Gdy zostajemy rodzicami, automatycznie otrzymujemy plakietkę „mama” i „tata”. Czasem przysłaniamy nią te poprzednie z napisem „żona”, „mąż”, „kobieta”, „mężczyzna”. Czy to, jak się do kogoś zwracamy, odzwierciedla nasz stosunek do tej osoby? Zdecydowanie!
Dawno, dawno temu…
Zanim jeszcze z dwojga osób powstało troje i więcej, w naszym domowym słowniku królowały różnorodne zwierzęta: kotki, żabki, misie, myszki i tygryski, a także inne czułe określenia: kochania, skarby, słoneczka – do wyboru, do koloru. A potem rodzina się powiększyła i wszystkie miłe słowa skumulowały się w jedno – „mama” lub „tata”.
Słowa mówią więcej
Dziecko nie potrzebuje bardziej niczego, jak naszej miłości i uwagi. Kiedy skupiamy się na nim, czasem małżonek odchodzi na drugi plan. I widać to nie tylko w naszym zachowaniu czy stosunku czasu spędzanego z dzieckiem, wobec czasu tylko dla żony lub męża, lecz także w naszych słowach. Konkretnie – w tym, jak zwracamy się do ukochanej osoby.
Pierwsze tygodnie rodzicielstwa to początek wspaniałej przygody. Zwykle wtedy uczymy się opieki nad naszym dzieckiem i nawet zmiana pampersa bywa w pewnym sensie ekscytująca – staramy się to zrobić jak najlepiej. Rozpiera nas duma i trochę naturalnie wypowiadamy zdania w stylu: „Tatuś, podaj pieluszkę” albo „Mamo, weź swojego synka”.
Przez dziecko do serca?
Lekko przychodzi nam rozmowa z dzieckiem, nawet jeśli ono jeszcze nie mówi. Bywa wówczas uśmiechnięte i zainteresowane, szczególnie, gdy pracujemy nad ciekawą artykulacją. Niestety, czasami łatwiej nam rozmawiać z takim entuzjazmem z maluchem niż z żoną czy mężem. Sama nieraz doświadczyłam tego, że dziecko niejednokrotnie staje się swego rodzaju pośrednikiem rozmów w małżeństwie.
To znaczy, nie potrafimy czegoś powiedzieć wprost i wolimy zwrócić się do dziecka słowami: „Chyba mama jest na mnie zła, tata nie chciał tak powiedzieć”, zamiast przeprosić żonę. Tak jakby ta droga „przez dziecko” miała jakoś zmiękczyć zły uczynek. Może to jest jakiś sposób na dotarcie do serca drugiej połówki, ale jednocześnie chyba ucieczka od szczerej rozmowy.
Zawsze lepiej usłyszeć od męża patrzącego prosto w oczy „Jesteś naprawdę dobrą mamą” niż urywek rozmowy między mężem a dzieckiem, gdy ten mówi „Masz taką dobra mamę”. Nie sądzicie? Może różnica nie jest ogromna, ale ją czuć.
To mama ma imię?
Jakiś czas temu w internecie pojawił się mem, ukazujący zdziwioną minę dziecka i podpis „Chcesz powiedzieć, że nie masz na imię mama?”. I rzeczywiście, to trochę zabawne. Ale przestaje bawić, gdy określenie „mama” jest dominującą nazwą padającą wobec kobiety.
Szłam kiedyś chodnikiem z wózkiem, przy drodze były jakieś roboty. Przejście było utrudnione i zaraz usłyszałam: „Halo, chłopaki, przepuszczamy mamusię”. Z jednej strony to było miłe, a z drugiej zrobiło mi się trochę przykro, pomyślałam sobie, że teraz to już jestem „tylko” mamą.
Jestem tym, co o mnie mówisz
Bycie rodzicem to bardzo ważna rola. Wchodzimy w nią i staramy się odgrywać jak najlepiej. Ale życie to nie film – powierzono nam niejedną rolę, chociaż czasami trudno to dostrzec. Zwłaszcza, że rodzicielstwo wymaga od nas często zaangażowania ponad siły.
A kiedy jesteśmy tak wyczerpani, że nie pamiętamy, jak mamy na imię – wtedy zawsze miło je usłyszeć od drugiej osoby. Tak dla przypomnienia. My, mamy, chyba szczególnie potrzebujemy właśnie przypomnienia, że nadal jesteśmy skarbami, kochaniami, żonami i kobietami. Myślę, że niejeden mężczyzna ma podobne odczucia.
Pamiętajmy, słowa mają wielką moc. Jeśli chcemy, by nasz małżonek był naszym skarbem – nazywajmy go tak. Tak jak Bóg stworzył świat słowem, tak my możemy stwarzać siebie wzajemnie określeniami miłości.
Read more:
Nie tylko ciocia… Znacie dawne określenia członków rodziny?
Read more:
Przyjaciele – ważna pomoc w kryzysie małżeńskim
Read more:
Długie czekanie na dziecko nie musi być puste i bezowocne! To może być piękny czas