separateurCreated with Sketch.

Słownik Kobiet: Gruba

GRUBA
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Magda Frączek - 19.10.18
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Słyszymy to w czterech ścianach swojej głowy lub przy tzw. okazji. Siedzisz na spotkaniu rodzinnym, a tu – ni z tego, ni z owego – jakaś ciotka czy wujek postanawiają wyeksponować wątpliwej przyjemności „komplement” w stylu: „o, zaokrągliłaś się”, „trochę cię przybyło od ostatniego razu”.

Doświadczenie wysiedlenia

Co to w ogóle znaczy – jestem gruba? Z jednej strony opowiadamy tak swój wygląd. „Gruba” jest wtedy, gdy przekroczę dopuszczalny przez siebie rozmiar.

Pierwszy raz powiedziałam tak o sobie, gdy po urodzeniu syna nie weszłam w jedne spodnie. A potem w drugie i w trzecie. Gdy idąc na zakupy, pierwszy raz nie znalazłam na siebie rozmiaru. Zagraniczne sieciówki zamaszyście pokazały mi środkowy palec. Poczułam złość i wstyd. I panikę wynikającą z tego, że nie rozumiem, jak, kiedy i gdzie to się stało. I że nie mam pojęcia jak „wrócić do siebie”.

Nigdy nie sądziłam, że przyjdzie mi zmierzyć się z tematem dodatkowych kilogramów. Nie byłam przygotowana na starcie z samą sobą i z tysiącem obaw wynikających z wielkich przemian, jakie przez ostatnie dwa lata przeszło moje ciało. Nie sądziłam, że kiedykolwiek doświadczę uczucia wysiedlenia z siebie i lęku przed oceną. Tak, bycie „grubą” jest jednym z trudniejszych życiowych doświadczeń, z którym przychodzi się nam (z)mierzyć.

 

Jak przeżywa siebie gruba kobieta?

„Gruba” to taka z drugim podbródkiem skrzętnie ukrywanym pod stertą uśmiechniętych selfie. „Gruba” to niepewna między szczupłymi niewiastami, szczególnie tymi, które odżywiają się kaloriami i w jakimś kosmicznym akcie niezauważalnym gołym okiem, wyrzucają je z siebie na zewnątrz.

„Gruba” to przejmująca się spojrzeniem innych. W jednych przypadkach mniej, w innych wręcz paranoidalnie. „Gruba” to ta z przemożną pokusą pokazywania swojemu ciału, że jest złe, że nie powinno być takie, że tak naprawdę, z trzewi, to się go wcale nie chce. „Gruba” to kobieta zaproszona do zamanifestowania swojej siły i słabości.

Dobrze wiemy, że nie o sam rozmiar tu chodzi, ale o emocje i sposób przeżywania siebie, jako kobiety niewpisującej się w modelowy rozmiar. Mówię o otyłości wynikającej z choroby, z sytuacji życiowej, z zażywania hormonów. O otyłości okresowej albo takiej „od dziecka”.

Bycie większą niż się chce zawsze niesie ze sobą jakiś przepracowany lub nie kryzys egzystencjalny. Nie jest możliwe, aby w kulturze tak zorientowanej na ciało, przejść przez ten temat niezauważoną. W którymś momencie trzeba odpowiedzieć sobie na szereg pytań. Najlepiej bez ogródek i podcinających skrzydła pocieszeń. Ze świadomością tego, że jest się dla siebie najważniejszą osobą na świecie, z odważnym dystansem, ciepłem i świadomością swojej wartości.

Moim największym życiowym odkryciem jest to, że ważniejszym od tego, czy moje ciało musi coś zrobić (np. schudnąć) jest to, że może. Może jeść zdrowo. Może przebiec kilkaset metrów. Może doświadczać wysiłku fizycznego. Ciało jest niezwykłe. Potrzebuje tylko dobrego traktowania, uważności i przyjaciela.

Ciało nie tylko się zmienia. Ono może przemieniać nas, nasze umysły. Podsuwa wyzwania, które inspirują nas do nowych rozwiązań. I nie chodzi o to, aby jutro przebiec półmaraton albo przesiedzieć pięć godzin na siłowni. Wystarczy, że zacznę oddychać. Głęboko. Świadomie. Poczuję, że jestem. Że moje ciało popycha mnie do życia. I że za tym pójdę.


KEIRA KNIGHTLEY, KSIĘŻNA KATE
Czytaj także:
Czy matka po porodzie może wyglądać dobrze? Keira Knightley vs. księżna Kate


MATKA Z DZIECKIEM
Czytaj także:
„Daj się ponieść” – o dochodzeniu do siebie po ciąży


KOBIETA PO 30
Czytaj także:
Nie muszę wstydzić się ani siwych włosów, ani zmarszczek! To ja!

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.