Katarzyna Szkarpetowska: Księże Piotrze, czym jest wierność „w” i „dla” relacji?
Ks. dr Piotr Jarosiewicz*: Wierność jest dbaniem o rzeczywistość, którą należy pielęgnować i umacniać każdego dnia. Jeżeli mamy w doniczce kwiatek i nie chcemy, aby usechł, to nie da się podlać go raz na pół roku czy raz na dwa lata, ale potrzebna jest systematyczność. I podobnie jest z naszymi relacjami – musimy dbać o codzienność, którą mamy, aby nam nie zwiędła. Naszym zadaniem jest o wierność walczyć: słowem, gestem, czynem.
Kiedy o tym mówię, przypomina mi się sytuacja, która miała miejsce kilka miesięcy temu, mianowicie: siedziałem przy stole z rodzicami, obok siedział mój brat, Radek, jego żona, Kinga oraz ich córeczki. Jedliśmy obiad i w którymś momencie Radek powiedział: „Wiecie, jak podobają mi się te dziewczyny, które mijam na ulicy?”. Pomyślałem: „Co on gada? Przecież obok siedzi jego żona, siedzą rodzice, wszyscy to słyszą!”. Kinga zrobiła się czerwona. Jednak Radek mówi dalej: „Za każdym razem, kiedy jakaś dziewczyna zwraca moją uwagę – wyglądem, zachowaniem – to w sercu modlę się, żebym był wierny tej, którą wybrałem na całe życie; której ślubowałem przed Bogiem”. I pocałował Kingę.
Zatem albo będziemy każdego dnia wstawali i prosili Boga o siłę do relacji, którą mamy się opiekować, albo będziemy bazowali na sobie: swoich uczuciach, emocjach, na tym, że nam się nie chce.
Czy zawsze jednak musi nam się chcieć?
Ma prawo nam się nie chcieć. Może być ciężko i trudno, ale na tym polega miłość. Kiedy moja bratanica była malutka, to mój brat mówił, że w nocy trzeba było do niej wstawać – o godz. 3.00, 4.00, jak to do małego dziecka... Mówił: „Czasami mnie to denerwuje, takie wyrywanie ze snu w środku nocy, jednak wstaję, bo kocham”.
Co ksiądz poradziłby małżonkom przeżywającym kryzys z powodu zdrady?
Bardzo podoba mi się wypowiedź Adama Szustaka, który mówił – nawiązując do Ewangelii o budowaniu na skale (wysoko) i na piasku (na dole, przy wodzie) – że zarówno w dom zbudowany na piasku, jak i w dom zbudowany na skale, uderzy huragan, ulewa itp. Tyle że ten zbudowany na skale (czyli na Chrystusie), ostoi się.
To nie szatan rozwala małżeństwo, nasze relacje. To my je rozwalamy – naszymi decyzjami, wyborami. Jezus zaprasza nas do realności wiary. Do tego, byśmy wybaczali – nie po ludzku, bo po ludzku to często jest niemożliwe, ale po Bożemu. W kluczu miłości Chrystusowej, która nie pochodzi z tego świata, ale jest darem Bożym.
Wybaczyć warto zawsze. A zostać? Kiedy między ludźmi dochodzi do zdrady, to z takiej relacji należy się ewakuować czy w niej trwać?
Normalne jest to, że jeśli ktoś nas zdradza, to nie chcemy być w takim związku. W protokole przedślubnym pada pytanie o gotowość do podjęcia walki o miłość w momencie, kiedy pojawią się przeszkody. I narzeczeni odpowiadają: tak albo nie.
Święty Paweł mówi: „Unikajcie wszystkiego, co ma chociażby pozór zła”. Skoro jestem księdzem, to nie korzystam z usług agencji towarzyskich, nie wchodzę na strony erotyczne. Jeśli jestem mężem czy żoną – tak samo.
To, czy w takiej relacji pozostaniemy, czy zdecydujemy o odejściu, zależy od nas, od tej drugiej osoby i od naszej otwartości na Pana Boga.
Po zdradzie możliwe jest odbudowanie relacji bliskości?
Tak. Jeżeli mąż zdradzi żonę, albo żona męża, to – można powiedzieć – oboje oni stoją po dwóch stronach przepaści, ale ta przepaść jest połączona mostem. Każda ze stron ma za zadanie wykonać pracę, dochodząc do połowy mostu. Nie wykonamy pracy za drugą osobę, ale też nikt nie wykona pracy za nas, zatem mamy robić wszystko, żeby stanąć pośrodku mostu. Zdrada zazwyczaj nie rodzi się w dniu, w którym zdradzamy. Rodzi się dużo wcześniej.
To dlatego Jezus mówi, że jeśli ktoś pożądliwie patrzy na kobietę, już dopuścił się z nią cudzołóstwa. Kolega opowiadał mi o swoim uzależnieniu od pornografii, o poszczególnych jego etapach. Zaczęło się od oglądania zdjęć pornograficznych, następnie sięgnął po filmy erotyczne, wdepnął w samogwałt. Gdy to przestało mu wystarczać, zaczął odwiedzać agencje towarzyskie. Powiedział, że zostawiał w tych agencjach wszystkie zarobione przez siebie pieniądze, bo tak mocno siedział w grzechu, że odwiedzał je dwa, trzy razy dziennie. Po jakimś czasie zakochał się, ożenił.
I mówi mi tak: „Wiesz, mam cudowną żonę. Od czterech lat jesteśmy małżeństwem, mamy dwójkę dzieci. Za każdym razem, kiedy współżyjemy, mam przed oczami dziewczyny, które oglądałem na tych brudnych zdjęciach i filmach; dziewczyny, z którymi współżyłem w agencjach. Żona pyta: co jest?, a ja ją oszukuję. Nie powiem przecież, o co chodzi”. Walczy z tymi wspomnieniami, ale to nie takie proste.
