Żeby wędrować, nie potrzebujemy specjalnej techniki, doświadczenia ani sprzętu. Wystarczy ciało, droga i trochę czasu. Każdy potrafi chodzić – stawiać stopę za stopą i obserwować mijany krajobraz. To najbardziej naturalny rodzaj ludzkiej aktywności. Ale chodzenie jest także filozofią – przekonuje Frédéric Gros w książce „Filozofia chodzenia”.
Zegar Królewca
Frédéric Gros pisze np. o sławnych wędrówkach Immanuela Kanta po Królewcu – codziennych, zawsze o tej samej porze, niezależnie od pogody, zawsze tą samą trasą (ponoć Kant zszedł ze stałej drogi tylko dwa razy – żeby kupić książkę Jana Jakuba Rousseau i zasięgnąć języka po wybuchu Rewolucji Francuskiej).
Kant był z powodu swoich spacerów nazywany „zegarem Królewca” i uważał, że właśnie przechadzkom zawdzięcza dobre zdrowie i żelazny reżim, dzięki któremu był niezwykle płodnym autorem.
Nadmierna cierpliwość pośladków
„Jak najmniej siedzieć; nie wierzyć żadnej myśli, która urodziła się nie na wolnem powietrzu i przy swobodnym ruchu – jeśli i mięśnie przy tem święcie nie uczestniczą. (…) – Cierpliwość pośladków – rzekłem to już raz – to właściwy grzech przeciwko Duchowi Świętemu” – pisał Fryderyk Nietzsche.
Przez wiele lat spędzał większość dni na chodzeniu – nawet po osiem godzin dziennie. Najpierw wędrował brzegami pobliskiego Jeziora Genewskiego, żeby się uwolnić od męczących migren, bólu oczu i nudności, a potem jeździł po całej Europie w poszukiwaniu pięknych tras spacerowych. Twierdził, że jego dzieła powstawały właśnie podczas górskich wypraw, a potem tylko były spisywane ołówkiem w małych notesach, podczas postojów.
Grecy usiedli
Autor „Filozofii chodzenia” zdecydowanie większą atencją darzy wędrówki w stylu Nietzschego niż te w stylu Kanta, ale ze swadą opisuje różne rodzaje chodzenia, np. spacer po parku, ucieczkę, pielgrzymkę, marsz protestacyjny, włóczęgę.
Ciekawe, że pisząc o greckich filozofach zaledwie wspomina o Sokratesie i jego szkole perypatetyków (ponoć już Platon i jego uczniowie woleli filozofować na siedząco – sic!), za to z uwagą przygląda się cynikom, którzy za najbardziej oczywisty styl życia uważali wałęsanie się po okolicy oraz spanie, jedzenie, a nawet uprawianie seksu pod gołym niebem.
Zrobić czy być?
Zdaniem Grosa największą zaletą pieszych wędrówek, zwłaszcza tych wielodniowych, jest możliwość oderwania się od zgiełku świata i natłoku myśli, a także zminimalizowanie potrzeb do tego, co niezbędne. „Zawsze musimy coś robić, ale być? To zostawiamy sobie na później: zawsze jest coś lepszego, pilniejszego, ważniejszego do zrobienia. Odkładamy to na jutro. Ale jutro przynosi zadania na pojutrze.
Kanał bez końca. I nazywają to życiem. Tak bardzo to na nas ciąży, że nawet chwile odpoczynku są naznaczone tym przymusem: sport na granicy wytrzymałości, pogoń za ekscytacją, kosztowne imprezy, nieprzespane noce, drogie wakacje. W końcu jedyną ucieczką od tego szaleństwa jest depresja lub śmierć” – pisze autor „Filozofii chodzenia”.
„Kiedy idziemy, nie robimy nic innego. Właśnie dlatego wędrówka pozwala nam odnaleźć czyste doznanie bycia, odkryć na nowo prostą radość istnienia, którą cieszyliśmy się w dzieciństwie” – reklamuje chodzenie.
6+1 czy 1+6?
Zapalonym piechurem był także XIX-wieczny amerykański myśliciel David Henry Thoreau, którego można chyba nazwać ojcem współczesnego anarchizmu, i któremu Gros poświęca chyba najciekawszy rozdział swojej książki. Thoreau w 1845 r. zbudował nad jeziorem Walden Pond w stanie Massachusetts drewnianą chatę, w której mieszkał przez następne dwa lata, pozostając całkowicie samowystarczalny. W tym czasie głównie czytał, rozmyślał, pisał i – oczywiście – wędrował po okolicznych lasach, a tylko jeden dzień w tygodniu poświęcał na pracę, np. uprawę fasoli czy domowe naprawy.
Po przeprowadzeniu skrupulatnych rachunków uznał, że wszyscy mogliby odwrócić tradycyjne proporcje zajęć w tygodniu i pracować przez jeden dzień, a przez pozostałe sześć dni zajmować się po prostu „życiem”. Przez większość życia harujemy na to, co zbędne, błahe i luksusowe – uważał.
Jezus też chodził
Pasjonująca, erudycyjna i przystępnie napisana książka Frédérica Grosa ma kilka braków. Nie tylko chodzi o to, że lista cytowanych przez niego dzieł niemal pokrywa się ze spisem treści znanego opracowania Benjamina Wikera „10 książek, które zepsuły świat”. Autor ledwo napomyka (w jednym, krótkim rozdziale) o chrześcijańskich pielgrzymkach i całkowicie pomija np. św. Franciszka z Asyżu, a nawet pewnego wędrownego Nauczyciela z Nazaretu.
Szkoda, bo wiele odkryć Davida Thoreau czy Mahatmy Gandhiego brzmi jak wyważanie otwartych drzwi dla każdego, kto słyszał słowa Jezusa o wyruszaniu w drogę bez płaszcza i sandałów. A wędrówki św. Franciszka i jego duchowych synów po XIII-wiecznej Europie – śmiem twierdzić – zmieniły nasz kontynent i to, co nazywamy masową wyobraźnią, bardziej niż wszystkie idee opisywane przez Grosa razem wzięte.
Natomiast jedno jest pewne – jeśli przeczytacie „Filozofię chodzenia”, to nogi będą wam się same rwały do wyjścia z domu.
Read more:
Św. Szarbel, czyli najlepszy chirurg na ziemi. Świadectwo z pielgrzymki do Libanu
Read more:
Jak wrócić z pielgrzymki lub rekolekcji, by coś z nich zostało? 4 kroki w codzienność
Read more:
Zaczynają Camino jako wędrowcy, a kończą jako pielgrzymi, którzy spotkali Boga