z Mandżurii
Jak wygląda życie z chorobą alkoholową? Pierwsze skojarzenia: bezrobocie, nędza, bezdomność. Bród i smród. Ale alkoholizm niekiedy oznacza także: sukcesy zawodowe i finansowe, pozornie normalną rodzinę, piękny dom obsadzony drzewkami przywiezionymi z wakacji w Mandżurii. Tyle że jeśli się dobrze przyjrzeć, to można zobaczyć, że pan domu często bywa dziwnie pokraśniały i hałaśliwy, przez zapach jego drogich perfum przebija zapach alkoholu, a szpanerski stojak na wino w salonie jest napełniany co tydzień.
Czy pije? Odpowie, że przecież udaną rozmowę biznesową najlepiej zakończyć kieliszkiem wina (albo kilkunastoma kieliszkami – nie bądźmy drobiazgowi), a po ciężkim tygodniu pracy każdy ma prawo się zresetować. Nie doda, że w pewnym momencie musi wypić co rano szklankę whisky, żeby w ogóle wstać z łóżka.
Co piąty
Sarah Allen Benton w książce Alkoholicy wysokofunkcjonujący z perspektywy profesjonalnej i osobistej (2009 r., polskie tłumaczenie w 2015 r.) zaproponowała termin High Functioning Alcoholics (HFA), czyli alkoholicy wysokofunkcjonujący. Z amerykańskich badań wynika, że co piąta osoba uzależniona od alkoholu „funkcjonuje wysoko”.
W HFA kluczowa jest litera „h”. Osoby dotknięte tym rodzajem alkoholizmu wyróżniają się z otoczenia sytuacją finansową, pomysłowością, energią. Świetnie zarabiają albo mają twarze znane z mediów, albo np. prowadzą wymarzony warzywniak, dla którego porzucili nudną pracę biurową.
To są często adwokaci, dziennikarze, artyści, menedżerowie, przedsiębiorcy. Niezależność, którą sobie wypracowali, ułatwia im upijanie się, bo mogą sobie tak zorganizować życie, żeby ukrywać nałóg. Stać ich też na tygodniowe odtruwanie w prywatnym ośrodku i zabiegi kosmetyczne maskujące skutki picia.
Na samym końcu
Organizm kiedyś się zbuntuje, żona doprowadzona na skraj załamania nerwowego odejdzie, a klienci wybiorą jednak kogoś, komu nie drżą ręce. Ale zawodowe kłopoty przychodzą na samym końcu. Alkoholicy „z klasą” całymi latami rujnują sobie życie osobiste i zdrowie, ale w pracy potrafią wziąć się w garść. Potrafią nawet na jakiś czas przestać pić, żeby udowodnić sobie i otoczeniu, że mogą funkcjonować bez alkoholu. Tylko czy zdrowy człowiek ma potrzebę udowadniania czegoś takiego? – zauważa w swojej książce Sarah Allen Benton.
Problemem każdego alkoholika jest to, że zwyczajne życie wydaje mu się nudne i płaskie, a on sam – w gruncie rzeczy bezwartościowy. Alkohol ma być lekarstwem na „ból istnienia”.
Granice wytrzymałości
Łukasz Bugajski wyprowadził się z domu, kiedy miał 18 lat. Pracował i jednocześnie studiował, założył firmę w wieku 23 lat. „Robiłem to, co lubię, w czym jestem dobry, a w dodatku zarabiałem na tym dobre pieniądze” – opowiada w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”. Doszedł do wniosku, że to ostatni dzwonek na terapię, gdy pewnego dnia obudził się rano, wciąż pijany po imprezie, na której obraził wiele osób, i eskapadzie po barach, z której niewiele pamiętał. Wpadł w szał i zaczął demolować mieszkanie.
„Jeśli tym razem mi się nie uda, to ludzie odsuną się ode mnie nie dlatego, że źle mi życzą, ale dlatego, że każdy ma swoje granice wytrzymałości. Ludzie, którzy od lat dźwigają ciężar mojego alkoholizmu, są po prostu mną zmęczeni. Znajomi mają dość, za chwilę dość będzie miała moja rodzina” – mówi.
Choroba milenialsów?
Jego zdaniem nałogi i nieumiejętność radzenia sobie z emocjami, przy jednoczesnych sukcesach zawodowych, to częsty problem w pokoleniu milenialsów. Od dziecka słyszą, że mogą wszystko i że świat stoi przed nimi otworem, i często robią z tego użytek. A jednocześnie nie potrafią rozmawiać, nawiązywać relacji, cieszyć się zwykłym życiem.
Ciekawą rzecz na temat alkoholizmu napisał w książce Rehab prof. Wiktor Osiatyński – również prawnik i publicysta (choć o poglądach zupełnie przeciwnych niż Bugajski), propagator ruchu AA w Polsce. Podczas terapii doszedł do wniosku, że wprawdzie picie było dla niego sposobem na „podkręcenie” i odstresowanie na potrzeby pracy, ale też że wybrał sobie taką pracę i taki styl życia, żeby mieć wytłumaczenie dla picia.
Czytaj także:
Problemem nie jest alkohol, tylko ból. Piłem, bo cierpiałem
Czytaj także:
Dlaczego po prostu nie zaufasz Bogu? To pytanie zmieniło życie A. Hopkinsa
Czytaj także:
Jedni są uczuleni na cukier, ja na alkohol. Rozmowa z księdzem alkoholikiem