Dziś wiem, że ten objaw męstwa nie mógł mieć ziemskiego pochodzenia. On musiał być stamtąd. Z góry. Z niebiańskich przestworzy. Bo przecież po ludzku patrząc, to wszystko było nie tak. Męskie łzy, męskie wzruszenie? Postawa? A jednak…Marka znam od kilku już lat. Cenię, podziwiam, na swój sposób naśladuję. Inspiruje mnie jego postawa. Mądrość i męstwo. Nie przebierający w środkach, a przy tym niesamowicie wrażliwy. Potrafiący mówić prosto, a jednocześnie wytrawny student najtrudniejszych ksiąg filozoficznych. Wybuchowa mieszanka.
Ilekroć siadam do tekstu, w pierwszej kolejności przetasowuję w głowie wspomnienia i przeżycia związane z Markiem. I zwykle się nie zawodzę. Zwykle znajduję w nich coś jeszcze. Coś, o czym jeszcze tu nie napisałem. Ostatnio rozbroił mnie znowu. Sam nie wiem, czy nie w najmocniejszy sposób ze wszystkich dotychczasowych doświadczeń.
Zapowiedź
Do kościoła weszło kilkudziesięciu chłopa. Byli z nimi księża. Wszyscy ubrani odświętnie. Część w rycerskich szatach zakonników Rycerzy Jana Pawła II. Dziś mają Radę Kapłańską. Księża ze wszystkich rycerskich chorągwi w kraju zasiądą i będą wybierać lekturę patronalną na cały rok bratni. To dla nich wszystkich bardzo ważny czas. Ważne decyzje. Ważne spotkanie. I jego owoce. Potrzebne jest więc skupienie. Potrzebne jest uważne ucho. Potrzebna jest modlitwa.
“Zacni bracia – rozpoczął uroczyście Generał Zakonu – poza wyborem lektury patronalnej na nowy rok bratni, chciałbym dziś ogłosić również wynik naszych rozmów na temat patronki naszej prowincji polskiej. Będzie nią Matka Boża Częstochowska. Poproszę teraz mojego zastępcę, brata Marka, o kilka słów na temat tego wyboru”.
Jak zgaduję, to było coś zupełnie standardowego. Męska, krótka przemowa. Esencjonalna i zasadnicza. Jak zawsze. Zastępca generała miał wstać i potwierdzić oznajmiony przed chwilą wynik głosowania. Wyjaśnić, na czym polega kwestia wyboru Patronki dla całej prowincji polskiej. I tyle. Stało się jednak inaczej.
Wiersz
“Kochani Bracia, dziś nie będę mówił za dużo. Przeczytam wam po prostu wiersz – głos Marka jak zawsze był donośny i zasadniczy. – Wiersz autorstwa Jana Lechonia. Posłuchajcie, jak o naszej Matce Bożej Częstochowskiej pisze nasz wieszcz. Po prostu posłuchajcie…”.
Stanąwszy mocno na obu nogach, wsparłszy się na kościelnym pulpicie, z którego zwykle czytane jest podczas mszy świętej Słowo Boże, Marek pogrążył się lekturze.
„Matka Boska Częstochowska, ubrana perłami,
Cała w złocie i brylantach, modli się za nami.
Aniołowie podtrzymują Jej ciężką koronę
I Jej szaty, co jak noc są gwiazdami znaczone.
Ona klęczy i swe lice, gdzie są rany krwawe,
Obracając, gdzie my wszyscy, patrzy na Warszawę.
O Ty, której obraz widać w każdej polskiej chacie
I w kościele i w sklepiku i w pysznej komnacie”.
„Matko Boska Częstochowska, zmiłuj się nad nami!”.
…Póki co nic nie zwiastowało jakichkolwiek wydarzeń. Ton, barwa głosu, pewność mimiki. Wszystko było, jak zawsze. Marek czytał wiersz, a wszyscy w kościele słuchali. Nie od dziś było wiadomo, że umie tak czytać, że po prostu się tego słucha. Czytał więc dalej.
„W ręku tego, co umiera, nad kołyską dzieci,
I przed którą dniem i nocą wciąż się światło świeci.
