Tak naprawdę osoby potrzebujące bardziej potrzebują nas i naszej obecności niż tego, co my im przyniesiemy.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
O tym, jak okołoświąteczną pomoc ludziom potrzebującym przełożyć na całoroczne skuteczne działanie, w rozmowie z Łukaszem Kaczyńskim opowiada ks. Mieczysław Puzewicz, tegoroczny laureat Nagrody Województwa Małopolskiego im. św. Jana Pawła II Veritatis Splendor.
Łukasz Kaczyński: Mamy czas świąteczny, z którym wiąże się wiele akcji charytatywnych, w które można się włączyć – na przykład Sylwester dla ubogich czy paczki dla więźniów. Jak się zaangażować, żeby nie była to jedynie jednorazowa akcja?
Ks. Mieczysław Puzewicz*: Przede wszystkim nic nie zastąpi osobistego spotkania z osobami, które potrzebują wsparcia. Najważniejsza jest obecność, a za nią idzie to, co możemy im dać. Musimy przekroczyć pewną granicę, czyli wejść w świat osób potrzebujących. Tak naprawdę one bardziej potrzebują nas i naszej obecności niż tego, co my im przyniesiemy.
Myślę, że w Polsce nie ma jeszcze takiego otwarcia, żeby spotykać się z ludźmi potrzebującymi, choć oczywiście pojawiają się takie inicjatywy i oby było ich coraz więcej.
Czytaj także:
Babcia Aniela poprosiła o chustkę, naftę i drewno. A dostała… dom!
Kiedy więc budzi się w naszym sercu pragnienie, aby komuś pomóc oraz mamy czas i środki, ale nie wiemy, jak się za to zabrać, to kto i gdzie może nam doradzić?
Nie potrzeba do tego wielkich akcji. Wystarczy rozejrzeć się wokół siebie, bo osób, które potrzebują naszej obecności – samotnych, chorych – jest w naszym otoczeniu wiele. To jest często kwestia cichego działania, niekoniecznie zorganizowanego. Jak zaczniemy od najbliższej rodziny, sąsiadów, od tego, co się dzieje na naszej ulicy, na pewno znajdzie się ktoś, kto ucieszy się naszą obecnością czy jakimś drobiazgiem.
Wolontariat to coraz popularniejsze słowo w Polsce. Zdecydowanie przestaje się kojarzyć tylko z pracą za darmo, a bardziej z działaniem z istotniejszych pobudek. Ksiądz tutaj wiedzie prym – co księdza zdaniem musi się jeszcze zmienić w myśleniu o wolontariacie?
Ważne jest to, żeby wolontariat był czymś oczywistym, a nie czymś do czegoś trzeba kogoś wzywać. To powinno być naszym naturalnym odruchem, żebyśmy byli w stanie ofiarować komuś swój czas, trochę swojej energii, uwagi oraz posłuchać kogoś. To ostatnie jest współcześnie bardzo ważne.
Musimy się uczyć sztuki słuchania drugiego człowieka, bo to jest posługa wręcz niezastąpiona. Niekiedy nie możemy uczynić nic więcej niż tylko wysłuchać, a później ewentualnie podzielić się mądrym i dobrym słowem, które będzie wsparciem czy umocnieniem dla kogoś.
Jednocześnie myślę, że w coraz bogatszej Polsce potrzebne jest mocniejsze otwarcie na te miejsca na świecie, gdzie rzeczywiście są ogromne potrzeby i bieda bądź wykluczenie są bardzo widoczne.
Ostatnio otrzymałem raport z obozu dla uchodźców w Kurdystanie, z którego wynika, że jest tam około 1,5 mln uchodźców, którzy spędzą tę zimę w namiotach. Potrzebują koców, materacy czy nawet lekarstw. To może być dla nas wyzwanie, abyśmy się otworzyli i zrozumieli, że jesteśmy częścią świata, który co dzień doświadcza wielkich dramatów, na które możemy znaleźć odpowiedź.
