Zakupy w markecie to wydarzenie, które niesie za sobą mnóstwo przeżyć. Zwłaszcza dla małego dziecka. A jak dla dziecka, to również dla rodzica. Warto zatem wziąć pod uwagę różne możliwości, które mogą pomóc, aby sklepowy czas był stratą co najwyżej zawartości portfela, a nie spokoju.
Czy warto zabierać dzieci na zakupy?
– Wybrałaś już sobie zabawkę? – zapytała mama.
– Tak – odpowiedziała dziewczynka, trzymając w ręku dwie sztuki.
– … miałaś wybrać tylko jedną – całkiem spokojnie odparła mama.
– Ale jak się kupi dwie, to jest taniej – odparła kilkulatka.
Uśmiechnęłam się na tę ekonomicznie racjonalną odpowiedź, którą usłyszałam tuż przy kasie. Od pewnego czasu przysłuchuję się różnym dialogom w marketach, przyglądam się, w jaki sposób dzieci przekonują rodziców na uzyskanie upatrzonych produktów.
Nieraz w duchu podziwiam tych, którzy decydują się zabrać swoje pociechy na zakupy, zwłaszcza w „gorącym” czasie przecen i promocji. Przypomina mi się chłopiec, który przekonywał swoją mamę do kupna flagi narodowej, bo uznał, że przyda mu się taki gadżet w jego przedstawieniu. I akurat przyszło mu to do głowy, jak zobaczył właśnie tę flagę.
Z jednej strony to okazja do uczenia ich gospodarności i dokonywania wyborów, a z drugiej może to być moment przeżywania frustracji, złości i zmęczenia po spacerze sklepowymi alejami. Wiele zależy od rodzica. Przychodzi mi do głowy kilka wskazówek…
Po pierwsze – Do zakupów przygotuj się w domu
Zanim wyjdziesz, zróbcie razem wspólną listę potrzebnych rzeczy. Jeszcze w domu, dopóki nie przemówią półki sklepowe, jest szansa, że do głosu dojdą aktualne potrzeby czy braki w domowych zapasach. To także dobry moment, żeby umówić się z dzieckiem np. na kupienie jednej wybranej rzeczy i porozmawianie czy jest to akurat możliwe.
Po drugie – wyznacz zadanie
Jeśli to możliwe, angażuj dziecko w robienie zakupów, odnajdywanie w sklepie produktów z listy, wkładanie do koszyka, wyjmowanie na taśmę itd. Poczuje wtedy, że jest pomocne. Dzięki temu, że wyznaczysz mu cel, jego uwaga będzie skupiona nie tylko na skanowaniu sklepowych półek w poszukiwaniu rarytasów dla siebie, ale także na sprawnym wykonaniu zadania.
Po trzecie – bądź konsekwentny
Jeśli masz umowę z dzieckiem na jedną rzecz, to tego się trzymaj. Jest to trudne, zwłaszcza gdy zwycięsko przebrnęliście przez marketowy gąszcz okazji, a tu nagle przy kasie czai się mnóstwo zachęt do kupienia: słodycze, zabaweczki, kolorowanki. Nie jest to złe, ale też może stanowić ostatnią pokusę tuż przed wyjściem ze sklepu. Spotkałam się z takim rozwiązaniem, że są kasy bez słodyczy, wtedy warto skierować się w tamtą stronę.
Po czwarte – bierz pod uwagę możliwości swoje i dziecka
Jeśli nie stać cię akurat na to, co wybrało dziecko, postaraj mu się to wytłumaczyć. Dzięki temu uczysz je, że nie zawsze wszystko jest dostępne, że czasem trzeba poczekać, oszczędzać, wybierać itd. Możesz się z nim tak umówić, że będziecie na tę rzecz odkładać pieniądze. A jeśli chodzi o możliwości dziecka, to przypomina mi się jeden z eksperymentów Piageta dotyczący rozwoju umysłowego dzieci. Jeśli twoja pociecha wybierze jedną drogą rzecz, możesz zaproponować dwie, które razem będą kosztować mniej.
Dziecko ucieszy się, że ma dwa produkty a nie jeden. Albo gdy wybrana rzecz jest mała i droga, to zaproponuj mu inną, większą, ale tańszą. Powinno się ucieszyć z tego, że w efekcie ma coś większego. Ta zasada działa mniej więcej do 7. roku życia, kiedy jeszcze umysł dziecka jest w stadium przedoperacyjnym, a więc nie potrafi dokonywać operacji logicznych. Taka mała sztuczka, ale naprawdę działa!
Nie zabieraj dziecka na zakupy, jeśli…
– …nie masz czasu albo sił, by uczyć je wybierania, rozmawiania z nim o tym, co mu się podoba, co by chciało i dlaczego coś możecie kupić, a czegoś nie. Jeśli potrzebujesz zrobić szybkie zakupy i zabierasz ze sobą dziecko, to prawdopodobnie będzie ono zwalniać twój sklepowy maraton, zatrzymując się przy atrakcyjnych dla niego miejscach. Doświadczy dużej ilości bodźców trudnych do przyswojenia w krótkim czasie (zapachy, dźwięki, obrazy), co może wywołać frustrację i niepotrzebny dla was stres.
– …wybierasz się na zakupy przed świętami. Sama byłam zawiedziona, kiedy w tzw. czarny piątek zobaczyłam ogromną stertę pluszowych misiów rzuconą na środku wielkiego supermarketu. Jak potem taki miś ma być tym jedynym, wymarzonym, wyjątkowym, skoro pełno takich samych w sklepie i to jeszcze „rzuconych” na pastwę promocyjnych okazji? Nie chciałabym zobaczyć takiego widoku jako kilkulatka.
Poza tym z każdej półki coś przykuwa naszą uwagę, migocze, błyszczy – ileż razy nam, dorosłym trudno się oprzeć takim zachętom, a co dopiero dzieciom, które mogą dostać zawrotu głowy od takiego nadmiaru. I właściwie dlaczego dziecko ma poczuć „magię świąt” akurat na sklepowej wyprzedaży, a nie w swoim domu, w rodzinnej atmosferze…?
Zakupy w markecie to wydarzenie, które niesie za sobą mnóstwo przeżyć. Zwłaszcza dla małego dziecka. A jak dla dziecka, to również dla rodzica. Warto zatem wziąć pod uwagę różne możliwości, które mogą pomóc, aby sklepowy czas był stratą co najwyżej zawartości portfela, a nie spokoju, a także, aby przyniósł korzyści liczone nie tylko zawartością koszyka.
Read more:
Gdy zakupy stają się ucieczką od problemów… Kiedy grozi nam zakupoholizm?
Read more:
Jak połączyć macierzyństwo i duchowość? Mówi Monika z bloga Manymum
Read more:
Młodzieńcza cierpliwość na wymarciu. Czy w szybkim świecie umiemy jeszcze czekać?