Lęk? Odraza? Zazdrość? Jakie reakcje wzbudza w tobie temat pieniędzy? Czy są darem czy przekleństwem? Dobrem czy złem? Jak mieć pieniądze i jednocześnie pozostać dobrym katolikiem?
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Katolicy boją się rozmawiać o pieniądzach. Ludzie boją się tego tematu, czy to w Kościele czy poza nim. Obowiązujący od setek lat savoir-vivre nie pochwala rozmów o pieniądzach, a w czasach kiedy ten system dobrych manier się kształtował wynikało to z tego, że osoby dobrze wychowane najczęściej wywodziły się z wyższych, bogatszych sfer. Rozmawiając o pieniądzach, nie chciały stawiać w niezręcznej sytuacji rozmówców, biedniejszych od siebie.
Czytaj także:
Modlitwa na czas kłopotów finansowych. Raczej nie zaszkodzi
Co Pismo Święte mówi o pieniądzach?
Pieniądze w Kościele kojarzą się chyba niestety najczęściej z przewinieniami kapłanów, przedstawiających cenniki za łaski sakramentów. A przecież każdy z nas pieniędzy używa, pieniędzy potrzebuje w codziennym życiu. To, czego według mnie powinniśmy się obawiać jako katolicy, to nie pieniądz sam w sobie, ale chciwość pieniędzy. Sytuacja, kiedy zamiast Boga Jedynego stawiamy na pierwszym miejscu bożka bogactwa, bożka pieniądza. Kiedy mamy więcej niż niezbędne minimum, musimy bardzo pilnować swojego sumienia, ponieważ niezwykle łatwo jest wpaść w sidła pokus. Mówi o tym apostoł, święty Paweł w Pierwszym liście do Tymoteusza:
Mając natomiast żywność i odzienie, i dach nad głową, bądźmy z tego zadowoleni. A ci, którzy chcą się bogacić wpadają w pokusę i w zasadzkę oraz liczne nierozumne i szkodliwe pożądania. One to pogrążają ludzi w zgubę i zatracenie. Albowiem korzeniem wszelkiego zła jest chciwość pieniędzy. Za nimi to uganiając się, niektórzy zbłąkali się z dala od wiary i siebie samych przeszyli wielu boleściami (1 Tm 6, 8-10).
Ten fragment może być dla nas wskazówką, że najpierw warto być wdzięcznym za to, co się ma. Cieszyć się z tego co mamy, by nie dać się oszukać, że czegoś nam ciągle brakuje, więc zamiast ufać Bogu, uganiamy się za pieniędzmi, które stają się ważniejsze niż Bóg.
Czytaj także:
12 biblijnych rad na temat pieniędzy i dóbr materialnych
Czy katolik musi być biedny?
Pieniądz jest narzędziem. Według oficjalnej definicji jest środkiem wymiany gospodarczej. To od nas zależy, czy wykorzystamy go do czynienia dobra, czy też do zła. Możemy użyć pieniędzy do służenia dobru, drugiemu człowiekowi, rodzinie, potrzebującym. Możemy jednak wykorzystując pieniądze (a nawet ich brak) czynić zło. Pielęgnować w sobie zazdrość, że inni mają więcej, lepiej. Kupować sobie, bez wyraźnej potrzeby więcej, by samemu się wywyższać nad innymi.
Ale katolik nie musi być biedny jak mysz kościelna. Już w starym testamencie, odnajdujemy teksty o przymierzu Boga z człowiekiem, w którym obiecuje mu bogactwa. Jedyne, czego Bóg oczekuje, to właśnie wdzięczności i uświadomienia sobie, że to co mam, otrzymałem. Zarabiasz dużo za swoją pracę? Nie ma powodu do wstydu. Dziękuj Panu za zdolności, jakimi cię obdarzył, byś mógł wykonywać swoje zajęcia. Obyś nie powiedział w sercu: “To moja siła i moc moich rąk zdobyły mi to bogactwo”. Pamiętaj o Panu, Bogu twoim, bo On udziela ci siły do zdobycia bogactwa, aby wypełnić dzisiaj przymierze, jakie poprzysiągł twoim przodkom (Pwt 8, 17-18).
Jednocześnie też zachęcani jesteśmy do wspierania naszymi pieniędzmi ubogich, przy zapewnieniu, że Bóg odda nam za naszą hojność stokrotnie.
Dlaczego wstydzimy się rozmów o pieniądzach?
Wróćmy jeszcze na chwilę do tego unikania rozmów o pieniądzach. Jeszcze o ile wynika to z chęci ochrony rozmówcy przed jakimś zażenowaniem i jest formą dbania o drugiego człowieka, to jeszcze nie dopatrywałabym się w tym niczego niepożądanego. Jest jednak taki rodzaj tabu w tematyce finansów, który rodzi nieco więcej niepokoju.
W korporacjach, ale też i w mniejszych firmach, jest przyjęta zasada, że nie rozmawia się o wysokości zarobków. Można poruszyć kwestię pensji jedynie ze swoim szefem, ale nigdy z kolegą zza biurka. Jedyne osoby w firmie, które wiedzą, ile dany pracownik zarabia, to szef i księgowa. Nie pyta się kolegi o wysokość kredytu, ani ile dokładnie zarabia. Czy jednak nie rodzi to możliwości prowadzącej w niektórych przypadkach do takich sytuacji, że dwóch pracowników, na takim samym stanowisku, mających jednakowe obowiązki zarabia zupełnie inne kwoty, ponieważ jeden z nich w procesie rekrutacji podał swoje oczekiwania na niższym poziomie niż pierwotnie planowano przeznaczyć na pensję? Prezes może w ten sposób oszczędzać na tym, który miał skromniejsze wymagania, tworząc lub przyzwalając na swego rodzaju cichą niesprawiedliwość społeczną.
Czytaj także:
Pieniądze w Kościele. Masz gęsią skórkę? Przeczytaj ten tekst!
W tej chwili jesteśmy świadkami, jak powoli zmienia się rynek i okazuje się, że niektórzy headhunterzy w ogłoszeniach o pracę podają konkretne widełki zarobków, jakich może spodziewać się kandydat wybierając się na rekrutację do danego miejsca. Ogłoszenia z reguły są publicznie dostępne, a zatem pracownicy wiedzą, ile nowy będzie zarabiać. I powoli przestaje być to gorszące czy zdumiewające. Taka transparentność jest raczej dobrym przejawem. Można dzięki niej uniknąć nierówności i wykorzystywania pracowników przez nierówne płace.
Pytania o pieniądze. Zleceniodawcy są zobowiązani płacić wykonawcom w terminie. Jednak niestety częstym, aczkolwiek haniebnym procederem jest przeciąganie płacenia przez długi czas. Osławiony mało śmieszny żart: “Proszę mi zrobić logo za darmo. Pan sobie to wpisze do portfolio” wciąż niestety ma swoje miejsce w rzeczywistości. Jako pracodawcy w świetle wiary nie powinniśmy zatrzymywać zapłaty za wykonaną pracę. Z kolei jako pracownicy mamy prawo pytać, skąd zwłoka z wypłaceniem wynagrodzenia. W Biblii możemy znaleźć w wielu miejscach słowa na potwierdzenie tej tezy: Godzien jest robotnik zapłaty swojej (1 Tm 5, 17).