Trzeba w końcu poważnie potraktować kwestię tożsamości seksualnej kandydatów do kapłaństwa – mówi w rozmowie z KAI ks. prof. Andrzej Kobyliński, filozof i etyk z UKSW. Podkreśla, że problem święceń kapłańskich homoseksualnych mężczyzn jest szerszy niż kwestie moralne.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Dawid Gospodarek (KAI): Kilka dni temu miała miejsce premiera nowej książki papieża Franciszka „Siła powołania”, w której m.in. wyraża on niepokój z powodu homoseksualizmu wśród księży i osób konsekrowanych oraz potwierdza stanowisko, by nie przyjmować do seminariów i zakonów osób homoseksualnych. Ta wypowiedź jest szeroko komentowana na całym świecie, wzbudza też trochę kontrowersji, a nawet zamieszania – przecież to ten sam papież, który kilka lat temu w rozmowie z dziennikarzami na pokładzie samolotu mówił: „Jeśli ktoś jest gejem i szuka Boga, i ma dobrą wolę, kim jestem, by go sądzić?”.
Ks. Andrzej Kobyliński: Te dwie opinie papieża Franciszka rzeczywiście obiegły świat lotem błyskawicy. Sfera seksualna nie od dzisiaj przykuwa uwagę ludzi, niezależnie od rasy czy koloru skóry. Nic więc dziwnego, że najnowsza wypowiedź Ojca Świętego na temat homoseksualizmu jest analizowana na całym świecie.
Jak ją rozumieć?
Tym razem papież Franciszek nie dotyka problemu wszystkich osób homoseksualnych, ale koncentruje swoją uwagę na księżach, siostrach zakonnych, zakonnikach, klerykach itp. Problem orientacji seksualnej osób duchownych i konsekrowanych jest obecnie przedmiotem wielu dyskusji. Co więcej, można mówić dzisiaj o niezwykle ostrym konflikcie wśród katolików, gdy chodzi o moralną ocenę homoseksualizmu.
Czego dotyczy ten spór?
Konflikt wokół homoseksualizmu w Kościele katolickim dotyczy zasadniczo trzech kwestii. Po pierwsze, jak oceniać tendencję homoseksualną i akty homoseksualne? Po drugie, co sądzić o małżeństwach jednopłciowych, adopcji dzieci przez pary homoseksualne i błogosławieniu takich związków w świątyniach katolickich? Po trzecie, czy wolno dopuszczać osoby homoseksualne do święceń kapłańskich oraz życia zakonnego? Na te trzy pytania kardynałowie, biskupi, księża i ludzie świeccy z wielu krajów udzielają dzisiaj bardzo różnych odpowiedzi. Pod tym względem wspólnota katolicka nie jest oczywiście wyjątkiem. Ostre spory dotyczące tej kwestii występują dzisiaj we wszystkich kulturach i religiach.
Za Benedykta XVI zakazano udzielać święceń kapłańskich osobom z głęboko zakorzenionymi skłonnościami homoseksualnymi.
To była prawdziwa rewolucja kopernikańska, wprowadzona w specjalnej instrukcji Stolicy Apostolskiej. Dlaczego? Przez 2000 lat nie istniał w Kościele katolickim formalny zakaz kapłaństwa mężczyzn homoseksualnych. Zwrot nastąpił w 2005 r. Rewolucyjny charakter tej zmiany polega na tym, że za przeszkodę do święceń kapłańskich zostały oficjalnie uznane nie tylko akty homoseksualne, ale także sama tendencja homoseksualna kandydatów do kapłaństwa oraz ich związek z tzw. kulturą gejowską.
Czy ten dokument wszedł w życie?
Niestety, watykański zakaz udzielania święceń kapłańskich kandydatom homoseksualnym spotkał się z otwartym lub milczącym sprzeciwem wielu środowisk katolickich na całym świecie. Jeśli chodzi o krytykę tego dokumentu wyrażoną publicznie, można wskazać przykład episkopatów Belgii, Francji, Holandii czy Szwajcarii, które oficjalnie poinformowały, że dojrzały psychicznie homoseksualista, deklarujący chęć niepodejmowania aktywności seksualnej, może być księdzem. Podobną opinię wyraziła Rada Przełożonych Zakonów Męskich w USA, która stwierdziła, że nie wolno dyskryminować pobożnych duchownych homoseksualnych, którzy są oddani pracy duszpasterskiej i żyją w czystości seksualnej.