Ksiądz już od kilkunastu lat wspomaga mieszkańców Serbii, Białorusi czy Gruzji. Wiele osób ma wątpliwości, dlaczego pomagać tam, skoro na miejscu jest tyle potrzeb? Jak to zmienić?
Myślę, że potrzeba nam trochę ducha Jana Pawła II, który poprzez swoje podróże apostolskie miał odwagę stawiać swoje stopy w miejscach, gdzie toczyły się konflikty, a ludzie zmagali się z jakimiś dramatami. Trzeba też pamiętać, że dzisiaj tak naprawdę wszędzie mamy blisko i przez to zmieniać swoje stanowisko – z pozycji widza na pozycję uczestnika.
Niesamowicie ważna jest nasza obecność przy osobach, które doświadczają różnych problemów. Nie możemy zostawiać ich samych. Pamiętam Tatarów z Krymu, którzy doświadczają teraz ogromnych prześladowań ze strony władz rosyjskich, które tam próbują wykorzenić tożsamość tatarską.
Podczas ostatnich spotkań z młodymi ludźmi widać było, jak ich to poruszało, że ktoś się zainteresował ich sytuacją, że ich rozumie, że nie zostawił ich samych i szuka konkretnych form wsparcia. To taki świadomy wyraz przyjęcia słów Jezusa o tym, by iść na cały świat.
Jest ksiądz tegorocznym laureatem nagrody Veritatis Splendor, honorującej ludzi, którzy m.in. dbają o tę solidarność międzyludzką – właśnie taką, jaką głosił Jan Paweł II. Papież Polak zwracał również uwagę, że potrzeba nam niezwykle wyobraźni miłosierdzia. Jak się jej uczyć?
Już w jego pierwszej encyklice „Redemptor hominis” możemy znaleźć słowa mocno wybrzmiewające w kontekście Bożego Narodzenia – że Syn Boży poprzez swoje wcielenie zjednoczył się jakoś z każdym człowiekiem. Trzeba pamiętać, że istnieje uniwersalność wcielenia – Chrystus jest obecny w każdym człowieku, bez względu na wyznawaną religię, kulturę czy kolor skóry.
Z kolei wyobraźnia miłosierdzia, którą do samego końca Jan Paweł II bardzo mocno podkreślał, jest potrzebna dlatego, że zmieniają się okoliczności i problemy. Spójrzmy choćby na skalę emigracji, która w ostatnich dziesięcioleciach wzrosła niebywale, a to jeszcze nie koniec. Myślę, że to szczególne wyzwanie dzisiaj, na które wyjątkowo uwrażliwia papież Franciszek.
Mamy jeszcze dużo do nadrobienia. Trzeba przyznać, że Polska była przez wiele lat krajem homogenicznym, gdzie mieszkali tylko Polacy. Dlatego teraz musimy uczyć się otwartości, komunikacji, zrozumienia i współistnienia. To też jest przejaw miłosierdzia – otwartość na nowe okoliczności.
Czytaj także:
„Jałmużna musi zaboleć”. Zabrał bezdomnego do restauracji, a ten wkurzył go jednym pytaniem
Ksiądz jest tutaj dobrym przykładem – organizuje różne programy pomocy dla osób bezdomnych, chorych psychicznie, powodzian, więźniów czy uchodźców. Jak się w tym nie zgubić?
To jest odpowiedź na konkretne sytuacje. Pojechaliśmy odbudowywać szkołę w Serbii, dlatego że powódź dotknęła tam bardzo ubogich terenów, a do nas dotarł sygnał o takiej potrzebie. Tak samo jeśli chodzi o uchodźców. Lubelszczyzna to granica Unii Europejskiej i jesteśmy pierwszym rejonem, w którym pojawiają się uchodźcy przybywający do Polski ze wschodu, więc spotykamy konkretne dramaty osób czy rodzin.
