Dla kobiety rodzina jest najważniejsza. Dla mężczyzny również. Także czujesz, że nie ma w tym żadnej walki, żadnych przetargów i żadnych nadużyć? Jest wspólne życie, wybrane z własnej woli.
Wychowałam sobie męża?
„To twój mąż zmienia dziecku pieluchy?” – zapytał mnie ktoś pewnego razu. Odpowiedziałam, że tak. Znowu zdziwienie. „Ale tak sam z siebie?”. „Tak, o ile z własnej nieprzymuszonej woli chce się przewinąć dziecięcą kupę”. Odpowiedź, którą usłyszałam, podziałała na mnie osłabiająco: „Dobrze sobie go wychowałaś!”. No tak. Wychowałam. Wychowałam męża. Swoją kobiecą krwawicą.
Druga sytuacja. Siedzimy ze znajomymi w kawiarnianym ogródku. Syn odznacza się przemożną potrzebą przemierzania świata. Wzdłuż i wszerz. O własnych siłach. Mąż wstaje i towarzyszy mu w eksploracji otoczenia. Zaczepia mnie znajomy: „On (czyt. mąż) tak sam z siebie chodzi za dzieckiem?”. Odpowiadam, że tak, że to przecież jego tata, że to nic dziwnego. W tym momencie spada na mnie zdanie: „Mam nadzieję, że go sobie tak nie wychowałaś”. I śmiech. Jednostronny.
Syndrom maminego rosołu
W sumie, o cokolwiek nie byłabym podejrzana, tkwi w nas – jak kamień w bucie – przekonanie, że kobieta jest tą, która ogarnia domowe życie i odpowiada za relację z dzieckiem. Wmawia się nam, że robimy to najlepiej. Że sprzątamy dokładniej. Że wiemy, gdzie wszystko leży. Że jesteśmy nieproporcjonalnie bardziej empatyczne. Że jak mama ugotuje rosół, to to jest taki rosół maminy. Tato nawet niech nie staje w szranki.
Kobiety przez wiele lat dowartościowane były jedynie w obszarze życia rodzinnego. Kiedy brałyśmy się za inne dziedziny życia, odbierano to jako potencjalne kulturowe ryzyko. Dogłębnie poruszyła mnie biografia żony Alberta Einsteina. Równie utalentowana matematycznie nigdy nie spotkała się z właściwym uhonorowaniem i możliwościami, na jakie mógł liczyć jej mąż. Tylko dlatego, że była kobietą.
Czytaj także:
Einstein i jego żona, czyli kto naprawdę stworzył teorię względności
„Co robi twoje dziecko, kiedy jesteś w pracy?”
Te z nas, które otwarcie mówią o potrzebie spełnienia się w życiu publicznym, społecznym i artystycznym, odbierane są z pewną dozą podejrzliwości. „Co robi twoje dziecko, kiedy jesteś w pracy?” – to pytanie kierowane jest bardzo precyzyjnie. W stronę kobiet. Jesteśmy obyczajowo wezwane do tłumaczenia się z decyzji, jakie podejmujemy. Musimy podkreślać, że nie są wymierzone w rodzinę.
Kiedy zaczyna się mówić o potrzebie przemiany mentalności i nowym podziale domowych zadań pomiędzy kobietę i mężczyznę (tak, to słowo bardziej niż „obowiązki” oddaje sens takowych), wielu z nas odczuwa niepokój lub po prostu wpada w panikę.
Odzyskiwanie równowagi
Model, w którym kobieta jest niezniszczalnym i kompletnym managerem domu z punktu widzenia kultury i tradycji wciąż wydaje się optymalny. Tymczasem, jak wszystko w naturze, także i on domaga się przewartościowania, odzyskania równowagi.
Choćby dlatego, że powoli dojrzewamy do faktu, iż rodzinę budują dwie osoby. Kobieta i mężczyzna. Nikt nigdy nie udowodnił i nie udowodni, że kobieta powinna chcieć jej bardziej. Nikt nigdy nie dowiedzie, że mężczyzna nie ma zasobów (lub ma ich zbyt mało) do angażowania się w życie własnej rodziny.
Czytaj także:
Słownik Kobiet: Nieśmiałość
Zimna wojna topnieje
Właśnie tu tkwi dysharmonia – w owym „lepiej” kobiety i „słabiej” mężczyzny. Gdybyśmy w końcu zdemilitaryzowali tę zimną wojnę i zobaczyli, że funkcjonowanie domu odbywa się stuprocentowo niezależnie od płci i jednocześnie całkowicie dzięki braniu odpowiedzialności przez tworzących go kobietę i mężczyznę – odczulibyśmy ulgę i czerpalibyśmy z tego doświadczenia pełnymi garściami. Niezależnie od umów zawartych kiedyś między ludźmi.
Na obrazie kobiety, codziennie rano wbijającej się w uniform – sukienkę w kwiaty, dres, ołówkową spódnicę albo t-shirt i jeansy, kobiety koordynatorki wielkiego projektu pt. dom, zaliczającej niekończące się nadgodziny, powoli widać już wyłomy.
Wspólne życie, wspólne zadanie
Same, mniej lub bardziej odważnie, zwalniamy się z obowiązku ogarniania wszystkiego. Z delegowania zadań. Z proszenia o pomoc wynikającego z ogólnie przyjętego przeświadczenia, że to właśnie my sprawujemy pieczę nad wszystkimi (pardon!), duperelami, które konstruują rodzinne życie.
Dla kobiety rodzina jest najważniejsza. Dla mężczyzny również. Czy także czujesz, że nie ma w tym żadnej walki, żadnych przetargów i żadnych nadużyć? Jest wspólne życie, wybrane z własnej woli. Życie oparte na szacunku i autentyzmie relacji. Dopiero ta myśl generuje pokój.
Czytaj także:
Czy chodzi o to, aby mąż pomagał żonie w domu? Nic z tych rzeczy!
Czytaj także:
Mąż nie pomaga mi w domowych obowiązkach