Relacje kobiet z pieniędzmi są bardzo pogmatwane. Stoją w gardle jak niewypowiedziane słowo. Z lęku. Ze względu na obyczajowość. Mamy wiele usprawiedliwień na to, dlaczego nasze konto stoi puste lub – co gorsza – wcale go nie posiadamy. Czasem czujemy, że samodzielność finansowa jest wysiłkiem zbyt wielkim, nieproporcjonalnym i niesprawiedliwym. Że nasza płeć powinna mieć łatwiej.
Chcę być samodzielna finansowo
Uważam, że kobieta powinna dążyć do samodzielności finansowej. Że sposobem na życie nie jest posiadanie bogatego męża lub po prostu bycie na jego utrzymaniu. Albo rodziców, od których pożycza się, z wściekłością, z poczuciem wstydu.
Każda z nas ma swoje tempo i dochodzi do sprawności finansowej na własnych warunkach. Ja też. Nie jestem spokojnie utrzymującą się kobietą. Ale chcę. Bardzo.
Zwróćcie uwagę na słowa. To nie przypadek. Potrzebna jest nam samodzielność, a nie – wiele razy, niejednokrotnie krzykiem, przywoływana – niezależność. Oba wyrazy wzbudzają skrajnie inne emocje. Niezależność to środkowy palec wykierowany w resztę świata. Samodzielność, to stanie na ziemi obydwiema nogami. Śmiałe. Stabilne. A gdyby nawet coś się nie poskładało, samodzielnie mogę też poprosić o pomoc.
Mężczyźni obciążeni finansowym losem rodziny
Myślę o tym, jak wielką krzywdę zrobiła nam patriarchalna kultura. Nie, nie tylko kobietom. Mężczyznom także. Jak? Wtłaczając na ich barki ciężar utrzymywania rodziny. Wmawiając im, że mają na to siłę. I że na nas, aż tak bardzo, cała ta odpowiedzialność nie spoczywa.
Dziś wiem, że to irracjonalne wymagać od facetów bycia zarobkowym filarem domu, tak w pojedynkę, i jednocześnie – wzorowym ojcem. Nie ma nic bardziej stresującego niż świadomość, że to na mnie spoczywa całkowita odpowiedzialność za losy najbliższych mi ludzi. Jedzenie, rachunki, ubrania, szkoła, wyjście do kina. W takim układzie praca, utrzymanie domowego standardu i ochrona stabilności, wychodzi na plan pierwszy.
Kobiety odpowiedzialne za dom
W patriarchalnym modelu kulturowym to kobiety przejmują rolę „koncertmistrza” domu. Są tak samo niewspółmiernie obciążone. Zadaniami. Staraniem o emocjonalny balans między członkami rodziny. Wychowaniem i opieką nad dziećmi.
To nie pojedyncze głosy. Mama bez wsparcia innego dorosłego (niania, babcia, żłobek), nie jest w stanie normalnie funkcjonować. Dlaczego? Ponieważ jest przeciążona odpowiedzialnością, którą powinno się dzielić na dwoje.
Samotni na frontach życia
Myślę nad tym bardzo intensywnie i dochodzę do wniosku, że w tym całym pogmatwaniu chodzi o zbudowanie własnej, rodzinnej harmonii. I o coraz większą wolność. Czasem od najbardziej oczywistych układów.
My, kobiety i mężczyźni, wciąż jesteśmy stuprocentowo samotni na własnych „frontach”. On – zagrzewa myśli ku zdobywaniu pieniędzy. Ona – czuje się w powinności wobec domu, tłuczenia kotletów i dbałości o ciepłą atmosferę.
Co by się stało, gdyby na zupełnie własnych warunkach zacząć budować między sobą pomost? Czy bastion wzniesiony od lat, w którym kobiety siedzą po prawej, a mężczyźni po lewej stronie, mógłby choć na chwilę stopnieć? Czy naprawdę obdzielenie się życiem po równo nie sprawiłoby, że stalibyśmy autentycznie bliżej siebie, a nie „ról”, w jakie zostaliśmy wetknięci?
Czytaj także:
Jak przeżyć zakupy w markecie z dzieckiem – kilka wskazówek
Czytaj także:
Życie księdza z rodziną u boku – prostsze czy trudniejsze? [wywiad]
Czytaj także:
Jak przez codzienne problemy nie doprowadzić do rozwodu?