Czym są skłonności homoseksualne głęboko zakorzenione?
To pojęcie wprowadza instrukcja Stolicy Apostolskiej z 2005 r. Niezwykle ważnym nowym elementem tego dokumentu jest odrzucenie rozróżnienia na homoseksualizm czynny i bierny, które pojawia się bardzo często w opracowaniach wielu teologów katolickich. Nowe kryterium podziału, które zostało wprowadzone w 2005 roku, to skłonności homoseksualne przejściowe, zasadniczo wyleczalne i występujące najczęściej w wieku młodzieńczym, oraz skłonności homoseksualne głęboko zakorzenione, czyli trudniej wyleczalne, stanowiące część osobowości i stylu życia. Ten drugi rodzaj tendencji homoseksualnej został uznany za przeszkodę do święceń kapłańskich i życia zakonnego.
Dlaczego?
To niezwykle skomplikowane zagadnienie filozoficzne i teologiczne, które dotyczy relacji istniejącej między kapłaństwem katolickim a orientacją seksualną człowieka. Szkoda, że w Polsce nie powstał do tej pory ani jeden artykuł naukowy o charakterze teologicznym. Trudno racjonalnie wytłumaczyć całkowite milczenie teologii katolickiej w tej jakże ważnej sprawie.
Czytaj także:
Co dokumenty Kościoła mówią o homoseksualizmie
W dokumencie z 2005 r. argumentuje się, że osoba wyświęcona na kapłana musi być dojrzała emocjonalnie, że powinna mieć zdrową relację do kobiet i mężczyzn. Czy to znaczy, że osoby homoseksualne nie mogą z zasady osiągnąć dojrzałości?
Nie wiem, czy argumentacja przedstawiona w instrukcji Stolicy Apostolskiej jest wystarczająca. Wydaje mi się, że wymaga pogłębienia filozoficznego i teologicznego. Dojrzałość emocjonalna i relacje międzyludzkie nie dotykają jądra problemu. Chyba głębiej tłumaczą tę kwestię przenikliwe słowa Benedykta XVI, zawarte w książce „Światłość świata” z 2010 r.: „Homoseksualizm jest nie do pogodzenia z powołaniem kapłańskim. Wtedy bowiem także celibat traci sens jako wyrzeczenie. Byłoby wielkim niebezpieczeństwem, gdyby celibat stawał się powodem wchodzenia w stan kapłański ludzi, którzy i tak nie chcą się ożenić, gdyż w końcu ich stosunek do mężczyzny i kobiety jest zniekształcony, zakłócony. […] Dobór kandydatów na księży musi być dlatego bardzo staranny. Musi panować tu najwyższa uwaga, aby nie doszło do pomyłki i w końcu bezżenność kapłanów nie była utożsamiona z tendencjami do homoseksualizmu”.
Na czym powinno polegać pogłębienie filozoficzne i teologiczne rozumienia kapłaństwa w Kościele katolickim?
Osobiście uważam, że pytanie o relację istniejącą między homoseksualizmem i kapłaństwem ma przede wszystkim charakter ontologiczny. Owszem, ważne są aspekty moralne związane z orientacją seksualną, ale decydujący jest wymiar ontologiczny. Potrzeba w tym zakresie dalszych szeroko zakrojonych badań naukowych o charakterze interdyscyplinarnym.
Dlaczego?
To wielkie wyzwanie intelektualne dotyczy możliwości zachowania w Kościele katolickim tradycyjnej teologii kapłaństwa i sakramentów. Bez sakramentów nie ma katolicyzmu. Kluczowe jest w tym kontekście przekonanie, że kapłani katoliccy działają „w osobie Chrystusa” (in persona Christi). Jak należy definiować kapłaństwo, żeby zachować ważność sprawowanych sakramentów świętych, które decydują o istocie katolicyzmu? Czy zgodność osobowości kapłanów katolickich – nie na poziomie moralnym, ale ontologicznym – z Jezusem Chrystusem jako źródłem kapłaństwa koniecznie zakłada ich orientację heteroseksualną czy też nie? Na czym ma polegać de facto owa zgodność? Jakie elementy osobowości księży stanowią konieczny warunek takiej zgodności? Czy orientacja seksualna jest takim składnikiem? Jeśli nie, tzn. jeśli akceptuje się kapłaństwo mężczyzn homoseksualnych, to jak uzasadnić sprzeciw Kościoła katolickiego wobec kapłaństwa kobiet? Jak rozwiązać ten węzeł gordyjski?
