Himalaje i ludzie, którzy mają odwagę, by wspinać się na najwyższe szczyty świata. To temat regularnie powracający w nowych filmach, książkach, projektach. Z pewnością ta ciekawość w dużej mierze wynika z elitarności sportu, jakim jest wspinaczka wysokogórska. Biografii legendarnych postaci, takich jak Wanda Rutkiewicz, Jerzy Kukuczka, Wojciech Kurtyka, mieliśmy już sporo, wciąż powstają nowe i zaskakujące. Jedną z takich pozycji jest książka Elżbiety Sieradzińskiej „Wanda Rutkiewicz. Jeszcze jeden szczyt”.
Rutkiewicz: Parę sekund w górach nadaje życiu sens
Wydawało mi się, że o Wandzie Rutkiewicz przeczytałam już znakomitą większość z tego, co do przeczytania było (z „Na jednej linie”, „Wanda. Opowieść o życiu i śmierci” czy „Himalaistkami” na czele). Książka Sieradzińskiej odkrywa jednak nieznane fakty, anegdotki, a przede wszystkim rozkłada inaczej akcenty. To nie jest typowa biografia zawarta w punktach urodziła się-wspięła się-zmarła. Raczej problematyczne ujęcie życiorysu najwybitniejszej polskiej himalaistki i próba odpowiedzenia na pytania, na które wciąż trudno znaleźć odpowiedź.
Jednym z takich pytań jest odwiecznie powracające „Po co?”. Dlaczego ryzykować życie, by wspinać się na ośmiotysięczniki? Czy jeden szczyt nie wystarczy, po co wyprawy na następne? Wanda, jak cytuje Sieradzińska, odpowiadała:
W prostych kalkulacjach zdroworozsądkowych to nie mieści się w żadnym akceptowalnym schemacie naszego życia (…). Być może dla niektórych ludzi te parę sekund, które przeżyją gdzieś tam w górach, jest ważniejsze niż cokolwiek innego w życiu. I temu życiu te parę sekund przeżyte tam nada sens.
Góry czy podróż poślubna?
Następne takie trudne pytanie jest konsekwencją poprzedniego. Bo ceną za ryzyko jest często – w przypadku Wandy niewątpliwie było – życie osobiste, rodzina, przyjaciele. Sieradzińska pisze wprost: „Nie myślała o zakładaniu rodziny, lecz o wspinaniu się w coraz wyższe góry. W jej codzienności i świąteczności coraz mniej miejsca zostawało dla drugiego człowieka”.
Autorka przypomina wyprawę Rutkiewicz w Pamir, która miała się odbyć krótko po ślubie początkującej wspinaczki. Wanda stanęła przed dylematem – góry czy podróż poślubna? Nietrudno zgadnąć, co wybrała. Ale nie przyszło jej to tak łatwo. W samolocie przeżywała wyjazd, płakała. Kierujący wyprawą Andrzej Zawada postawił jej ultimatum. Albo bierze się w garść, albo wraca do domu. Wanda nałożyła puder na twarz i przestała płakać.
Z czasem te wybory stają się mniej dramatyczne, sama Rutkiewicz podchodzi do nich coraz mniej emocjonalnie. Z kolejnymi zdobytymi szczytami klarują się priorytety. Szybko to właśnie góry są numerem jeden. Kiedy pierwszy mąż wyrzuca sprzęt do wspinaczki przez okno, Wanda wyprowadza się z mieszkania.
Rutkiewicz „zaatakowana odpowiadała ogniem”
Można pomyśleć, że z każdym szczytem rosła nie tylko sława i doświadczenie Rutkiewicz, ale też jej bezwzględność. W końcu czy łatwo przychodzi zostawianie za sobą męża, przyjaciół, najbliższych, by ruszyć w góry? Wbrew pozorom Wandzie wcale nie przychodziło to łatwo. Była – na swój sposób – czułą, wrażliwą, uczuciową osobą. I też, wbrew krążącym o jej trudnym charakterze legendom, wcale nie była specjalnie konfliktowa.