Jak pomóc osobie zdradzonej, a jak tej, która zdradziła?
Jest ktoś, kto scala spowodowane zdradą pęknięcia; kto nas podnosi i podtrzymuje – to Jezus Chrystus. Bardzo ważna jest wspólna modlitwa oraz modlitwa za siebie nawzajem. Albo będziemy każdego dnia dbali o to, co jest nasze, albo to przestanie być nasze.
Jeżeli żona wybiera się z mężem do kina i zakłada piękną sukienkę, a mąż pyta: „Ile ta szmata kosztowała?”, to nie jest jeszcze zdrada, ale ta żona już się dla niego nie ubierze. Ona ubierze się dla dyrektora z pracy, dla kolegi, na spotkanie klasowe, ale dla męża już nie.
Czy można być wiernym drugiemu człowiekowi, nie będąc – w pierwszej kolejności – wiernym Bogu i sobie?
No na czymś i na Kimś musimy zbudować tę relację. Na Kimś – na Bogu; na czymś – na przykazaniach. Jeśli nie budujemy na Bogu i nie budujemy na przykazaniach, to nie będziemy mieli o co oprzeć relacji z drugim człowiekiem.
Na czym polega wierność Bogu?
Wierność Bogu polega na tym, że w małych, drobnych rzeczach, które nas spotykają, zaczynamy szukać tego, co Bóg chce, abyśmy robili. Prosty przykład: uczę w gimnazjum. Wchodzę do klasy, w której jest dwudziestu chłopaków gotowych rozwalić lekcję. Oni nie chcą się uczyć, chcą tę katechezę „pozamiatać”.
Mógłbym powiedzieć im coś od siebie, ale to byłoby moje. Jeden z księży powiedział mi: „W takim momencie bądź wierny Bogu. Pytaj Chrystusa, co ON by zrobił, jak ON by się zachował”. Na tym, mam wrażenie, polega wierność – na szukaniu Boga w pozornych, wydawałoby się: błahych, sytuacjach.
W Ewangelii jest napisane, że jeżeli nie jesteśmy wierni w małych rzeczach, to i w wielkich nie będziemy. Czy to nie jest jednak uproszczenie? Przecież nie jest to regułą.
Pewnie, że nie jest to regułą. Natomiast przypomina mi się historia opowiedziana przez Jacka Pulikowskiego o tym, że dziecku, które ma cztery latka, warto dać do podlewania kwiatek, aby to dziecko było za tę roślinkę odpowiedzialne. I, co ważne, żeby miało możliwość zobaczyć, jak ten kwiat usycha i gnije. Żeby widziało, jak w małej rzeczy, za którą jest odpowiedzialne, się nie udaje. Bo później, w przyszłości, to dziecko będzie mogło przełożyć to na rzeczy większe, ważniejsze i mocniejsze.
W konfrontacji strumienia ze skałą strumień zawsze wygrywa – nie przez siłę, a przez wytrwałość. I dlatego właśnie mamy być wierni w małych rzeczach.
Pilnowanie wierności, dbanie o nią w swoim życiu, wiąże się ze stawianiem granic niewierności. Jak je wytyczyć?
Bardzo konkretnie. Św. Paweł mówi: „Wszystko mogę, ale nie wszystko przynosi korzyść”. Rozmawiałem jakiś czas temu z dziewczyną, której narzeczony regularnie się masturbował. Powiedział to, można powiedzieć, z uśmiechem na twarzy. Gdy usiłowała mu wytłumaczyć, że to jednak jest problem, powiedział tylko: „Daj spokój. Dzisiaj wszyscy to robią”.
Była przerażona, bo za parę miesięcy mieli wziąć ślub, ten chłopak miał być ojcem jej przyszłych dzieci. Gdy do niego nie docierały już żadne argumenty, postanowiła porozmawiać z jego rodzicami. Z trudem, ale zdobyła się na rozmowę z przyszłymi teściami. Wysłuchali jej, po czym stwierdzili: „O co ci chodzi? Przecież to normalne!”. Zdezorientowana, zdecydowała się na rozmowę swoimi rodzicami. Matka skwitowała: „No co ty, chcesz zostać starą panną?”.
Przyszła do mnie i pyta: „To świat zwariował, czy ja zwariowałam?”. Otóż ona nie zwariowała. Ona oczekiwała normalności, a normalnością jest to, że człowiek jest panem samego siebie – panuje nad sobą: swoim ciałem, swoją seksualnością. Tragedią było to, że ten chłopak wcale nie chciał być wolny, a ludzie dookoła nie widzieli w tym nic niepokojącego.
Na koniec naszej rozmowy chciałabym poprosić o jedno, dwa ćwiczenia, które mogłyby pomóc nam popracować nad wiernością, powalczyć o nią.
Zachęcam do wierności w małych rzeczach właśnie – do przeczytania fragmentu Pisma Świętego, do modlitwy różańcowej, do Koronki do Bożego miłosierdzia, do adoracji Najświętszego Sakramentu. Ważne, byśmy wyznaczyli sobie na to stałą porę. Żeby to była stała dawka miłości Bożej w ciągu dnia. Chodzi o to, aby karmić się Bogiem.
I tutaj uwaga: nie musimy lubić tego, co lubi nasz mąż, nasza żona lub co lubią nasze dzieci. Pozwólmy sobie znaleźć takie danie duchowe, które będzie karmiło konkretnie nas. Kto podejmie wyzwanie, ten na pewno zobaczy efekty.
*Ks. Piotr Jarosiewicz – doktor teologii, duszpasterz młodzieży i rodzin, pełni posługę w parafii Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny w Łochowie.