To trudne i kontrowersyjne tematy, nic dziwnego, że teologom ciężko się za nie zabrać. Każda odpowiedź na te pytania może spotkać się z falą krytyki. Sprawa wydaje się podobna do problemu ordynacji kobiet, bo rzeczywiście sugerowanie, że homoseksualni mężczyźni nie mogą ważnie przyjąć święceń, wydaje się nieść ze sobą tezę, że nie są w pełni mężczyznami. Z drugiej strony problematyczne jest też mówienie o ewentualnej nieważności takich święceń. Parę lat temu taką tezę, uargumentowaną pewnymi przesłankami teologicznymi i antropologicznymi, opublikował Tomasz Terlikowski. Takie podejście przysporzyłoby jednak sporo praktycznych problemów, np. kwestia sukcesji – przecież z pewnością wielu biskupów było i jest homoseksualnych. Czy święcenia przez nich udzielane są nieważne, podobnie jak sprawowana Eucharystia? Jak Ksiądz patrzy na tę kwestię?
Heinrich Heine, dziewiętnastowieczny poeta i pisarz niemiecki, zwykł mawiać, że kto w nocy myśli o Europie, ten pozbawia się snu. Myślę, że tę trafną uwagę Heinego można odnieść w sposób analogiczny także do pytania Pana Redaktora. Kto nocą myśli o tych jakże trudnych kwestiach filozoficznych i teologicznych, związanych z homoseksualizmem i kapłaństwem, na pewno pozbawia się snu. W ostatnich latach znalazłem tylko kilka opracowań naukowych w języku angielskim, niemieckim i włoskim, które podejmują problem ważności święceń kapłańskich i ślubów zakonnych osób homoseksualnych. W 2009 r. niemiecki teolog Peter Mettler opublikował książkę, w której postuluje wprowadzenie do Kodeksu Prawa Kanonicznego odrębnego zapisu określającego skłonność homoseksualną jako obiektywną przeszkodę do święceń kapłańskich. Jakie rozwiązania zwyciężą w przyszłości? Nie wiem. W obecnym stuleciu trzeba w pewnym sensie „stworzyć” katolicyzm na nowo, szukając w pocie czoła adekwatnych odpowiedzi na wiele trudnych pytań.
Dlaczego aż do 2005 r. nie było w Kościele oficjalnego, powszechnego zakazu wyświęcania mężczyzn homoseksualnych? Nawet po wydanym przez Piotra Damianiego na początku XI w. bardzo ostrym „raporcie” o homoseksualizmie wśród księży taki zakaz się nie pojawił…
Opracowanie św. Piotra Damianiego pt. „Liber Gomorrhianus” z 1049 r. ma charakter przełomowy, ponieważ jest pierwszym opracowaniem w historii chrześcijaństwa, które podejmuje expressis verbis problem homoseksualizmu osób duchownych. Na przestrzeni pierwszych dziesięciu wieków chrześcijaństwa ukazało się wiele dokumentów – opublikowanych przez papieży, sobory czy synody – które potępiały akty homoseksualne. Tego rodzaju oceny można znaleźć w dekretach Synodu w Elwirze (305–306) czy Synodu w Ancyrze (314), w pismach Tertuliana, św. Bazylego z Cezarei czy św. Augustyna. Jednak dopiero w XI w. św. Piotr Damiani ukazał dramatyczną skalę problemu homoseksualizmu duchownych i wezwał do głębokiej reformy Kościoła.
Czy analizy Damianiego są aktualne także dzisiaj?