Piotr Pustelnik tak ją wspomina:
Wanda „utwardzała się” jak przez uderzenie, robiła się twarda, sztywna, ale kiedy nikt jej nie atakował, to była miękka, uległa, zupełnie normalna, z takim zespołem zachowań, które kojarzymy z kobiecością. Nieatakowana nie atakowała. Zaatakowana odpowiadała ogniem.
W dużej mierze jej hardość była odpowiedzią na okoliczności i panujący w środowisku stosunek do wspinających się kobiet. Kukuczka o kobietach w górach zwykł mawiać jako o czymś pośrednim między babą a chłopem. Albo jeszcze „lepiej”. Porównywał do konia, który zżera więcej, niż wniesie w plecaku na górę, nie myśli jak faceci, pokłóci się o szminkę. Ponoć nie był odosobniony w tych poglądach. Może to właśnie dlatego Wanda tak mocno parła na projekty wyłącznie kobiece?
Himalaistka-feministka
Wyprawa w 100 proc. kobieca była jej wielkim marzeniem. Tym większym, im większe problemy miała podczas ekspedycji mieszanych, którymi zwykle kierowali mężczyźni. Do głosu dochodziły niespełnione ambicje, urażona męska duma i zwykłe, ludzkie nieporozumienia. A w ich konsekwencji Wandzie było coraz trudniej wspinać się z mężczyznami.
Stąd pomysły na wyłącznie kobiece wyprawy. Można powiedzieć, że jak na tamte czasy Wanda była zdecydowaną feministką, która sprzeciwiała się męskiej dominacji w górach. To przysparzało jej kolejnych problemów. Kobiece ekspedycje nie miały wielkiego powodzenia przede wszystkim z dwóch powodów. Kolejne wyprawy w damskim składzie nie zdobywały zamierzonych szczytów, zaś Wandzie brakowało partnerki. Himalaistki po wspólnych doświadczeniach z nią wolały związać się liną z kimś innym. Tu wychodził jej trudny charakter, ale Wanda bardzo szanowała swoje partnerki. A niekiedy wiele dla nich ryzykowała, nawet jeśli były już „tylko” zmrożoną bryłą lodu.
Wysokie góry są jak cmentarzysko. Trzeba czasem przejść obok ciała, bywa, że jest ono jak drogowskaz. Dla Wandy to zawsze było trudne przeżycie. Do tego stopnia, że nie mogła pozwolić, by ciało jednej z partnerek pozostało bezimiennym. Tak długo nie dawało jej to spokoju, że po czterech lata wróciła na Baltoro. Namówiła dwóch wspinaczy i wspólnie znieśli rozkładające się już ciało koleżanki, by je pochować.
Wanda Rutkiewicz i Jan Paweł II
Te kobiece wyprawy to mocno zaakcentowany w książce Sieradzińskiej element biografii Wandy. Wiąże się z nim zresztą sporo anegdot, w które obfituje książka. Na przykład o robieniu make-upu na kilku tysiącach metrów. Dla Danuty Gellner-Wach żaden problem.
Duśka. Kobieca, pełna energii, zawsze uśmiechnięta i wesoła, jest zawsze sobą, nawet w takich szczegółach, jak malowanie rzęs na biwaku powyżej sześciu tysięcy metrów. Po co? – zastanawia się Wanda. Wokół same baby, żadnego faceta i tysiąc metrów przepaści z obu stron. Dla siebie! By być kobietą – po prostu!
Intrygujące są też kulisy spotkania z Janem Pawłem II. to wtedy padło słynne zdanie: „Dobry Bóg tak chciał, że tego samego dnia weszliśmy tak wysoko. Oboje po raz pierwszy z Polski”. Ponoć papież miał powiedzieć Wandzie: „Proszę przyjechać do mnie, do Watykanu. Wówczas we dwoje wyrwiemy się w góry, nie bacząc na to, co ludzie powiedzą”. Rutkiewicz spotkała się z Janem Pawłem II będąc w Rzymie w 1982 r. Ale nic nie wiadomo, by ich plan wyrwania się w góry doszedł do skutku…
*Elżbieta Sieradzińska, "Wanda Rutkiewicz. Jeszcze tylko jeden szczyt", Marginesy 2018