Przyznam, że mam czasami dość, kiedy ktoś mi mówi, że mam o siebie dbać. Szczególnie, kiedy jestem w ciąży, bo sama konstrukcja zdania wskazuje, że mam zadbać o siebie teraz dla dziecka. Przecież mam dbać o siebie także dla siebie, może nawet przede wszystkim dla siebie. Tryb rozkazujący zdania nie pomaga w tym, by dbać o siebie. Czy jest to w ogóle możliwe przy małych dzieciach, kiedy jedyne czego się pragnie, to snu w tonach?Zwlekasz się z łóżka po nieprzespanej nocy, stajesz przed lustrem i… nie masz na nic ochoty. Chcesz przetrwać kolejny dzień z malutkim berbeciem przy piersi i zastanawiasz się, czy do chodzenia po domu wśród kolkowego płaczu jest sens przebierać się z piżamy. Makijaż, pożywne śniadanie, zdjęcie wesołej i radosnej mamy? Litości, snu! Snu w kilogramach czy nawet tonach!
Czas jednak mijał i ta matczyna rzeczywistość stawała się dla mnie samej łatwiejsza, można nawet powiedzieć, że bardziej przewidywalna. Ale dalej coś nie trybiło w tym, aby… wziąć się w garść, jak mówiła moja babcia. Okazało się, że dobrze mi było w moim nieogarnięciu, może nawet lenistwie. W końcu przyszedł czas, by odzyskać samą siebie – wołały o to inne relacje, pragnienia, wyrzuty sumienia, poczucie winy i to marzenie, by wnosić radość w miejsce, w którym jestem, a nie posępne spojrzenie.
Zaczęłam kurację domowego spa w pięciu wymiarach. To nie jest tylko wygląd, ale coś znacznie większego. Można mieć rozwiane włosy i niewyspane oczy, ale być niesamowicie zadbaną kobietą. Osobiście widzę, że pewna harmonia pięciu wymiarów zadbania o siebie jest ważna. Nie czuję się pełną, ułożoną układanką bez zadbania o wygląd, wymiar intelektualny, zdrowotny, duchowy i emocjonalny.
Jak się widzę, tak się czuję?
Na pierwszy rzut idzie, choć nie jest to wymiar według mnie najważniejszy, wygląd. Na samym początku macierzyństwa szczególnie trudno było mi dbać o niego, po prostu to było na szarym końcu moich priorytetów. Potem jednak zauważyłam, że zaczynam czuć się źle z samą sobą.
Musiałam znaleźć sposób na to, aby być po prostu kobietą zadbaną i zadowoloną z siebie samej. Jak to zrobiłam? Przeanalizowałam sobie, jak wygląda mój dzień. Zobaczyłam wtedy, że robię dużo rzeczy, które nie mają sensu przy dzieciach. Po co np. układać zabawki, którymi zaraz będą się bawić? Traciłam czas na niepotrzebne czynności, zamiast poświęcić go sobie.
Mamy też mogą czytać… serio!
Zawsze miałam zacięcie naukowe. Rozwijanie się, czytanie, uczenie się to część mnie. Bez tego nie potrafiłabym określić, kim jestem. Dbam o siebie intelektualnie – czytam, przeglądam, dopytuję, piszę robię szkolenia.
Zawsze słyszę pytanie: kiedy to robię, nie mając pomocy przy dzieciach? Część rzeczy mogę robić przy karmieniu piersią, inne wcześnie rano, jeszcze inne przy obieraniu ziemniaków. Czasami uda mi się przejrzeć (bo nawet nie przeczytać) gazetę w ciągu dnia, i to tyle. Ale biorę coś dla siebie.
Szlachetne zdrowie ciała, ducha i emocji mile widziane
Dbanie zdrowotne z kolei weszło mi w nawyk po ciążach. Do pełni jednak takiej troski o siebie muszę dodać duchowość i emocje. Ten wymiar duchowy dbania o siebie pozwala mi na zauważanie wielu rzeczy we mnie, zrobienia analizy tego, co robię i jaka jestem w konfrontacji do tego, czego pragnę i jaka chcę być.
Tutaj pomagają mi medytacje i czytanie Pisma Świętego i wiele innych rzeczy o których pisałam np. w tekście o głębokiej duchowości mamy. Całość z kolei wpływa na wymiar emocjonalny: to, jak odbieram rzeczywistość i co najważniejsze: ludzi, w tym tych, których mam blisko siebie.
Czasami warto przystopować
Jeśli dbałość o któryś wymiar szwankuje, zaczyna się u mnie jakby depresyjne zmęczenie. To znak, że muszę przystopować. Spada mi nastrój, zaczynam widzieć wszystko w ciemniejszych barwach. Macierzyństwo jednak w pakiecie obowiązkowym ma jednak punkt „dbania o siebie”, okazuje się, że faktycznie – bez tego ani rusz.
Read more:
Urlop macierzyński wyciśnij jak cytrynę
Read more:
Duchowe lektury, które ratują moje macierzyństwo
Read more:
Matka-wpadka. 13 najśmieszniejszych macierzyńskich “porażek”