W niewielkim stopniu. Traktat-list „Liber Gomorrhianus” koncentruje się przede wszystkich na analizie aktów seksualnych. W niektórych fragmentach może szokować współczesnego czytelnika dosadność i skrajność pewnych sformułowań, dotyczących ludzkiej seksualności. Św. Piotr Damiani jest dzieckiem swojej epoki i prezentuje ówczesne rozumienie życia seksualnego człowieka. Jeśli chodzi o homoseksualizm duchownych, Damiani postrzegał go w kategoriach moralnych, a nie ontologicznych. Co to znaczy? Autor „Liber Gomorrhianus” bardzo ostro potępił akty homoseksualne, podzielone precyzyjnie na cztery różne kategorie, nie dostrzegł on natomiast najważniejszego problemu relacji homoseksualizmu jako rodzaju osobowości do kapłaństwa i sprawowania sakramentów w Kościele katolickim.
Dlaczego?
W tamtym okresie nie funkcjonowały jeszcze pojęcia orientacji homoseksualnej, skłonności homoseksualnej czy tożsamości seksualnej, które mają obecnie kluczowe znaczenie dla rozumienia kapłaństwa sakramentalnego w Kościele katolickim. Warto w tym miejscu dodać, że ta ważna kwestia nie została zauważona w ostatnich latach np. we Włoszech, gdzie niektóre konserwatywne środowiska katolickie ukazują dzieło św. Piotra Damianiego – wydane ponownie w języku włoskim jako odrębna publikacja książkowa w 2001 i 2015 r. – jako rzekomo właściwą diagnozę także obecnych problemów w Kościele katolickim.
Jan XXIII jeszcze przed Soborem Watykańskim II podpisał instrukcję „Religiosorum institutio”, w której jest zawarty zakaz udzielania święceń i przyjmowania do zakonów dla osób homoseksualnych, jednak pewnym zrządzeniem losu nigdy ten dokument nie zaczął obowiązywać. Jak to się stało?
To bardzo dziwna historia. 22 stycznia 1961 r. papież Jan XXIII zaaprobował ten dokument, przygotowany przez ówczesną Kongregację ds. Zakonów. 2 lutego 1961 r. Instrukcja ta została wydrukowana w wersji łacińskiej przez Kongregację ds. Zakonów. Dwa lata później dokument ukazał się w języku angielskim w Stanach Zjednoczonych. Z bliżej nieznanych przyczyn ten przełomowy dokument nie został opublikowany w „Acta Apostolicae Sedis” – oficjalnym organie urzędowym Stolicy Apostolskiej, który jest odpowiednikiem polskiego „Dziennika Ustaw”. Mając papieską aprobatę, ale bez oficjalnej publikacji w „Acta Apostolicae Sedis”, Instrukcja z 1961 r. nigdy nie weszła w życie.
Czego dotyczą najważniejsze rozstrzygnięcia tego dokumentu?
Rewolucyjny fragment tej Instrukcji mówi – po raz pierwszy w dziejach Kościoła katolickiego – o zakazie dopuszczania do ślubów zakonnych i święceń kapłańskich osób ze skłonnościami do homoseksualizmu lub pederastii (evil tendencies to homosexuality or pederasty). Przez 40 lat Instrukcja „Religiosorum institutio” pozostawała całkowicie nieznana. W 2002 r. „odkryto” ją ponownie w USA, gdy wybuchł skandal wykorzystywania seksualnego dzieci przez osoby duchowne, o którym opowiada m.in. film „Spotlight” Toma McCarthy’ego z 2015 r. W innych krajach, także w Polsce, dokument ten pozostaje do dzisiaj zupełnie nieznany.
Kiedy zaczęła się zmieniać ocena homoseksualizmu w niektórych środowiskach katolickich?
Po Soborze Watykańskim II, w dobie rewolucji seksualnej 1968 r. Przede wszystkim katolicka teologia moralna zaczęła wówczas akceptować idee, które wcześniej były traktowane jako sprzeczne z Magisterium Kościoła. Jednym z przejawów tej głębokiej metamorfozy moralnej była zmiana oceny zachowań homoseksualnych. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku wielu myślicieli katolickich zaczęło bronić tezy o równorzędności dwóch orientacji seksualnych: heteroseksualnej i homoseksualnej. Głównymi liderami tej rewolucji byli teolodzy katoliccy języka angielskiego.
