Anna Stryniewska rozmawia z o. Andrzejem Sąsiadkiem, proboszczem parafii i koordynatorem budowy Kaplicy Wieczystej Adoracji Najświętszego Sakramentu „Gwiazdy Niepokalanej” w Niepokalanowie.
Anna Stryniewska: Do Niepokalanowa przybywają rzesze pielgrzymów. Co jest takie niesamowite w tym miejscu?
O. Andrzej Sąsiadek OFM Conv.: To jest miejsce wybrane. Jak sięgniemy do 1927 roku, to tu było pole. Ojciec Maksymilian Kolbe pierwsze, co zrobił, to postawił tu figurę Matki Bożej i powiedział: „ta ziemia jest Twoja”. Dzisiaj możemy powiedzieć, że ojciec Maksymilian myślał o tym, że skoro w pobliżu była kolej, to łatwo będzie rozprowadzać „Mały Dziennik” czy „Rycerza Niepokalanej”, tak, taki miał plan.
Jednak zawsze powtarzał, że to Ona znalazła to miejsce. Skłoniła serce księcia Druckiego-Lubeckiego, żeby podarował ten teren franciszkanom. Niepokalanów jest bardzo skromny. Ma piękną, skromną bazylikę, nie ma tu nic nadzwyczajnego, nie ma cudownej figurki, nie mamy cudownego źródełka. To miejsce jest uświęcone modlitwą braci i obecnością Mamy Bożej, która troszczy się o ten klasztor.
Kardynał Sarah, jak był u nas, przypomniał, że żyjemy na świętej ziemi. Ja o tym zapominam, ale kiedy widzę czasem pielgrzymów z Japonii, którzy przed bazyliką całują kostkę, bo przybyli na ziemię, po której chodził ojciec Maksymilian, to uświadamiam to sobie na nowo. Oni go kochają.
Ojciec Maksymilian był wizjonerem, który darzył czcią Matkę Bożą i wierzył w Jej opatrzność…
Dociera do mnie teraz to, dlaczego współbracia nazywali go „głupi Maksio”. Dlatego, że widział dalej. On miał takie myślenie, że jemu współczesnym nie przychodziło to do głowy, tak daleko ich mentalnie wyprzedzał. Jego pomysły były odważne, np. radio, lotnisko, to wszystko było za wielkie.
Ojciec pokazał, że można popłynąć w trzy miesiące do Japonii, nauczyć się języka, wydać „Rycerza” po japońsku i założyć klasztor. I to uratowany cudownie. Na budowę otrzymał teren Nagasaki, na zboczu góry, którego nikt nie chciał, a on wybudował klasztor „przyklejony” do góry. Potem okazało się, że to jest jedyny budynek ocalały po wybuchu bomby atomowej. On wszystko zawierzał przez ręce Niepokalanej.
Maryja obdarowywała braci łaskami także podczas trudnego okresu okupacji niemieckiej?
Podczas wojny ojcowie pomagali tutejszej ludności i Żydom, dlatego we wrześniu 1939 r. bracia zostali aresztowani. Jednak uwolniono ich 8 grudnia, więc ojciec Maksymilian odczytał to jako znak, że to Niepokalana ich uratowała. Wtedy zarządził adorację Najświętszego Sakramentu i dał trzy intencje: o uratowanie Niepokalanowa, w intencji uciemiężonej Ojczyzny, o pokój na świecie.
Od września Niepokalanów stał się światowym centrum modlitwy o pokój. Wiemy, że Maryja prosiła o modlitwę w intencji pokoju już w Fatimie…
W 1917 roku Matka Boża objawiła się w Fatimie, w tym czasie ojciec Maksymilian był w Rzymie i założył tam Rycerstwo Niepokalanej. On zawsze mówił, że Różaniec to najlepsze kulki na złego. Wojna jest wynikiem niepoukładanych serc, jest wynikiem grzechów świata, tych osobistych i tych narodowych. Myślę, że Maryja wzywając do modlitwy o pokój, myślała o tym pokoju w nas.
Czy wnętrze nowej Kaplicy Wieczystej Adoracji Najświętszego Sakramentu Gwiazdy Niepokalanej sprzyja modlitwie?
