Być może strzelam sobie w kolano. W końcu pracuję jako coach i psycholog, ale przyznam ci się do czegoś: jestem zmęczona ciągłym samorozwojem.
Doskonałość?
Nieustannie od kilku lat czuję się bombardowana przez różne propozycje działań podnoszących/ rozszerzających moje kompetencje. I choć uważam, że każdy z nas jest wręcz zobowiązany do dążenia do doskonałości i wzrastania, to mam wrażenie, że popadamy w przesadę.
W czasach bycia singielką czułam ciągłą presję m.in.
- podnoszenia kwalifikacji zawodowych (żeby nie wypaść z rynku),
- pracy nad skuteczną komunikacją (przecież to podstawa w relacjach),
- rozwijania nietuzinkowego hobby (musisz się czymś wyróżniać),
- czy zdobywania nowych umiejętności (które niekoniecznie mi się przydadzą, ale wypada je mieć).
Oferta zajęć była tak szeroka, że bez problemu można byłoby nimi wypełnić każdy wieczór w tygodniu i całe weekendy. Tylko po co?
Praktycznie nic się nie zmieniło, gdy zostałam żoną i mamą. Ostatnio czytałam książkę o wspieraniu rozwoju dzieci, w której była propozycja uczenia czytania już trzymiesięcznego dziecka (sic!). Rzekomo jeżeli dziecko od początku życia widzi tekst, a nie obrazki, to później będzie chętniej czytać książki. Oglądając same rysunki podobno przyzwyczaja ono swój mózg do odbioru tylko tego typu bodźców i lektura książek bez obrazków będzie dla niego nieatrakcyjna. Mimo że uznałam te zalecenia za bzdurę, bo przecież czym innym jest czytanie dziecku, a czym innym uczenie go czytać, to przez głowę przemknęła mi myśl czy aby na pewno zapewniam mojemu dziecku odpowiednie warunki rozwojowe?
Innym razem zamarzyłam spotkać się z innymi mamami. Pójść do towarzystwa, w którym spotkam się z kobietami takimi, jak ja. Liczyłam, że przy kawie pośmiejemy się, poznamy się, a z czasem będziemy mogły podzielić się trudnościami i radościami. Znalazłam nawet takie spotkania w pobliskim kościele. Okazało się, że każde z nich ma określony temat przewodni, a wśród nich np. wypiekanie chleba od podstaw czy czysty dom bez chemii – zapewnij zdrowie swojej rodzinie.
Zmęczone
Choć te tematy są oczywiście ciekawe, to poczułam, że zamiast luźnego spotkania bez presji mogę się wybrać na wykład lub warsztat, z którego pewnie wyjdę z lekkim niepokojem w sercu, że może powinnam sama piec chleb lub zrobić proszek do prania dla dobra rodziny.
Mam poczucie, że popadamy w przesadę. Jesteśmy bardzo zmęczone. Samo ogarnięcie dzieci, domu, gotowania, prania, zakupów, szkoły i czasem jeszcze pracy zawodowej jest wyczerpujące.
Tak samo dziewczyny, które żyją same, oprócz pracy zawodowej, często angażują się w różne projekty, działają we wspólnotach lub duszpasterstwach, zapisują się na rozmaite kursy lub studia podyplomowe, prowadzą życie towarzyskie i muszą radzić sobie z codziennymi obowiązkami.
Nasze kobiece harmonogramy są tak napięte, że wręcz pękają w szwach. A my same – niezależnie od stanu cywilnego – wykończone.
Nie dajemy sobie czasu na:
- porządne wyspanie się, odpoczynek,
- zadbanie o siebie i swoje potrzeby,
- zrobienie czegoś dla przyjemności;
- posiedzenie na ławce i poobserwowanie chmur;
- zatrzymanie się i posłuchanie, za czym tęskni nasze serce.
A gdyby tak żyć inaczej?
Pędzimy za ułudą samodoskonalenia się, zamiast skoncentrować się na jednej rzeczy i w niej być dobrą. Ulegamy presji i angażujemy się w wiele działań, aby być na czasie. Naszymi osiągnięciami dzielimy się w mediach społecznościowych, zapominając dodać, jaką cenę za nie zapłaciłyśmy.
A gdyby tak żyć inaczej? Odrzućmy presję i dajmy sobie luz. Doceniajmy małe kroki, które robimy każdego dnia. Akceptujmy nasze ograniczenia. Róbmy tyle, ile możemy każdego dnia, nie więcej. I zacznijmy się cieszyć naszą codziennością. W życiu nie ma okresów przejściowych, liczy się chwila obecna.
Read more:
W życiu nie ma okresów przejściowych – najważniejsza jest chwila obecna!
Read more:
Czy slow life z małym dzieckiem jest możliwy?
Read more:
Sprawdź, gdzie są krokodyle, czyli jak pozbyć się niepokoju