Mimo że otrzymał Krzyż Żelazny I stopnia i osobiście poznał Hitlera, to wkrótce nie chciał mieć nic wspólnego z państwem, którego twarzą był Führer.Ojciec Rupert Mayer poznał osobiście Hitlera w 1919 r. Jedna rozmowa wystarczyła jezuicie do dostrzeżenia, jak niebezpiecznym demagogiem jest przyszły dyktator i jak szkodliwa jest ideologia, którą głosi. Nic dziwnego, sam był już wtedy doświadczonym duszpasterzem i byłym kapelanem niemieckich żołnierzy. Za odwagę, z jaką im służył na frontach I wojny światowej, otrzymał najwyższe niemieckie odznaczenie wojskowe – Krzyż Żelazny I stopnia. To, jak i reszta jego pracy kapłańskiej, sprawiało, że był niepodważalnym autorytetem dla niemieckich katolików.
Jezuita posługujący na dworcu
O tym, że chce wstąpić do Towarzystwa Jezusowego, powiedział rodzinie tuż po zdaniu matury. Ojciec doradził mu, pewnie licząc, że syn zmieni z czasem zdanie, aby przyjął święcenia jako kapłan diecezjalny. Wtedy, na przełomie XIX i XX w., jezuici nie mogli działać na terenie Cesarstwa Niemieckiego i władze tworzyły wokół tego zgromadzenia bardzo negatywną opinię.
Młody Rupert był posłuszny ojcu: jako osoba świecka ukończył filozofię i teologię, by w 1899 r. przyjąć święcenia, a rok później wstąpić do nowicjatu jezuitów w Austrii. Dwanaście lat później rozpoczął pracę w Monachium, w parafii św. Michała Archanioła, jednak jego miejscem posługi stał się wkrótce… dworzec.
Czytaj także:
11 zakonnic dobrowolnie poszło na śmierć, ratując życie 120 osób. Męczennice z Nowogródka
Duszpasterz imigrantów
Związane było to ze szczególną grupą społeczną, której duszpasterzował o. Mayer. Otóż byli to imigranci, zarówno ci z innych krajów, jak i wewnętrzni, przyjeżdżający do dużego miasta w poszukiwaniu pracy i lepszego życia. Ubodzy, narażeni na wyzysk, a kobiety – na zmuszanie do prostytucji – stanowili świetny łup dla oszustów.
Ojciec Mayer karmił ich, szukał im uczciwej pracy i miejsc do mieszkania. Założył wraz z dwoma innymi kapłanami żeńskie Zgromadzenie Sióstr Świętej Rodziny służące pomocą ubogim kobietom. Niestety, dwa lata po tym, jak rozpoczął pracę z ubogimi wybuchła I wojna światowa. Ojciec został kapelanem i wyruszył na wschodni front.
O jego odwadze krążyły legendy. Był z żołnierzami zawsze: w okopach, na pierwszej linii frontu, trwał pod ostrzałem przy umierających, dopóki nie skonali. Żołnierze przy nim odzyskiwali nadzieję, karmili się jego męstwem. Nie było mu dane zostać na wojnie do jej końca – w 1916 r. osłonił własnym ciałem przed granatem innego walczącego i stracił nogę.
Kulawy apostoł
Po leczeniu, w 1918 r., wrócił do Monachium. Liczba biedaków wzrosła, doszli wojenni inwalidzi i ci, którzy psychicznie nie potrafili sobie poradzić z piekłem, jakie przeszli na froncie. Ojciec Mayer oddał całego siebie opiece nad nimi. Wpadł też na pomysł, jak skrócić wiernym drogę do Chrystusa – zaczął odprawiać msze na dworcu. Wkrótce zaczęto mówić, że parafią tego jezuity jest całe Monachium. Niepotrzebne były media społecznościowe, żeby znało go całe miasto.
Miesięcznie wygłaszał ok. 70 kazań i konferencji. Nie obawiał się zdecydowanie występować przeciw rosnącej w siłę NSDAP oraz komunistom. Kiedy w 1933 r. Hitler doszedł do władzy, rozpoczęto próby uciszenia monachijskiego jezuity.
Czytaj także:
„Mąż szukał w pogorzelisku kości dzieci”. Przeżyła ludobójstwo z rąk UPA
Błogosławiony o. Mayer
Naziści nie mogli po prostu skazać go na obóz czy karę śmierci – cieszył się zbyt dużym autorytetem. Wymuszono na nim rezygnację z publicznego głoszenia. Jednak jego kazanie na mszach były tak płomienne i skuteczne, że wkrótce aresztowano go i wymuszono na jego przełożonych, by zakazali mu głoszenia. Kiedy okazało się, że milczenie o. Mayera jest wykorzystywane przez propagandę do ośmieszania go, zdjęto zakaz, by mógł się bronić.
Uwięziono go więc na 5 miesięcy w Landsbergu. Wyszedł wcześniej dzięki amnestii. W celi zostawił swój Żelazny Krzyż – nie chciał mieć już nic wspólnego z państwem, którego twarzą stał się Adolf Hitler. Wrócił do Monachium. W międzyczasie wybuchła II wojna światowa, a działalność jezuity nadal skutecznie wzmacniała ruch oporu, więc aresztowano go w listopadzie 1940 r. i skazano na obóz koncentracyjny w Sachsenhausen.
Warunki obozowe i wiek więźnia sprawiły, że szybko podupadł na zdrowiu. Obawiając się, że śmierć w obozie uczyni z o. Mayera męczennika, naziści odesłali go do opactwa w Ettal, w Bawarii. Tam dożył do końca wojny.
Zmarł w Monachium kilka miesięcy po jej zakończeniu, odprawiając mszę św. Mówił właśnie kazanie o potrzebie naśladowania świętych, kiedy nagle upadł. Powtórzył tylko trzykrotnie słowo: „Pan” i odszedł.
Beatyfikował go w 1987 r. Jan Paweł II.
Czytaj także:
“Nade mną stał Niemiec i płakał. Łzy mu leciały z oczu”. Wspomnienia powstańca