Kiedy wchodzimy do kaplicy, to nie ma nic, co nas rozprasza. Nie rozglądamy się, kaplica jest bardzo prosta i skromna. W centrum znajduje się ołtarz-monstrancja. Uwagę mogą przykuć witraże, na których ukazany jest powiew Ducha Świętego. Chrystus, który zmartwychwstał, mówi „pokój wam” i daje Ducha Świętego.
Od krzyża i pierwszego okna ku wyjściu „wędruje” elektrokardiogram, czyli zapis bicia ludzkiego serca. Jezus jako człowiek umiera na krzyżu, mimo to jest z nami zawsze, żyje w Eucharystii. Dlatego ten elektrokardiogram jest na wysokości Hostii, to jest przepiękna symbolika, że tu jest bijące Serce i Maryja, która jest pierwszą monstrancją Pana.
W Niepokalanowie modlitwa trwa nieustannie. Także w nocy. Dla kogo jest otwarta wtedy Kaplica?
Kaplica otwarta jest dla każdego. Na podobne pytanie ks. arcybiskupa Gądeckiego odpowiedziałem, że postaramy się, żeby Pan Jezus nie był tutaj nigdy sam, na co on mi odpowiedział, że Jezus jest tu obecny, żebyśmy to my nie byli sami. To jest klucz adoracji. Każdy z nas boi się samotności, co może być przyczyną frustracji.
A Pan Jezus mówi: „czekam na ciebie”. Ja Jestem, nigdy nie jesteś sam. Kaplica jest otwarta dla każdego, kto pragnie Jezusa, kto Go szuka, kto ma wątpliwości, kto przeżywa jakiekolwiek rozterki. Wiadomo, że każdy, kto przychodzi na modlitwę, zasypuje Pana Boga swoimi prośbami. Ojciec Maksymilian to przewidział, bo powiedział, że jak ktoś wejdzie do kaplicy i spojrzy na twarz Niepokalanej, to Ona już wszystkie sprawy z Jezusem załatwi. I wiem, że to już się spełnia.
W jaki sposób?
Tutaj już się dzieją cuda. Od momentu konsekracji Kaplicy Adoracji mam już świadectwa o trzech cudach, które tutaj się dokonały. Dwa z nich dotyczą fizycznych uzdrowień a jedno pogodzenia się rodziny, która od lat żyła w nieustannym konflikcie. Matka Boża sama potwierdziła, że to miejsce wybrała do modlitwy w intencji jedności i pokoju.
Pewien pan opowiadał mi, że przyjechał tutaj na adorację przed planowaną operacją, którą miał mieć za dwa dni. Modlił się w intencji rodziny, żeby w razie powikłań potrafiła pogodzić się z faktem, że może być niesprawny, na wózku. Kiedy zgłosił się do szpitala, po wstępnych badaniach okazało się, że choroby nie ma. Ten człowiek już zbiera dokumenty od lekarzy potwierdzające autentyczność tej łaski. Myślę, że wkrótce założymy księgę cudów.
Czy można nauczyć się adoracji?
Adoracja to jest czas, kiedy możemy wpatrywać się w Pana Boga. Każdemu mówię, że adoracja nie może trwać krócej niż pół godziny. Bo my przez piętnaście minut wysypujemy worek naszych próśb w intencji różnych spraw i tych, którzy zostawili swoje prośby. Dopiero potem jest czas na to, żeby usłyszeć, co Pan chce nam powiedzieć. Co On chce mi dać? On po to przyszedł, żeby dać mi pokój. Uczymy się adoracji, to nie jest prosta modlitwa. Czasem może wystarczy siedzieć i patrzeć na Jezusa.
Maryja, jak Jezusa urodziła, to tylko się na Niego patrzyła. Nie musiała Mu opowiadać: „słuchaj, teraz mamy trudną sytuację, jesteśmy w stajence, nie wiem, jak to będzie jutro, w ogóle to nie jest Ci zimno?”. Ona z zachwytem myślała, że to jest ten sam, który mówił w krzewie ognistym „Ja Jestem” a teraz zstąpił na ziemię. Adorować to być przy Jezusie.