Myślę, że trzeba mieć też duże zaufanie do Pana Boga, by widząc jakąś krzywdę, spróbować z Nim stanąć wobec bliźnich, a później znajdą się i środki, i sposoby skutecznej pomocy. Najważniejsze, żeby ludzi nie zostawiać samych w ich różnych doświadczeniach kryzysu.
A jak pomagać, żeby komuś nie zaszkodzić czy też go od tej pomocy nie uzależnić?
W każdym przypadku jest trochę inaczej, ale zawsze mogę dać moje ramię na pewien czas, żeby ktoś szedł przy moim wsparciu, ale nie mogę go nieść na plecach przez całe życie. Wydaje mi się, że to wymaga roztropności. Myślę tu np. o więźniach czy o bezdomnych. Oczywiście zbudowane relacje zostają, ale ta doraźna pomoc jest potrzebna na przykład w pierwszych miesiącach po opuszczeniu zakładu karnego.
W Polsce jest jeszcze wiele do zrobienia, bo nie ma zbyt wielu pomysłów na to, jak po długotrwałym pobycie w więzieniu pomagać takim osobom wrócić do społeczeństwa. Jeżeli się jednak na początku położy pewne “kładki” i ktoś się nauczy po nich chodzić, to później też sobie sam poradzi. To działa też w innych obszarach pomocy.
Z jakimi trudnościami albo radościami najczęściej się ksiądz spotyka ze strony osób, które chcą się zaangażować w pomoc?
Przyjmuję zasadę dużego kredytu zaufania, bo jeżeli ktoś już się zgłasza do pomocy, to jest pewien kapitał, który później trzeba umiejętnie pomnożyć, pokazując takiej osobie, w co się może zaangażować, by móc służyć. Nie bezcelowo użyłem słowa “służba”.
My mamy naśladować służbę Chrystusa. To nie jest jakaś tam działalność społeczna. Więc jeśli ktoś chce się do nas przyłączyć w duchu służby, wtedy pojawiają się większe motywacje, bo to jest realizacja Ewangelii, która powinna prowadzić do odzyskania straconego życia danej potrzebującej osoby.
To chyba jest też kluczowe w tej pomocy okołoświątecznej – by nie były to tylko chwilowe spotkania przy wigilijnym stole, ale żeby przekładało się na zmianę życia tych, którym pomagamy. Jak więc działać, by przywracać ludziom prawdziwie godność?
Czasami mam taką obawę, że różne wielkie eventy bardziej poprawiają samopoczucie organizatorom, niż przynoszą realną korzyść czy zmianę w życiu tych, którzy są na nie zapraszani. Łatwiej jest coś zorganizować niż stanąć, kogoś posłuchać, zrozumieć i pokrzepić. A obecność jest absolutnie niezastąpiona.
Moim zdaniem w tym też kryje się tajemnica wcielenia, że Słowo ciałem się stało i zamieszkało między nami. Boże Narodzenie też jest dużym eventem, bo są aniołowie, chwała na wysokości Bogu i tak dalej. Jednak ta tajemnica Bożego Narodzenia ma w sobie też element ciszy i powinna się przełożyć na naszą wrażliwą, stałą obecność wśród ludzi i gotowość ofiarowania swojego czasu i uczenia się sztuki słuchania oraz rozumienia. To jest coś, co może sprawić, że Boże Narodzenie rozciągnie się na każdy dzień naszego życia.
*Ks. Mieczysław Puzewicz urodził się 7 stycznia 1960 roku w Świelubiu. Jest zaangażowany w wiele pól działalności międzyludzkiej, w tym w pomoc uchodźcom po wojnie w Gruzji, w programy dialogu chrześcijańsko-muzułmańskiego w Gruzji, a także w pomoc dla powodzian w Serbii czy uchodźców na Białorusi. Jest również inicjatorem programów pomocy bezdomnym, więźniom, uchodźcom, dzieciom ulicy, młodocianym przestępcom, chorym psychicznie oraz młodzieży w schroniskach dla nieletnich, w tym w ramach kampanii „Budujcie Cywilizację Miłości”.