Czy mógłby Ksiądz wskazać jakieś przykłady?
Szczególną rolę w zmianie tradycyjnego podejścia do homoseksualizmu odegrało dwóch amerykańskich duchownych katolickich: Charles Curran (1934–) i Richard McBrien (1936–2015). Curran opublikował kilkadziesiąt książek teologicznych, które były adresowane głównie do środowisk akademickich. Natomiast McBrien jest autorem kilkudziesięciu publikacji książkowych, pisanych z myślą o szerokich kręgach czytelników. McBrien kształtował amerykańską opinię publiczną szczególne poprzez własne audycje radiowe i telewizyjne. Curran, McBrien i wielu innych autorów sprawili, że homoseksualizm przestał być traktowany w wielu środowiskach katolickich jako zachowanie sprzeczne z prawem naturalnym i Objawieniem.
A znany jezuita John McNeill?
To świetna egzemplifikacja tej rewolucji! Ten amerykański teolog i psychoterapeuta opublikował w 1976 r. głośną książkę pt. „Kościół a homoseksualizm”. W tym opracowaniu zostało zakwestionowane tradycyjne rozumienie homoseksualizmu w Kościele katolickim. Po publikacji książki amerykański jezuita dokonał „coming outu” i był pierwszym duchownym katolickim, który mówił otwarcie w telewizji o swojej orientacji homoseksualnej.
Był Ksiądz przez wiele lat wychowawcą seminaryjnym. Jak w praktyce w ostatnich dziesięcioleciach wyglądało podejście do homoseksualizmu w seminariach?
W latach 1998-2011 byłem wykładowcą filozofii oraz wychowawcą w Wyższym Seminarium Duchownym w Płocku. W latach 1999–2004 byłem tam także prorektorem ds. wychowawczych. Na razie nie chciałbym mówić o szczegółach. Warto jednak podkreślić przełom, jaki nastąpił w moim życiu tuż przed rozpoczęciem pracy w seminarium. Od 27 czerwca do 18 lipca 1998 r. uczestniczyłem w Rzymie w Kursie Formacyjnym, zorganizowanym przez Stolicę Apostolską dla wykładowców seminariów duchownych.
Czego on dotyczył?
W ramach tego szkolenia mogłem słuchać m.in. wykładu kard. Josepha Ratzingera, ówczesnego prefekta Kongregacji Nauki Wiary. Jednym z prelegentów był także kard. Pio Laghi – prefekt Kongregacji Wychowania Katolickiego, której wówczas podlegały seminaria duchowne na całym świecie. Ważne słowa skierował do uczestników kursu kard. Darío Castrillón Hoyos, pochodzący z Kolumbii prefekt Kongregacji ds. Duchowieństwa, który mówił m.in. o wielkim problemie pedofilii w Kościele katolickim. Kard. Hoyos potwierdził moją wcześniejszą wiedzę na ten temat, jaką zdobyłem w 1993 r., gdy pracowałem duszpastersko w jednej z angielskich parafii w północnej części Londynu przy Euston Station.
Na czym polegało szczególne znaczenie tego szkolenia?
Wyniosłem z niego swego rodzaju „polecenie służbowe” przedstawicieli Stolicy Apostolskiej, aby poważnie potraktować problem pedofilii i kwestię tożsamości seksualnej kandydatów do kapłaństwa. Od jesieni 1998 r., już jako wykładowca i wychowawca seminaryjny, poruszałem problem molestowania seksualnego osób nieletnich przez księży oraz dążyłem do tego, aby kwestię tożsamości seksualnej alumnów uczynić ważnym elementem przygotowania do kapłaństwa. Niestety, w pewnym sensie zderzyłem się z wielką górą lodową. Na przełomie XX i XXI w. tego rodzaju zagadnienia były tematem tabu w Kościele katolickim w Polsce. Dokument Konferencji Episkopatu Polski zawierający wytyczne, jak reagować w przypadku wykorzystywania seksualnego osób nieletnich przez duchownych – po akceptacji Stolicy Apostolskiej – wszedł w życie dopiero w 2015 r.
Czytaj także:
O homoseksualizmie wśród księży – spokojnie i rzeczowo
Czytaj także:
Czy homoseksualista może zostać świętym?