Dbała sumiennie o to, co proste – relacje, modlitwę i samą siebie.
Normalnie i zwyczajnie
„Nie przypuszczałem, że żyłem obok jakiejś świętej. A moja małżonka nigdy nie dawała mi odczuć, iż robi to czy tamto, by dostać się do raju. Ona kochała życie. Była normalną, kochającą żoną i matką. Po prostu sobą” – słowa Piotra Molli, męża Joanny Beretty Molli, są najlepszą reklamą tej świętej. Świętość tej kobiety – żony, matki, lekarki – tkwi bowiem w na pozór normalnym i zwyczajnym życiu.
Kiedy osiem lat po śmierci Joanny do jej parafii przybył biskup na uroczystość bierzmowania, wezwał do siebie pana Mollę z prośbą o rozmowę. Spytał wówczas o zgodę na rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego jego żony. Co w takim momencie odpowiada Piotr Molla? „Nie jestem przekonany, żebym żył ze świętą”.
Sam po latach przyznał, że jeszcze na długo przed tą rozmową prosił duchownych (m.in. o. Olinto Marellego) o nierozpowszechnianie ich przekonania o świętości Joanny. Bał się o ich małe dzieci, nie chciał zainteresowania prasy ich rodziną, jednak ostatecznie się zgodził. Zaznaczał jednak, że jej życie było ofiarowane Bogu, jednak proste.
Czy są praktyki, które Joanna pielęgnowała w życiu rodzinnym, które moglibyśmy od niej przejąć? Otóż tak – dbała sumiennie o to, co proste – relacje, modlitwę i samą siebie.
1Pisanie listów
Joanna pisała wiele listów do swojego narzeczonego, a później już męża w czasie, kiedy był on w dość częstych podróżach zagranicznych lub gdy sama przebywała na wakacjach. Czasami zdarzały się po prostu krótkie pocztówki z pozdrowieniami, dodatkowa niespodzianka w postaci przesłanego zdjęcia. W listach Joanna pisała o prostych rzeczach – o tym, co w danym czasie przeżywała, co ją trapi, za czym szczególnie tęskni.
Nie były to jednak jedyne pisane przez nią listy. Mimo że pracowała jako lekarz w kilku miejscach, w wolnych chwilach starała się pisać listy także do swojego rodzeństwa rozsianego już wówczas po całych Włoszech i świecie.
Zależało jej, by scalać rodzinę po śmierci rodziców, a upatrywała rozwiązania tego poprzez opisywanie prostych rzeczy – tego, co u niej słychać, wykazywanie troski o innych, dopytywanie o rozwiązanie spraw, w których osobiście nie mogła uczestniczyć, a mimo to chciała być wsparciem.
2Triduum przed ślubem
Joanna i Piotr pobrali się niedługo po swoich zaręczynach i poznaniu się. Joanna nie ukrywała swojego szczęścia. W listach podkreślała, że nawet, gdy jest daleko od swojego ukochanego, to w czasie mszy łączy się z nim duchowo. Wykorzystała tą myśl do duchowego przygotowania do dnia ślubu, który odbył się 24 września, i zaproponowała Piotrowi przedmałżeńskie triduum:
Brakuje jeszcze tylko dwadzieścia dni, a potem jestem już… Joanna Molla! Co byś na to powiedział, abyśmy w celu duchowego przygotowania i przyjęcia tego sakramentu uczynili coś w rodzaju Triduum? W dniach 21, 22, 23 września Msza Święta i Komunia Święta. Ty w Ponte Nuovo, ja w Sanktuarium Matki Bożej Wniebowziętej. Madonna połączy nasze modlitwy i pragnienia.
Może to przykład, by takie triduum przeżywać także przed innymi wydarzeniami rodzinnymi?
3Dbanie o siebie i wypoczynek
Joanna dbała o innych, ale naturalnie wiedziała, że powinna najpierw dbać także o siebie. Szukając odpoczynku psychicznego i wskazówek, co ma w danej sytuacji zrobić, chodziła do kościoła na kilka minut medytacji i by pobyć w ciszy. Dbała także o swój wygląd – szukała dobrze skrojonych ubrań, znała trendy mody i chętnie z nich korzystała.
Lubiła mieć pomalowane paznokcie na różne okazje. Już jako mama małych dzieci jeździła na nartach, bo to kochała. To był jej sposób na utrzymanie radości i optymizmu, który był wypisany na jej twarzy, jak wspominał Piotr Molla.
Czytaj także:
Święta Joasia – nieformalna patronka singielek po trzydziestce
Czytaj także:
Na kłopoty… Joanna Beretta Molla i jej „Hymn uśmiechu”
Czytaj także:
Ratować żonę czy dziecko? Współczesna Joanna Beretta Molla?