Która perły masz od królów, złoto od rycerzy,
W którą wierzy nawet taki, który w nic nie wierzy,
Która widzisz z nas każdego cudnymi oczami,
Matko Boska Częstochowska, zmiłuj się nad nami!
Daj żołnierzom, którzy idą, śpiewając w szeregu,
Chłód i deszcze na pustyni, a ogień na śniegu,
Niechaj będą niewidzialni płynący w przestworzu
I do kraju niech dopłyną, którzy są na morzu.
Każdy ranny niechaj znajdzie opatrunek czysty
I od wszystkich zagubionych niechaj przyjdą listy.
I weź wszystkich, którzy cierpiąc patrzą w Twoją stronę,
Matko Boska Częstochowska, pod Twoją obronę.
Niechaj druty się rozluźnią, niechaj mury pękną,
Ponad Polską, błogosławiąc, podnieś rękę piękną,
I od Twego łez pełnego, Królowo, spojrzenia
Niech ostatnia kaźń się wstrzyma, otworzą więzienia.
Niech się znajdą ci, co z dala rozdzieleni giną,
Matko Boska Częstochowska, za Twoją przyczyną.
Nieraz potop nas zalewał, krew się rzeką lała,
A wciąż klasztor w Częstochowie stoi jako skała.
I Tyś była też mieczami pogańskimi ranną
A wciąż świecisz ponad nami, Przenajświętsza Panno”.
Płacz
Wtedy się zaczęło. Głos Marka nie wytrzymał. Usta wykrzywiły się w nienaturalnym grymasie. Po chwili z oczu wypłynęły obficie stróżki łez. Markowi nawet nie przyszło do głowy, aby je wycierać. Płynęły więc bardzo wyraźnie po całej długości policzków. Czytał dalej…
„I wstajemy wciąż z popiołów, z pożarów, co płoną,
I Ty wszystkich nas powrócisz na Ojczyzny łono
Jeszcze zagra, zagra hejnał na Mariackiej wieży
Będą słyszeć Lwów i Wilno krok naszych żołnierzy”.
Duma i Niebo
To było coś, czego jeszcze nie wiedziałem. Wreszcie ktoś mi naocznie pokazał, na czym polega prawdziwa modlitwa sercem. Ten facet stojący tam przy pulpicie naprawdę mówił te słowa bezpośrednio do samej Matki Bożej. Nie przeszkadzały mu więc łzy. Wilgoć napływająca do oczu. Czy wreszcie, że wszystko to obserwowało w tej chwili kilkadziesiąt par męskich oczu. Nie wiem, co myśleli ci wszyscy ludzie słuchający wiersza i patrzący na Marka. Wiem, co myślałem ja.
Niewysłowiona dumę. Że znam tego faceta. I że jestem w tej chwili właśnie tutaj. Razem z nim w tym kościele. Słysząc po raz pierwszy wiersz Lechonia już wiedziałem, jak pięknie można się nim modlić. Mając kompletnie gdzieś ocenę innych, wygląd, zewnętrzne oblicze. W pewnej chwili – dalej wśród łez – Marek zaczął się delikatnie uśmiechać. Mimo stania w dalszej ławce, widziałem ten uśmiech bardzo wyraźnie. Ze łzami spływającymi po policzkach, ale i z uśmiechem na ustach czytał dalej…
„Podniesiemy to, co legło w wojennej kurzawie,
Zbudujemy Zamek większy, piękniejszy w Warszawie.
I jak w złotych dniach dzieciństwa będziemy słuchali
Tego dzwonka sygnaturki, co Cię wiecznie chwali”.
Skończył. Generał podziękował. Marek schował kartkę z wierszem i zszedł zza pulpitu. Wszyscy milczeli. Ja również. Nie wiem, czy komukolwiek z słuchających tej modlitwy było kiedykolwiek dane słuchać wiersza z taką uwagą. Z taką koncentracją. Ale i zarazem z taką wrażliwością. Słuchać sercem. Tu nie było nic ziemskiego. To było męstwo prościuteńko z samego Nieba.
Czytaj także:
Jego pogrzeb pokazał mi, na czym polega prawdziwy pokój
Czytaj także:
Tadeusz Gebethner – cichy bohater polskiej niepodległości
Czytaj także:
Ta prośba dzieci wprawiła katechetę w prawdziwe zdumienie! I stał się cud!