Żyła krótko, ale bardzo intensywnie. Zacznijmy od tego, że podzieliła los większości ówczesnych księżniczek i została wydana za mąż już jako dziecko. Mając zaledwie cztery lata, w eskorcie rycerzy, dworek i piastunek oraz w towarzystwie znacznego posagu wyruszyła z rodzinnych Węgier na dwór księcia Turyngii.
Św. Elżbieta Węgierska
Jej narzeczonym był Ludwik, starszy od Elżbiety o siedem lat. Zaręczyny odbyły się zaraz po przybyciu panny na zamek, ale na właściwy ślub, rzecz jasna, należało jeszcze zaczekać do momentu osiągnięcia przez dziewczynkę dojrzałości fizycznej. To sprawiło, że narzeczeni wspólnie dorastali, korzystając hojnie z dóbr i rozrywek książęcego dworu oraz jego biblioteki i… kaplicy. Oboje byli z natury religijni i wszystko wskazuje na to, że szczerze się pokochali.
Matka Ludwika nie podzielała jednak jego zachwytu przywiezioną z Węgier panną. Traktowała ją oschle i na dystans. Kiedy nadarzyła się tylko okazja do zawarcia innego, bardziej korzystnego związku, zaczęła namawiać syna na zerwanie zaręczyn, jednak Ludwik zdecydowanie odmówił. Kiedy Elżbieta skończyła trzynaście lat, czyli w 1221 r., pobrali się.
Szczęśliwe małżeństwo
Książęca para słynęła głównie z dobrych cech. Po pierwsze, z wzajemnej miłości i wierności. Rycerze namawiali kiedyś Ludwika podczas wypraw wojennych, żeby „zabawił” się z brankami wojennymi. Książę odpowiedział, że następnego możnego, który mu znowu zaproponuje, żeby zdradził Elżbietę, nabije na własny miecz. Namowy ustały.
Po drugie, z hojności wobec ubogich. Elżbieta rozdawała hojnie jałmużnę, chodziła wraz ze swoimi dworkami do domów biedaków, żeby zobaczyć, czego potrzebują i im tego udzielić. Razem z mężem budowali szpitale, fundowali klasztory, w tym franciszkańskie. Kiedy się pobierali z Ludwikiem, ograniczyli wydatki na wesele, by móc rozdać hojniejszą jałmużnę (co dworzanie mieli im zresztą za złe). Ludzie z otoczenia księcia donosili mu, że jego żona przesadza z rozdawnictwem. Ludwik miał to skwitować stwierdzeniem: „Dopóki nie sprzeda mi zamku, będę z tego zadowolony”.
Po trzecie wreszcie, oboje byli bardzo uczciwi i religijni. To zresztą prawdopodobnie doprowadziło do zakończenia ich szczęśliwego wspólnego życia po zaledwie sześciu latach małżeństwa.
Krucjata i asceza
Kiedy w 1227 r. Elżbieta znalazła przez przypadek w rzeczach męża czerwony krzyż z materiału, jaki naszywali na swoje ubranie krzyżowcy, wpadła najpierw w rozpacz. Była właśnie w trzeciej ciąży mąż był dla niej najważniejszym wsparciem, może też przeczuwała, że nie wróci. Po pierwszej reakcji, jaką był płacz i zamknięcie się w swoich komnatach, księżna z rezygnacją przyjęła decyzję Ludwika.
Książę nigdy nie dotarł do Ziemi Świętej. W Otranto w Włoszech krzyżowców dopadła febra i był on jednym z tych, którzy na nią zmarli. W Turyngii rozpętało się polityczne piekiełko – szwagier Elżbiety doprowadził do jej usunięcia z zamku. Musiała się przenosić z miejsca na miejsce, były przy niej tylko dwie wierne służące-przyjaciółki, które towarzyszyły jej od podróży z Węgier.
Zarabiała na życie własnymi rękami, a dzieci wzięli pod opiekę przyjaciele Ludwika. Oni też po niecałym roku wymusili na szwagrze Elżbiety ustępstwa, dzięki którym mogła zamieszkać na zamku w Marburgu, który razem z Ludwikiem wybudowali.
Konrad z Marburga
Wtedy już jej spowiednikiem był norbertanin, późniejszy inkwizytor, Konrad z Marburga. Z jednej strony, próbował on nakazać Elżbiecie ograniczenie jej pracy charytatywnej. Kiedyś przyłapał ją, jak wynosiła w zapasce, mimo jego zakazu, chleb ubogim. Kazał jej odsłonić, co niesie w podołku, ale kiedy Elżbieta odsunęła tkaninę, wysypały się stamtąd zamiast bochenków róże.
Z drugiej strony, Konrad narzucił jej bardzo wyniszczające, także psychicznie, praktyki pokutne, które były zdecydowanie przesadne. Ostatecznie doprowadziły one do jej przedwczesnej śmierci w wieku 24 lat.
Kult narodził się od razu, a ponieważ była jedną z pierwszych tercjarek franciszkańskich, bracia mniejsi błyskawicznie rozszerzyli (we współpracy także z dominikanami) historię jej świętości po całej centralnej Europie. Kanonizowano ją zaledwie cztery lata po śmierci i do dziś jej kult jest bardzo żywy, zwłaszcza na Śląsku i w Niemczech.