Tulę tego chłopca, którego płaczu nikt nie widział, którego płacz ktoś unieważnił zasłaniając go. Daję mu komunikat – to, co czujesz jest ważne. Widzę to, uznaję, utulam, współczuję. To prawda – ten chłopiec to tylko farba na płótnie, jednak ja mam przeczucie, że obejmuję w nim kogoś więcej.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Przechadzam się po komisie. Meble, lampy, kredensy. Mnóstwo bibelotów, zabawek, rodzinnych pamiątek. Dostrzegam obraz. Leży na stole. To portret, ale nie do końca wiem kogo, bo centralnie na twarzy leży paletka do badmintona, a owal jej tarczy zasłania głowę postaci malowanej farbą olejną. Podnoszę paletkę, odsłaniam to, co zasłonięte. Teraz widzę – te wąskie ramionka, które widziałam na obrazie należą do chłopca. Na oko – lat 9. Płacze.
Wstyd pod paletką
Twarz ma taką, jakby go kto na płakaniu przyłapał i kazał się uśmiechnąć do zdjęcia. Nie uśmiecha się, ale jest zawstydzony. Spuścił głowę, ale oczy jego jakby przywołane na komendę „patrz tutaj, nie uciekaj wzrokiem”.
I zastanawiam się, czy ktoś zasłonił jego buzię paletką, bo widział, że chłopczyk nie chce być widziany, kiedy płacze, czy zasłonił go, bo obraz to nieprawdziwy – chłopaki przecież nie płaczą. A może zasłonił go, bo sam nie chciał patrzeć na cierpienie dziecka? A może paletka sama zsunęła się z krawędzi obrazu na jego centrum, a mnie wodzi fantazja popędzana empatią?
Zerkam na boki, czy kto się na mnie nie gapi. Biorę obraz i przytulam. Tulę go tak, ażeby się zdawało, że po prostu biorę go sobie i zaraz do kasy zaniosę. Ale nie niosę. Stoję. Mam ochotę ucałować chłopięce policzko, ale powstrzymuję się. Bardziej przez wzgląd na gapiów niż na własne zahamowania.
Duże dzieci nie płaczą
Zastanawia mnie, co widzę na płótnie. Tak – chłopca, to już ustaliłam. Albo nie. Dziewczynkę. Chyba jednak dziewczynkę. Chyba mnie, do licha, mnie. Małą Marzenkę, która się wstydzi. Małą dziewczynkę, która się zasłania. Taką dziewczynkę jak każda dziewczynka. Jak każdy chłopiec. Każde dziecko.
Jesteśmy dziećmi. Płaczemy, bo czujemy 100 razy bardziej niż dorośli. Płaczemy, bo mamy półtora roku, a mama właśnie gdzieś wyszła, chyba do kuchni, nieważne, umrzemy. Płaczemy, bo mama pokiwała nam i nas zostawiła. Chyba oddała nas innej pani i już nigdy nie wróci. Nie wiemy, że jesteśmy w żłobku i co znaczy „będę o 16.00”.
Płaczemy, bo braciszek zepsuł nam helikopter. Bo wcisnął oko lalce. Płaczemy, bo Tomek z klasy „b” złamał na pół nasz wielokolorowy ołówek. Bo nikt nam nie chciał podać piłki na wuefie, jak graliśmy w nogę. Bo Adaś z drugiej klasy wyrzucił nasz list miłosny do kosza. Bo Marysia powiedziała, że kocha jednak Piotrusia. Bo dostaliśmy tróję. Bo Agnieszka powiedziała, że w tym roku chce siedzieć w ławce z Madzią.
Płaczemy i słyszymy: nie jęcz, nic się nie stało, chłopcy nie płaczą, nie mazgaj się, to nie jest powód, mięczak, poboli i przestanie, coś taka wrażliwa, beksalala, nie przesadzaj, płaczek, jesteś już dużą dziewczynką, weź się w garść, nie ma o co beczeć.
Wstydzimy się płakać, więc się chowamy. Twarzą w poduszce. Albo w swoich dłoniach. A potem dławimy płacz – trzymamy napięcie w gardle i staramy się skontrolować drżącą szczękę. W końcu oduczamy się płakać. Nie wyrażamy. Zakładamy tłumik na łkanie.
Obraz do przytulenia
Tulę tego chłopca, którego płaczu nikt nie widział, którego płacz ktoś unieważnił, zasłaniając go. Daję mu komunikat – to, co czujesz jest ważne. Widzę to, uznaję, utulam, współczuję. To prawda – ten chłopiec to tylko farba na płótnie, jednak ja mam przeczucie, że obejmuję w nim kogoś więcej.
Przytulam Marzenkę, która wyrosła na Marzenę. I mam do tej dziewczynki małą prośbę – jeśli będę kiedyś chciała powiedzieć swojemu dziecku „nie płacz”, kopnij mnie w goleń. Nie chcę pewnego dnia odkryć, że moje dziecko także ma paletkę na twarzy.
Czytaj także:
Co robisz, kiedy chce ci się płakać? Jest tylko jedno wyjście
Czytaj także:
Magdalena Witkiewicz: Nauczyłam się lubić siebie [wywiad]
Czytaj także:
Chcę być taką mamą, jaką jestem